Opowiadania RP

Opowiadania Roleplay - fantastyczne światy, fantastyczne postaci.


  • Index
  •  » Dzieła
  •  » Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

#31 2018-08-03 12:08:21

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Kilka dni później jeziorko zamarzło już na tyle, by można było wejść na lód bez ryzyka zarwania go. Wszystkie dziewczyny z zamku i niektórzy chłopcy przywdziali łyżwy i wyszli na jezioro jeździć. Także Raissa i bliźniaki znaleźli się na szklistej tafli. Cała trójka ubrana w ciepłe, czarne wełniane płaszcze, kozaki do połowy łydki do których doczepiało się łyżwy, szaliki, rękawiczki i czapki. Obaj chłopcy trzymali kotołaczkę za dłonie, by się nie przewróciła gdy próbowała jazdy po raz pierwszy. Ze względu na to, że dziewczyna dopiero się uczyła zaholowali ją nieco bardziej na środek, gdzie lód był gładszy i nie było prawie nikogo prócz ich trójki. Ale im bliżej środka, tym lód był cieńszy. Fabien zauważył to jako pierwszy, ale nie przejął się tym zbytnio, ponieważ bardziej zależało mu na zdaniu brata i przybranej siostry, niż na zaznaczeniu tego jako pierwszy. Skoro oni tego nie zauważyli, albo nie przejmowali się tym, nic nie wspomni. Uznają go za tchórzliwego kurczaka jeśli zacznie ich namawiać do powrotu bliżej. Ale gdy lód co jakiś czas niebezpiecznie trzeszczał postanowił się odezwać.
- Może powinniśmy wrócić? Tu lód jest dużo cieńszy niż tam wcześniej, zresztą odjechaliśmy już nieco za daleko... - zaczął odkrywając usta zakryte szalikiem. Zatrzymali się. Damien puścił dłoń Raissy i zaczął się popisywać jeżdżąc tyłem na łyżwach.
- A co, obleciał cię strach, braciszku? - zaśmiał się. Końce szalika powiewały przed nim gdy beztrosko jechał do tyłu z rękoma założonymi za plecami. Śmiech przerwał mu dopiero głośny trzask i upadek. Lód złamał się pod nim i chłopak poleciał do tyłu uderzając głową w taflę, po czym zniknął pod powierzchnią wody. Fabien natychmiast rzucił się w stronę brata, ale Raissa go przytrzymała.
- Jedź szybko po pomoc, ja zostanę, postaram się go wyciągnąć! Zrobisz to szybciej!
Tylko kiwnął głową cały blady i ruszył do najbliższego brzegu. Raissa dopadła skraju przerębla. Sekundę później wynurzył się Damien chlapiąc na wszystkie strony wodą i parskając. Blady z sinymi wargami i rozbitą głową. Raissa odczołgała się kawałek, po czym podała mu szalik i próbowała go wyciągnąć. Ale lód był za cienki, a Damien zbyt bardzo się miotał w lodowatej wodzie. Powoli ściągał dziewczynę do przerębla. Raissa uświadomiła sobie, że tak nie da rady i sama wpadnie z nim do wody. Odczołgała się jeszcze kawałek, po czym położyła się na lodzie wbijając czubki łyżew tam, gdzie wydawało jej się, lód jest grubszy. Zanim Fabien wrócił z Kastorem jego brat siedział kawałek dalej obok sterty swoich mokrych ubrań i owinięty był płaszczem Raissy. Dziewczyna stała obok lekko przytupując z zimna, bo miała teraz na sobie tylko sukienkę i grube rajstopy. W ciągu kilku minut znaleźli się w zamku. Fabien zabrał powoli zamarzające ubrania brata, a Kastor oddał Raissie swój płaszcz i zabrał Damiena, który cały się trząsł z zimna i nie wyglądał ani trochę lepiej, rana głowy krwawiła. W przeciągu pół godziny od wejścia do zamku chłopak znalazł się przy kominku, z kubkiem gorącej czekolady w jednej dłoni i przytrzymując opatrunek głowy w drugiej, owinięty kilkoma kocami. Raissa i Fabien również siedzieli przy kominku ze zbawiennym napojem, a Kastor wrócił po resztę dzieciaków, by czasem któreś znów nie wpadło do wody.
    Gdy wrócił usiadł obok nich.
- Co wam wpadło do łbów żeby wyjechać prawie na sam środek? - westchnął. Nie wyglądał na złego, raczej na zmartwionego i rozczarowanego - po nim bym się jeszcze tego spodziewał, ale myślałem, że ty i Fabien macie więcej rozumu – teraz już mówił tylko do Raissy. Brzmiał niemal tak samo jak jej ojciec kiedy karcił za coś ją i braci kiedy coś zbroili. Nie krzyczał, ani nie odgrażał się. Wystarczyło, że się na nich zawiódł i to okazał. Zawsze tylko to wystarczało. Raissie stanęły łzy w oczach. Spuściła wzrok by nikt tego nie zobaczył, a zwłaszcza Kastor.
- Myśleliśmy, że to będzie dobry pomysł, wujku. Raissa dopiero się uczyła, potrzebowała gładkiego lodu... - zaczął tłumaczyć Fabien, ale przerwał widząc wzrok mężczyzny.
- Zawiodłem się na was, na całej waszej trójce. - Wstał z fotela – pewnie i tak Damien odchoruje swoją głupotę, to tylko kwestia czasu. A wy dwoje jesteście uziemieni. Zakaz jakichkolwiek łyżew.
Nikt się nie sprzeczał, Kastor wyszedł z pokoju. Zaraz po nim kotołaczka wstała, pożegnała się z chłopcami i poszła do siebie. Ta sytuacja za bardzo przypomniała jej dom, tęsknota, którą tłumiła do tej pory przejęła nad nią władzę i gdy tylko znalazła się sama wybuchnęła płaczem.
    Fabien zaprowadził brata do pokoju i tam wyleczył mu rozbitą głowę. Damien owinięty w kilka koców szybko zasnął, drugi bliźniak natomiast poszedł sprawdzić czy Raissa się nie przeziębiła. W końcu jakiś czas stała bez płaszcza na zimnie. Zatrzymał się pod pokojem dziewczyny i zanim zapukał zawahał się. Słyszał płacz. Kilka sekund zastanawiał się nad tym co zrobić, ale zrezygnował z odwiedzin u blondynki. Musiała pobyć sama. Wrócił do pokoju i usiadł na łóżku z książką.
    Raissa płakała póki całkiem nie opadła z sił, potem już tylko leżała na łóżku i cicho łkała. Oczy miała zapuchnięte, a nos zapchany. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Pod wieczór usłyszała pukanie. Schrypniętym głosem wymruczała zgodę na wejście. Kastor wsadził głowę do środka przez uchylone drzwi. Gdy tylko zobaczył swoją podopieczną wszedł do środka zamykając drzwi za sobą. Usiadł obok niej na łóżku. Dziewczynka leżała bezwładnie jak zwłoki, z tą różnicą, że jej ciałem nadal co jakiś czas wstrząsały łkania.
- hej, co się stało? Aż tak cię dotknęła kara? Może rzeczywiście nie powinienem, zawiniłaś najmniej... - przerwał, bo kotołaczka się podniosła i przytuliła do niego.
- to nie to, tak strasznie przypominałeś mojego tatę, tak strasznie za nimi wszystkimi tęsknię – rozpłakała się na nowo. Kastor przytulił ją do siebie.
- Nie wiem, kochanie, nie wiem jak mam ci pomóc. Nie jestem w stanie przywrócić im życia, ani nie mam pojęcia jak złagodzić twój ból. Ale wiem jedno, do tej pory byłaś bardzo silna. Zbyt silna jak na swój wiek, w końcu trzeba było ich opłakać. Będziesz się czuła lepiej, z czasem się z tym pogodzisz. To nie była twoja wina, że umarli, a ty przeżyłaś... - mówił do niej cały czas kołysząc ją w ramionach jak malutkie dziecko. Po jego policzkach ciekły łzy. Jak mógł być tak ślepy? Przecież była tylko dzieckiem, a straciła wszystko co znała. Zabrał ją i otoczył tym czego potrzebowała, ale nie zastąpi jej rodziców ani rodzeństwa. To zrozumiałe, że będzie tęsknić, że to będzie bolało. Jego strata bolała nadal, mimo, że minęło sporo czasu i jest dorosły. A ona była tak dojrzała, że zapominał, że ma tylko 10 lat.
    Kołysał ją w ramionach póki nie przestała płakać, a potem póki nie zasnęła. Nawet wtedy, po tym jak położył ją do snu usiadł po prostu na krześle i siedział przy niej. W razie gdyby się obudziła uspokoi ją, gdyby zaszła taka potrzeba. Jednak do samego rana dziewczynka spała jak zabita. Około czwartej wyszedł od Raissy i skierował się do swojego pokoju. Musiał się przebrać i oporządzić.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#32 2018-08-03 12:09:34

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Koło południa okazało się, że Damien jest chory. Raissa również nie czuła się najlepiej, ale zrzuciła to na przepłakane popołudnie i noc. Rudzielec natomiast miał wysoką gorączkę i majaczył. Do tego doszedł okropny kaszel, który był wynikiem tego, że chłopak na pewno nałykał się zimnej wody. Lilith siedziała przy nim prawie cały czas zmieniając mu okłady i podając różne specyfiki. Fabien podobno zaszył się w bibliotece. Kastor mówił, że chłopak chciał siedzieć przy bracie, ale matka mu nie pozwoliła, bo jeszcze by się zaraził. Przeniosła go nawet do innego pokoju na jakiś czas.
     Następnego dnia okazało się, że i kotołaczka jest chora. Nie tak bardzo jak Damien, ale jednak musiała spędzić w łóżku kilka dni. Fabien przyniósł jej kilka książek do czytania by się nie nudziła, a sam szwendał się po zamku bez celu. Tak minął im pierwszy miesiąc zimy. Gdy Damien wyzdrowiał wszyscy znów wybrali się na łyżwy. Reszta śnieżnych dni nie była już taka nudna gdy byli we trójkę.

**


    Powoli zbliżała się wiosna, a także czas wyjazdu Kastora, Raissy i bliźniaków. Obaj chłopcy byli zajęci pakowaniem i szykowaniem się do zmiany otoczenia i towarzystwa. Kastor pilnował szykowania prowiantu i koni dla całej czwórki, a Raissa pakowała swoje rzeczy, które planowała zabrać. Okazało się, że zgromadziła przez ten niecały rok całkiem sporo rupieci i ubrań. Raz za razem przeglądała wszystko segregując co chce zabrać, a co zostawić. Musiała zapakować się do dwóch podróżnych toreb, które dostała święto Białej Gwiazdy od Lilith i Bliźniaków. Teraz wiedziała przynajmniej że takie święto istnieje. Przypadało na 3/4 zimy i miało za zadanie uczcić gwiazdę która jako jedyna nie porusza się po nieboskłonie niezależnie od pory roku czy nocy. Zawsze była w tym samym miejscu, najjaśniejsza i prowadziła wszystkich podróżnych, żeglarzy, żołnierzy i bogowie wiedzą kogo jeszcze. Z tej okazji ludzie wręczali sobie podarunki, zwykle coś funkcjonalnego, tego wymagała Gwiazda. Tak więc od przybranego rodzeństwa i ciotki dostała dwie porządne torby podróżne, od Eve, co zupełnie ją zszokowało, dostała ręcznie szytą pelerynę która rzekomo miała chronić przed deszczem i zimnem skuteczniej niż jej dotychczasowa, a od Kastora dostała piękny sztylet wykuty przez Petro, miejscowego kowala. Nie był on skomplikowany, ale na pewno bardzo wytrzymały. W rękojeści miał tylko jeden jajowaty kamyk, biały z różowymi i czerwonymi żyłkami. Kastor wytłumaczył jej, że mimo iż nie jest najpiękniejszy, to może się przydać do gromadzenia mocy magicznej, gdyby tylko Raissa nauczyła się nią posługiwać. Tak więc dziewczyna siedziała od kilku godzin w pokoju i zastanawiała się co zostawić w zamku, a co mieć zawsze ze sobą.
    Pakowanie miało się ku końcowi gdy do jej pokoju wszedł bez pukania Fabien z Thieleurem u nogi.
- Chodź, poznasz naszego brata, Gaithra, właśnie przyjechał do zamku na dzień czy dwa.
Po czym zniknął nie czekając na kociouchą. Dziewczyna nieco się zdziwiła, bo nie słyszała wcześniej o tym bracie, ale wzruszyła tylko ramionami, zarzuciła sobie płaszcz na ramiona i pobiegła na dół, do głównego holu. Na dole schodów stał młody mężczyzna razem z Kastorem i bliźniakami. Chłopak był przystojny, na oko dwudziestoletni. Na twarzy miał kilkudniowy zarost koloru płowej czupryny, która układała się jak grzywa. Gdy tylko się pojawiła zwrócił na nią spojrzenie złotych oczu i uśmiechnął się. Przyspieszyła nieco kroku i po chwili znalazła się razem z nimi na dole. Kastor prowadził z chłopakiem rozmowę o północnych górach, bliźniacy czekali na chwilę uwagi od brata.
- … i przedstawię ci moją małą Raissę. - zakończył mężczyzna. Blondyn ponownie się uśmiechnął, tym razem odsłaniając śnieżnobiałe, nieco ostrzejsze niż potrzeba zęby.
- widzę że wiele się zmieniło od naszego ostatniego spotkania, wujku. Jest zupełnie nie podobna do ciebie...
- bo nie jest moją rodzoną córką. Przygarnąłem ją i traktuję tak, jak traktowałbym rodzoną córkę. - wzruszył ramionami. - jestem z niej dumny jak tylko się da.
- Och, wybaczcie, mój błąd, z góry założyłem że.. zresztą, mniejsza o to, witaj Raisso, mam na imię Gaithr Vogel. Jestem jednym z pierwszych adoptowanych dzieci Lilith. Widocznie to u nich rodzinne, nie? - mrugnął do niej z uśmiechem. Zaśmiała się. Miał taki ładny uśmiech i oczy.
- Ja nazywam się Raissa Vettinari, miło mi cię poznać Gaithrze. - przedstawiła się z uśmiechem. On ujął jej dłoń i ucałował.
- mnie również jest bardzo miło. Nie mogę się niestety pochwalić tak szlachetnie brzmiącym nazwiskiem rodowym i choć Vogel jest równie szlachetne, to tylko mi je pożyczyli – znów puścił do niej oczko uśmiechając się. Kastor położył mu dłoń na ramieniu.
- Nie czaruj jej już tak, bo gotowa będzie zamiast ze mną, to wyruszyć z tobą, jestem zazdrosny – zaśmiał się, a za nim reszta.
    Gaithr streścił co ciekawsze fragmenty ze swojej podróży do gór krasnoludów zanim poszedł na spotkanie z matką. Okazało się, że przejeżdżał po drodze przez spalone East Light i musiał się tam uporać z kilkoma bandytami, którzy postanowili wyłudzić opłatę za przejazd od młodego jeźdźca.
- małe były szanse, że dam sobie z nimi radę, ale jakoś to poszło. - wzruszył ramionami. - po mojej wizycie chyba się wynieśli z ruin, ale nie pojmuję gdzie podziali się wszyscy mieszkańcy.
- Umarli. - powiedziała krótko Raissa i opuściła towarzystwo. Gdy tylko odeszła zdziwiony blondyn spojrzał na Kastora.
- otóż ona pochodzi z East Light. Jest jedyną miejscową, która przeżyła. Nie zauważyłeś ogromnego cmentarza koło miasta? - zapytał niby uprzejmie, a jednak trochę z ironią. Poszedł poszukać córki by sprawdzić czy nic się poważnego nie dzieje, albo ją pocieszyć. Bliźniaki i Gaithr zostali w pokoju czekając na Lilith. Gdy ta przyszła przytuliła chłopaka i zaczęła wypytywać odprawiwszy wcześniej bliźniaków. Nie było go dwa lata, co oczywiście wypomniała z lekką pretensją w głosie.
- Mamo, im bliżej byłem tym bardziej popędzałem konia. Wczoraj zorientowałem się, że prawie zajeździłem mojego konia, więc zrobiłem przerwę, by się nim zająć. Tak bardzo za tobą tęskniłem i nie mogłem się doczekać. - znów przytulił matkę.
- Tak się o ciebie martwiłam, dobrze o tym wiesz, że zawsze się martwię. Nie robię się też coraz młodsza.
- wiem, mamo, wiem, coraz starsza też na szczęście nie jesteś. - uśmiechnął się - Ale przecież przysyłałem listy, nawet mimo tego, że papier jest drogi w tamtych okolicach.
- a znalazłeś sobie jakąś dziewczynę?
- Pośród krasnoludek, mamo? - zaśmiał się. - jeśli miałbym szukać kobiety to na pewno nie tam... Poza tym, podróż i przygoda to moje jedyne miłości, nie są o siebie zazdrosne.
- Brzmisz zupełnie jak Kastor, tylko że nawet on założył rodzinę...
- tak. Ale doskonale wiesz, że do dziś cierpi z tego powodu.
- Cierpi z tęsknoty, a podróżuje by ukoić ból. Ty powinieneś się ożenić i gdzieś osiąść, nie mówię że tutaj. Ale jesteś najstarszy z moich wszystkich synów, którzy się tak szybko nie starzeją.
- Nie spotkałem jeszcze tej jedynej, mamo. I nie wiem czy taka istnieje, wszystkie kobiety teraz są takie delikatne... Nie chciałbym porzucać podróży dla żadnej z niewiast, ale tą jedyną zabrałbym na koniec świata by pokazać jej wszystkie cuda.
- Jesteś niepoprawnym marzycielem. Prędzej czy później każda kobieta chce mieć stały dom. A także dzieci.
- ale mało która chciałaby mieć takiego męża jak ja. Ty nazywasz mnie utalentowanym, a gdzie indziej słyszę 'potwór' – humor mu się nieco zepsuł przez tę rozmowę. Wiedział, że prędzej czy później matka będzie się go o to czepiała.
- jesteś moim synkiem, a gdzie indziej ludzie zamiast zobaczyć w tobie najpierw człowieka widzą odmieńca. Mimo, że jest wielu takich jak ty. Każdy znosi to samo upokorzenie.  - Chłopak wstał.
- Nie, mamo. Nie mów nic więcej. Ja sobie z tym poradzę. Na razie jednak pójdę odpocząć, jestem zmęczony po podróży. - wyszedł z pokoju nie czekając na zgodę matki. Udał się od razu do pokoju by się umyć, przebrać i rozpakować niektóre z toreb.
    Podczas golenia doszedł do wniosku, że powinien iść i przeprosić małą blondyneczkę za przypomnienie o przykrych rzeczach. Tak więc oporządził się, ubrał w czyste ciuchy i poszedł szukać nowej przyjaciółeczki. Znalazł ją w bibliotece, dokładnie tam gdzie poradził mu szukać Kastor. Stała odwrócona do niego tyłem, czytając jakąś książkę przy świetle padającym z okna, opierając ją na parapecie. Postanowił się jej dokładnie przyjrzeć.
    Lśniące falowane blond włosy sięgały jej do pasa, a z nich na głowie wystawały kocie uszy. Dziewczynka ubrana była w lekką białą koszulę pod którą miała podkoszulek. Obie wkasane były w spodnie spięte skórzanym paskiem, przy którym tkwiła pochwa ze sztyletem. Nosiła również podróżne buty nadające się do jazdy konnej i przepraw pieszych, sięgały jej prawie do kolan, a łydkę miała raz obwiązaną przydługimi sznurówkami. Tuż przy ziemi drgała końcówka jej szarego ogona jakby czytała coś wyjątkowo przejmującego.
    Postanowił, że da znać jakoś o swojej obecności, by nie przestraszyć jej. Lekko odkaszlnął, a Raissa odwróciła się zamykając książkę.
- Oh, nie wiedziałam, że ktoś tu jest...
- Przyszedłem cię tylko przeprosić za wspomnienie tamtego miasta... Musiało to obudzić w tobie przykre wspomnienia...
- Nie musisz przepraszać, nie wiedziałeś... Trochę mnie poniosło, to tyle. Przyszedłeś tu specjalnie żeby mnie przeprosić? - spojrzała na niego jednocześnie przyglądając mu się.
    Teraz nie miał już zarostu, widać było przyjemne dla oka rysy twarzy. Ubrany w czyste i porządne ubrania sprawiał wrażenie eleganckiego, ale nie na tyle by wziąć go za arystokratę. Koszula z szarego materiału, ciemnobrązowe spodnie i kaftan na koszulę podszyty złotym aksamitem, czarne pantofle. Kolorystyka ubrania pasowała idelanie do koloru jego oczu i włosów.
- Jeśli powiem, że tak, to nie będziesz się na mnie gniewała? - znów się uśmiechnął. Raissa nie była w stanie powiedzieć czemu odpowiedziała uśmiechem, czy przez jego odpowiedź, czy przez urzekający uśmiech, przy którym nie dało się pozostać obojętnym. Pomyślała sobie, że ludzie albo go kochają, albo szczerze nienawidzą. Był jak dotąd idealny, jedyny w swoim rodzaju, jak książe z bajki dla małych dziewczynek.
- Nie gniewam się na ciebie w ogóle. Dopiero przyjechałeś, szkoda, bo my już jutro jedziemy...
- Zabieram się z wami, odkąd wyjechałem pierwszy raz nie potrafię długo usiedzieć. Wracam pokazać się mamie, że żyję i znów jadę. Trochę jak Kastor, ale bardzo mi odpowiada taki styl życia. Można się wiele nauczyć.
- Czyli jedziesz z nami? To wspaniale – ucieszyła się – będziemy mieć więcej okazji, by się lepiej poznać.
- To na pewno – zaśmiał się. Bardzo się jej podobał jego śmiech. - Ale rozmawiałem z Kastorem, najpewniej wezmę bliźniaków i odwiozę ich do nauczycieli. Kastor chciał jechać z tobą do jednego z przyjaciół. Wczoraj dostał list od niego i mówił mi, że jesteście zaproszeni oboje. Więcej nie wiem, musiałabyś sama pogadać z nim na ten temat. - wzruszył ramionami.
- Rozumiem, dopytam go o to gdy będzie okazja. - wzięła książkę i ruszyła odłożyć ją na półkę. Gaithr zerknął mimowolnie na tytuł.
- Czytasz już romanse? - spojrzał jej w oczy z uniesionymi brwiami. Dziewczyna zrobiła się cała czerwona na twarzy, odłożyła prędko książkę na półkę i pokręciła głową.
- Nie, tak tylko zerknęłam co to, nawet mnie to nie zaciekawiło...
- Kłamczuszka, co? - uśmiechnął się. - spokojnie, nikomu nie powtórzę, to będzie nasz mały sekret. Możesz ją doczytać. - wziął książkę i włożył jej do ręki. Gdy dotknął jej dłoni Raissa zrobiła się jeszcze bardziej czerwona. Miała ochotę tylko uciekać, jak najdalej, a potem zapaść się pod ziemię.
- D...dzięki... chyba...
- Cóż, miłej lektury, zobaczymy się pewnie na kolacji – puścił do niej oczko i wyszedł.
    Raissa stała jeszcze jakiś czas jak skamieniała z książką w dłoni po tym gdy chłopak wyszedł. Po kilku minutach potrząsnęła głową jakby próbowała się obudzić ze snu.
- Co ty masz w głowie, dziewczyno, on jest za stary... - mruknęła do siebie po czym wyszła z biblioteki do swojego pokoju.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#33 2018-08-03 12:10:31

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Na kolacji Raissa siedziała na przeciwko Gaithra, który rozmawiał prawie ze wszystkimi, którzy mogli go usłyszeć. Dziewczyna natomiast prawie nic nie jadła i siedziała patrząc się przed siebie. Szybko też poszła do swojego pokoju, wykąpała się ostatni raz w wannie z ciepłą wodą i położyła się spać wyszczotkowawszy uprzednio włosy. Rano wcześnie wstawali, więc musiała się wyspać.

**


    Tuż przed świtem Kastor wyszedł do wioski po konie. Przyprowadził je pod schody na dziedzińcu gdzie grzecznie czekały na innych, aż ci zniosą bagaże. Wszyscy stawili się punktualnie, każdy zajął się swoim koniem i torbami, by po kilkudziesięciu minutach pożegnać się z matką i wyruszyć w drogę. Nie obyło się bez płaczu ze strony Lilith i obietnic od bliźniaków, że będą regularnie do niej pisać. Chłopcy pierwszy raz wyruszali poza dom na dłużej niż dwa tygodnie. Wiedzieli również z czym się będzie wiązało podjęcie nauki jako czeladnik, czy to wojownika, czy maga. Raissa była bardzo małomówna jak dotąd, co wszyscy zrzucili na wczesną porę i to, że kotołaczka mogła się nie wyspać z powodu czytania do późna. Prawda była taka, że dziewczyna była zauroczona nowopoznanym towarzyszem. Próbowała zdusić w sobie jakiekolwiek uczucia do niego poza zwykłą sympatią, tłumacząc sobie, że chłopak jest od niej starszy, a do tego jest jej przybranym bratem i tak nie wolno, ale młode serce nie przyjmuje żadnych argumentów. Trafiło ją i tyle. Pozostało jej tylko trzymać to w tajemnicy najdłużej jak się dało. Kastor dopracowywał ostatnie elementy podróży, a Gaithr czytał siedząc w siodle i nie patrzył w ogóle na drogę. Dosiadał jabłkowitej klaczki o wdzięcznym imieniu Antalia. Gdy tylko wsiadał na jej grzbiet wydawała się czytać w jego myślach i nawet nie musiał jej kierować by szła tam, gdzie on chce. Mógł robić cokolwiek, a ona i tak nie zrobiłaby nic co mogłoby jakoś pokrzyżować mu plany. Idealny duet – koń i jego jeździec.
    Gdy zatrzymali się wieczorem na popas i by rozbić obóz zaczęli wesoło ze sobą rozmawiać. Raissa natomiast usiadła na boku głaszcząc psa po łbie. Wolała nie rozmawiać z Gaithrem, bo bała się, że znów zacznie się jąkać tak jak wtedy, w bibliotece. Ale nadal pamiętała jak dotknął jej dłoni, mimo, że zrobił to przypadkiem. Bała się swojego zachowania w przypadku gdyby zrobił cokolwiek z premedytacją. Zaraz potem karciła się za takie myśli, gdyż wiedziała, że nie zwróciłby na nią żadnej uwagi, bo ona jest dzieckiem, a na dodatek jego siostrzyczką. Gdyby się dowiedział, że ona czuje do niego coś więcej niż powinna to albo by ją wyśmiał, czego bała się okropnie, albo powiedziałby innym i wtedy wyciągnęliby konsekwencje. Skrycie żywiła nadzieję, że ich drogi szybko się rozejdą, a jej przejdzie gdy nie będzie go widziała. Nie podobała jej się ta fascynacja tym chłopakiem.
    Po jakimś czasie podzielili miedzy sobą warty. Raissa dostała pierwszą wartę, po niej obozu miał pilnować Kastor. Reszta poszła spać. Dziewczyna oddaliła się kawałek od ogniska, a pies który do tej pory leżał z łbem na jej udzie położył się koło ognia.
     Gdy Kastor przyszedł ją zmienić zatrzymał ją na chwilę chcąc porozmawiać.
- coś się dzieje? Ostatnio zachowujesz sie inaczej niż zwykle.
- ja, nie ja... eh, Kastor, nie wiem jak mam zacząć i co powiedzieć...
-Zauważyłem, że zerkasz od czasu do czasu na Gaithra. Nie za stary jest? - uśmiechnął się. - żartuję oczywiście. Nikomu nie powiem, tylko ja zauważyłem.
Raissa stała patrząc na niego, ni to przerażona, ni zawstydzona, że odkryto jej sekret.
- rozumiem cię, Gaithr jest na prawdę fajnym facetem, ale ty jesteś trochę za młoda dla niego. Pomijam fakt, że teoretycznie jesteście już rodzeństwem. Ale nie chciałbym też, żeby cię w jakiś sposób zranił odrzucając cię, co raczej by zrobił. Obiecasz mi, że nie zrobisz czegoś głupiego czego będziesz żałowała?
- tak, obiecuję. - uśmiechnęła się i przytuliła do niego. - kocham cię, Kastor. Jestes super w roli ojca... - puściła go, po czym poszła się położyć. Zasnęła prawie od razu, czując się lżej, gdy już ktoś wiedział o tym co czuje.
Kastor tymczasem nadal nie otrząsnął się z tego co usłyszał i trwał w osłupieniu póki Gaithr nie przyszedł go zmienić.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#34 2018-08-03 12:11:19

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Następnego ranka ruszyli dalej, Raissa była nieco bardziej rozmowna, choć nadal nie tak jak przed pojawieniem się starszego chłopaka. Zapuszczali się na tereny, po których często grasowały bandyckie szajki, więc musieli bardzo uważać. Cały dzień panował spokój, gdy jednak po południu zaczynali rozglądać się za miejscem na obóz drogę zagrodził im uzbrojony mężczyzna.
- oddacie wszystko co macie, albo zajmą się wami moi znajomi. Nie chcecie chyba panowie by tej młódce coś się stało, prawda? - wskazał na Raissę mieczem.
- skąd mamy wiedzieć, że nie jesteś sam i tylko nas nie straszysz, co? - Gairhr wychylił się nieco z siodła do przodu. Zbir przyłożył palce do ust, po czym zagwizdał. Świsnęło kilka strzał, prawie wszystkie wbiły się w drzewa po przeciwnej stronie drogi prócz jednej, która chybiła, i ugodziła Kastora w nogę. W tej samej chwili Gaithr zeskoczył z Antalii jednocześnie wyciągając miecz i biorąc nim zamach, Fabien unosił tarczę nad resztą, a Damien wyciągnął miecz. Sekundę później zbir leżał z rozrąbaną czaszką, z zarośli ruszyli na nich pozostali bandyci, a Kastor wyrwał strzałę z nogi i wypijał jedną z mikstur, które miał w torbie. Gaithr widząc sporą przewagę liczebną przeciwników wyskoczył do przodu w locie rzucając broń i zmieniając postać. Na ziemi wylądował już jako wilkokształtna bestia, która rzuciła się na rozbójników siekąc pazurami i rozrywając ciała na strzępy. Kastor ruszył konno do przodu i siekł mieczem bandytów.
- siedźcie pod tarczą! - wrzasnął do dzieciaków nawet się nie odwracając. Tańczył na koniu wśród uzbrojonych siekąc i rąbiąc. Krew chlapała na boki, nie tylko gdy Gaithr atakował. Raissa patrzyła jak zahipnotyzowana na wielką bestię rozrywającą pazurami na pół jednego z ludzi.
Betsiria stanęła dęba, a Kastor spadł na ziemię i miecz wypadł mu z ręki.
- KASTOR! - wrzasnęła, po czym zapominając o wszystkim ruszyła na ratunek swojemu opiekunowi. Jednak koń nie zdążył zrobić kroku, a został zatrzymany przez bliźniaków.
- nic mu nie będzie, spójrz, wstał!
- nie ma broni, jak teraz ma walczyć?! On tam zginie! - zeskoczyła z konia i chciała biec do walczących, ale zatrzymała się gdy zobaczyła jak jej Kastor, łagodny i wyrozumiały, teraz cały zalany krwią, niekoniecznie tylko swoją, walczy miażdżąc pięściami twarze, rozszarpując zębami gardła, skręcając karki i wyrywając kończyny, prawie tak jak robił to Gaithr.
- Kastor... - szepnęła blednąc.
Mężczyzna unikał większości ciosów, a te które otrzymywał, zdawał się ignorować. Ubranie miał pocięte i przesiąknięte krwią. Raissa stała tak blisko, że trysnęła na nią krew z jednego z rozerwanych przez Kastora gardeł. Obaj mężczyźni walczyli jak bestie, z tą różnicą, że Gaithr rzeczywiście nią był.
- Kastor, przestań, chodźmy stąd już, proszę... - szeptała stojąc nieruchomo i wpatrując się w rosnące stosy trupów dookoła. - Kastor, chodźmy stąd... - ciągle powtarzała.
Gdy walka się skończyła, bo nie było z kim już walczyć, Gaithr przemienił się i podbiegł do Kastora. Sam chłopak nie był ranny, natomiast nie wiedział jakim cudem mężczyzna jeszcze stoi. Szybko wywnioskował, że to wina mikstury. Spojrzenie czarnowłosego było lekko zamglone. Patrzył na trupiobladą Raissę zbroczoną krwią, która słabym głosem wciąż szeptała jedno zdanie, a dookoła unosiła się metaliczna woń świeżej krwi.  Sekundę później otrząsnął się z transu i upadł nieprzytomny na ziemię, gdyż wilkołak nie zdążył go złapać.
Obaj bliźniacy od razu do nich podbiegli, Damien trzymał kilka opatrunków, Gaithr ułożył Kastora płasko na ziemi, by nie leżał na trupach, a Fabien stosował wszystkie zaklęcia leczące jakie znał, by podleczyć poważniejsze rany.
Gdy już opanowali sytuację zorientowali się, że dziewczyna nie drgnęła nawet od kilkunastu minut. Najstarszy chłopak od razu zorientował się, że blondynka jest w szoku. Ale póki nie podszedł do niej i nie usłyszał co szepcze, był święcie przekonany, że to przez jego przemianę. Okrył dziewczynę swoim płaszczem i wziął ją na ręce.
- Fabien, zróbcie nosze dla Kastora, musimy odjechać kawałek od tych trupów i rozbić obóz. Weźcie konia Raissy, ona pojedzie ze mną, który z waszych koni jest spokojniejszy?
- Weźmiemy Kreshlę, damy we dwóch radę zrobić nosze pomiędzy końmi z jednej z płacht. Pomożesz nam tylko przenieść wujka, dobra? - Fabien był zmęczony zaklęciami, ale jego umysł nadal pracował na najwyższych obrotach i już wiedział jak zrobić owe nosze.
Raissa cały czas nieruchomo wpatrywała się przed siebie, ale już nie szeptała. W ciągu kwadransa byli gotowi oddalić się od pobojowiska. W międzyczasie, gdy bliźniaki szykowali nosze, Gaithr oczyścił drogę z ciał przy okazji licząc zabitych.
- było ich tu prawie pięćdziesięciu. Połowę zabiłem ja, a drugą połowę Kastor. Co mu się jednak stało, jest dla mnie prawdziwą zagadką. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie zrobił, nie walczył z taką dzikością. To było prawie jak krasnoludzki berserk, wampirzy szał i instynkt wilkołaka jednocześnie.
- wypił jakąś miksturę zanim ruszył do walki, nie wiem co to było, nie słyszałem nigdy o takich efektach... - mruknął Fabien. Damien jechał równo z nim patrząc na nieprzytomnego Kastora, który nadal był cały w zaschniętej już krwi.
- Tak jakby nie był sobą... widzieliście jego oczy? Jakby ten wywar wprowadził go w jakiś trans... skąd go miał?
- przywiózł na pewno ze sobą, jak przyjechał z Raissą, bo na zamku niczego nie sporządzał. - odpowiedział mu brat.
Jechali jeszcze ze dwie godziny w zupełnej ciszy, Gaithr starał się wyrwać Raissę z otępienia, ale żaden sposób nie działał. Po jakimś czasie po prostu jechał z nią przed sobą i zastanawiał się co jeszcze mógłby zrobić.
Gdy się już zatrzymali, bliźniacy szybko rozłożyli obóz i rozniecili ogień. Umieścili Kastora w jednym z namiotów, a Raissę posadzili przy ognisku. Gaithr przygotował coś do jedzenia i usiadł obok niej.
- hej, zjedz coś, proszę. Musisz mieć siły żeby z nami dalej podróżować. Będziemy cię potrzebować, Kastor szczególnie...
Spojrzała przerażona na niego, gdy wymienił imię jej opiekuna.
- Kastor! Och, powiedz mi tylko, że nic mu nie będzie, że z tego wyjdzie - chwyciła go za przód koszuli desperacko, ale przynajmniej wyrwał ją z szoku. Złapał ją za dłonie sprawiając, że puściła jego ubranie.
- powinien z tego wyjść, stracił dużo krwi, ale jak odpocznie, to wyzdrowieje. Bardzo trudno jest go zabić... dotąd nie udało się to nikomu i pewnie nikomu się już nie uda. - uśmiechnął się. - nadal jesteś ubrudzona krwią na twarzy... - poślinił skraj płaszcza i zaczął delikatnie ścierać zaschniętą krew z twarzy dziewczyny. Ta wydawała się bardzo niespokojna.
- czy mogę do niego iść? Czuję się okropnie z tym, że nie byłam mu w stanie pomóc.
- nie masz czemu się winić, mało kto by tak szybko wyszedł z szoku po czymś takim... ja jestem przyzwyczajony do takich rzeczy z wiadomych powodów, ale gdy zobaczyłem jak Kastor walczył, to sam byłem w szoku. Pierwszy raz coś takiego miało miejsce, zwykle walczy używając umysłu, nie instynktu drapieżnika. Ja natomiast staram się ukrywać fakt, że jestem wilkołakiem. Gdy ludzie się o tym dowiadują mają mnie za bezmyślnego potwora... - skończył czyścić jej twarz z plam krwi i puścił płaszcz. Zobaczył, że nadal trzma ją drugą ręką za dłoń. Speszył się nieco, przeprosił i puścił ją.
- nic się nie stało... musiałeś się chyba też komuś wygadać, prawda? Jak dla mnie wcale nie jesteś potworem, tylko bohaterem. Gdyby nie ty i Kastor, to bandyci by nas skrzywdzili. A teraz przepraszam, ale na prawdę chcę iść zobaczyć co z moim ojcem... - na odchodnym ucałowała Gaithra w policzek. Ten się tylko uśmiechnął. Bliźniacy akurat wrócili z zapasem drewna na ognisko.
- co ty takiego robisz, że masz takie powodzenie u dziewczyn, co? - Damien rzucił drewno kawałek od ogniska i otrzepał ręce i koszulę.
- stawiam na jego zwierzęcy magnetyzm - zaśmiał się Fabien kładąc drewno na stos i również otrzepał koszulę.
- bardzo zabawne, mali zazdrośnicy. - zmrużył lekko oczy rozważając zemstę za kpiny.
Raissa tymczasem siedziała koło Kastora i wycierała jego twarz z krwi wilgotną szmatką. Na szczęście niedaleko był strumień z czystą wodą. Uspokajało ją patrzenie na jego twarz i słuchanie spokojnego oddechu.
    Klatkę piersiową i brzuch miał obandażowane, ale opatrunki trochę przesiąkły, jednak nie na tyle, by stanowiło to zagrożenie. Lewe udo również miał obandażowane, a spodnie porozdzierane w wielu miejscach. Z koszuli i kaftanu raczej niewiele zostało, dlatego prócz spodni mężczyzna miał na sobie tylko bandaże. Gdy Raissa skończyła wycierać jego twarz i szyję Kastor się ocknął i od razu chciał się zerwać z posłania. Raissa go powstrzymała.
- musisz leżeć, inaczej rany ci się pootwierają i Fabien znów będzie musiał cię leczyć.
- Raissa, jesteś cała? - głos miał schrypnięty. - gdzie reszta?
- siedzą przed namiotem i jedzą, przynieść ci coś? Wody?
- t.. tak, wody. - znów oparł głowę na zwiniętym płaszczu, który służył za poduszkę. - tak się cieszę, że nic ci nie jest... - westchnął.
    Raissa wyszła z namiotu po wodę dla rannego. To był znów jej Kastor. Nie tamten, który rozrywał ludzi na kawałki gołymi rękoma. Tamten budził w niej grozę.
Wzięła trochę wody i miskę zupy, którą przygotował wilkołak.
- przyniosłam ci jeszcze zupę, żebyś coś zjadł... ale będziesz musiał usiąść, żeby cokolwiek zrobić. Pomogę ci. - postawiła miskę z zupą i kubek, i przykleknęła przy rannym pomagając mu się unieść. - możesz się oprzeć o mnie, ale już cię nie będę karmiła w takim wypadku.
- o bogowie, do czego to doszło, że musiałabyś mnie karmić - zaśmiał się, ale śmiech przeszedł w stęknięcie z bólu. Raissa sięgnęła po kubek wody i miskę zupy, i podała je po kolei mężczyźnie. Ten półsiedział oparty o nią. - Raissa...
- hm?
- wybacz mi.
- co takiego?
- ja... zanim straciłem przytomność widziałem, że śmiertelnie cię przeraziłem. Nie wiedziałem sam co robię, wybacz mi prosze.
- nie mam ci czego wybaczać, broniłeś mnie. Z resztą, kocham cię jak ojca, nie byłabym w stanie się na ciebie gniewać, ani się ciebie bać. Jedyny strach jakiego się przez ciebie najadłam, to ten o twoje życie. Gdy wytrącili ci miecz z ręki myślałam, że cię zabiją. - oparła policzek na jego głowie. Pachniał krwią, w której nadal był cały uwalany, ale teraz to nie miało żadnego znaczenia. Żył i był na dobrej drodze do wyzdrowienia.
    Gdy skończył jeść odstawiła naczynia na bok i pomogła mu się położyć.
- musisz dużo odpoczywać, inaczej nie wyzdrowiejesz.
- przezemnie bliźniacy spóźnią się do swoich mentorów...
- ale dzięki tobie w ogóle do nich dotrą - Gaithr wszedł do namiotu. - i nie martw się, zostaniemy z tobą póki nie poczujesz się lepiej, a potem nadrobimy to z nimi.
- ich mistrzowie mieszkają w dwóch różnych miastach, jeden na wschodzie, a drugi bardziej na zachodzie.
- w takim razie będą musieli się rozdzielić dużo wcześniej i pojedziemy skrótami.
- a co jeśli...
- jeśli znów napadną na nas bandyci? Dwóch konnych jest mniej kuszącym łupem, niż dwóch dorosłych i trójka dzieci. - zignorował oburzone spojrzenie Raissy. - zawsze łatwiej też będzie mi osłaniać jednego niż dwoje, czy troje. Którego i gdzie będę miał odwieźć?
- planowałem najpierw odwieźć Fabiena, bo jego mistrz mieszka najbardziej na wschodzie, a potem Damiena i dopiero skierować się do naszego celu.
- Nie zabiorę ci Fabiena, bo jednak dzięki niemu szybciej dojdziesz do siebie, a jego mistrz może cię uleczyć.
- tak, o tym samym pomyślałem, Alain zrozumie i mi pomoże nie tylko w szkoleniu syna Andreia Vogela. Wiesz, że był bardziej znajomym waszego ojca niż moim?
- więc postanowione, ja zabiorę Damiena do jego mistrza.
- dotrzyjmy do jakiejś karczmy, najlepiej tej w Wareir, napiszę list do Draisa, bo obiecałem stawić się osobiście, ale zrozumie czemu nie dałem rady...
- Wareir jest trzy dni drogi stąd, więc się wstrzymasz, póki nie będziesz w stanie podróżować...
- za dzień lub dwa zaczną gnić trupy, jak daleko jesteśmy od nich? Godzinę drogi? Dwie? W ciągu doby zbiorą się zwierzęta, a że do nich mamy niedaleko, to i nami się zainteresują. Musimy się stąd wynieść, bo jak nie zwierzęta, to jakaś zaraza nas dopadnie. Jakoś tu mnie dowieźliście, to i dalej damy radę. - uniósł się na łokciach zaciskając zęby z bólu. Raissa widziała jego napięte mięśnie. Chciał za wszelką cenę pokazać, że nie muszą się nim martwić. Gaithr wyszedł bez słowa, a kocioucha podążyła za nim.
- będziemy musieli zrobić jak mówi, bo ma rację. Podróżuję już tyle lat, a on nadal mi potrafi wytknąć błędy - zaśmiał się cicho na koniec.
- prawda, ale Gaithr, on nie jest w stanie podróżować...
- będziemy musieli położyć go znów na tych noszach, rano ruszymy, a na razie póki ma siły niech obmyje się z tej krwi. Zaniesiesz mu wody i pomożesz?
    Kiwnęła głową. W ciągu najbliższej godziny Kastor doprowadził się do jako takiego porządku, a Gaithr, Raissa i Damien ustalili między sobą warty. Fabien zmęczony położył się już spać, a Kastor powoli zasypiał.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#35 2018-08-03 12:13:14

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Następnego ranka przygotowali się do dalszej drogi, zwinęli obóz i ruszyli dalej. Kastor gawędził sobie z bliźniakami pomiędzy którymi leżał na noszach, a Raissa rozmawiała z wilkołakiem o jego poprzednich wyprawach. Opowiadał jej najwięcej o krasnoludach, miał wśród nich wielu przyjaciół. Kobiety krasnoludów prawie niczym się nie różniły od mężczyzn, poza tym, że czesały swoje brody i zaplatały je w warkocze.
- sporo z nich nosi ozdobną broń i specjalnie plecione kolczugi, ale nie są przez to gorsze od tych, które noszą męskie krasnoludy. Po prostu trochę ładniejsze.
- a byłeś wśród elfów? - zainteresowała się.
- nie zdarzyło mi się jeszcze, elfy nie są tak otwarte na innych jak krasnoludy. Te zamknęły się tylko przed ludźmi, a i to nie wszystkimi. Jakiś handel trwa, choć nie powiem, żeby był bardzo korzystny dla ludzi. Słono płacą za cokolwiek, ale skoro potrzebują rzeczy krasnoludziego wykonania niech płacą cenę jaką narzucają im twórcy, takie moje zdanie.
- co prócz broni i zbroi tworzą?
- przeróżne mechanizmy, od wielkich zegarów począwszy, do mechanizmów, które umożliwiają otwieranie wielkich i ciężkich wrót miast. Sporo również można spotkać zabawek stworzonych przez nich, takich jak maszerujące kaczki, pozytywki i inne.
- pozytywki? To te pudełeczka, które się nakręca i one grają?
- tak, choć mój przyjaciel pracuje nad pozytywką, w której będzie można zmieniać dowolnie melodie. Gdy wyjeżdżałem nie miał wiele w tym temacie nowego, mam nadzieje, że jak wrócę to pokaże mi co wymyślił.

**


Gdy zbliżał się wieczór zatrzymali się i zaczęli rozbijać obóz. Fabien w tym czasie leczył Kastora, by ten szybciej doszedł do siebie, a Raissa szykowała drewno na ognisko. Po jakimś czasie Fabien poszedł już spać, Kastor leżał na sienniku koło ogniska, a po drugiej stronie siedział Gaithr i pilnował ognia. Raissa poszła z Damienem po drewno na dokładanie.
- Kastor, wiesz może co spowodowału u ciebie ten stan?
- hm? - pytanie wyrwało go z zamyślenia.
- podczas walki wpadłeś jakby w trans. Pierwszy raz widziałem coś takiego, czy wiesz co jest tego przyczyną?
- podejrzewam, że to ta mikstura. Zwykle powodowała wytłumienie bólu i zmniejszenie upływu krwi z ran, ale tym razem, prócz tego, jeszcze wprowadziła mnie w ten stan. Zwykle warzyłem sam te mikstury, bo były proste, ale po drodze jedna zielarka miała tą miksturę, a mnie było szkoda czasu. Wyglądem i smakiem się nie różniły, ale ta na pewno miała coś więcej w sobie. I to chyba tyle.
- zwykle kupuję wszelkie specyfiki u krasnoludów, ale czegoś takiego nie miałem okazji zobaczyć, ani doświadczyć. Chyba najwyższy czas zacząć uważać...
- czasem mam wrażenie, że wyczerpuje mi się mój limit szczęścia... a jak już się wyczerpie, będzie mi potrzebny cud...
- ty i wyczerpany limit szczęścia? Po tym, co cię spotyka masz nieskończony kredyt u tych na górze. Możesz nawet próbować się zabić, a i tak będziesz miał tyle szczęścia, że przeżyjesz. Bogowie są ci coś winni.
- wszystko co nas spotyka, to tylko i wyłącznie wina nas samych i ludzi dookoła, Gaithr... bogów nie ma. Nie istnieją. Są tylko Źródła magów i władcy. Czasem nawet mam wątpliwości, czy Katna i Jay istnieli, mimo że mamy kronikę prowadzoną ręką wielkiej matki. Oboje nie byli bogami, tylko założycielami państwa, a także wielkimi osobami.
- krasnoludy mają swoich bogów. Bóg ognia, dobrego metalu, bóg górników...
- to tylko bajki, które sprawiają, że krasnoludy się mniej boją i martwią.
- a Zelon, to elfie bóstwo?
- Zelon jest po prostu uosobieniem praw natury. Pory roku nie potrzebują kogoś, kto im ma mówić co robić, po prostu następują po sobie. Każdy potrzebuje w coś wierzyć, ja zostaje przy wierze we własne umiejętności.
- to też jest jakaś metoda... - mruknął chłopak po czym zaczął kijem przesuwać polana w ogniu.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#36 2018-08-03 12:13:59

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Gdy Raissa z Damienem wrócili zastali obu mężczyzn milczących. Usiadła w pobliżu Kastora, jednak pomimo wszelkich starań rozmowa się nie kleiła. Po jakimś czasie dziewczyna się poddała i poszła spać, Damien poszedł w jej ślady niewiele później.
W nocy zmieniali się zgodnie z ustalonymi wartami, a rankiem znów ruszyli dalej. Kastor starał się jak najwięcej spać, by jak najszybciej się zregenerować, a bliźniaki zrobiły się milczące im bliżej do rozstania mieli. Gaithr nie inicjował z nikim rozmowy, znów wrócił do czytania. Tak więc Raissa jechała jako ostatnia i gawędziła po cichu ze swoim koniem. W południe zatrzymali się na szybki posiłek i po pół godziny przerwy i kubku ciepłej herbaty ruszyli dalej. Taka atmosfera ciągnęła się aż do wieczornego postoju. Fabien znów leczył Kastora, Gaithr z Raissą rozkładali namioty, a Damien szykował ognisko. Gdy kończyli usłyszeli, że coś szeleści w gąszczu. Nim zdążyli zareagować z krzaków wypadł Thieleur. Był cały umorusany w błocie, w sierści miał rzepy i liście, a za obrożą gałąź długości jego łapy.
- znalazła się zguba - Kastor się ucieszył. Pies z brzuchem przy ziemi, jakby się skradał, zamiatając powoli ziemię ogonem przesuwał się powoli w stronę mężczyzny. Gdy już do niego dotarł położył się przy nim. Kastor wyciągnął mu gałąź zza obroży i zaczął wykruszać psu błoto z futra. Zwierzak zdawał się spodziewać jakiejś kary za ucieczkę i późny powrót, jednak na marne. Dostał trochę mięsa od Kastora, a także został przez niego jako tako doprowadzony do porządku. - gdzieś ty się podziewał, co? Marny z ciebie obrońca, pieszczochu.
Pies tylko słuchał i z zadowoleniem powoli machał ogonem tuż przy ziemi. Na noc trafiło mu się miejsce obok swojego pana i jednocześnie koło ogniska. Ułożył się obok mężczyzny i czuwał.
Noc i poranek minęły w milczącym nastroju. Zwinęli obóz i ruszyli dalej. Koło południa ciszę przerwał Gaithr
- pod wieczór powinniśmy być już w Wareir.
Reszta przyjęła tę wiadomość milczeniem. Byli zmęczeni podróżą, Kastor spał na noszach pomiędzy końmi bliźniaków. Grupę znów objęło milczenie.

**


    Do miasta dotarli późnym popołudniem, wcześniej niż wilkołak się spodziewał. Na szczęście znaleźli miejsce do spania, choć dopiero w trzeciej karczmie. Wszystko było zajęte.
- mamy szczęście, wieczorem pewnie nic by się nie znalazło. - Kastor miał dość dobry humor i chciał rozruszać jakoś towarzystwo znudzone monotonią podróży. Prawie nic go nie bolało, prócz nogi. Zdrowiał błyskawicznie, co z jego strony było powodem do radości. - do wieczora możemy posiedzieć poza pokojami, może trafi się jakiś bajarz albo grajek, dzieciaki nie miały okazji dotąd takiego spotkać.
    Cała trójka nieco się ożywiła i zaczęła między sobą dyskutować. Najpierw jednak umieścili się w pokojach, Kastor z Raissą w jednym, a Gaithr z bliźniakami w drugim. Thieleur na krok nie odstępował rannego mężczyzny, a ten podjął próbę samodzielnego chodzenia, najpierw po pokoju, a gdy tam już trochę rozgrzał mięśnie zaczął schodzić po schodach na dół. Zajął miejsce przy jednym z jeszcze wolnych stołów i zamówił wszystkim coś do jedzenia. Gdy pozostali wracając ze stajni zobaczyli Kastora, zamiast na górze w pokoju, to siedzącego przy stole i wyglądającego na niemalże zdrowego, od razu im się humor poprawił. Usiedli razem z nim i zaczęli jeść rozmawiając między sobą.
    Wieczorem rzeczywiście pojawił się wędrowny bajarz i snuł opowieść o czasach smoków. Dzieciaki słuchały jak urzeczone, a Gaithr pomógł Kastorowi wrócić do pokoju, by ten w ciszy napisał listy do przyszłych mistrzów. Dzieciaki wróciły do pokoi przed dziesiątą. Bajarz na prawde się postarał, że dzieciaki dały się tyle przetrzymać. Raissa od razu rzuciła się na swoje łóżko owijając peleryną.
- Jak się czujesz? - zapytała lekko zmęczonym głosem.
- Nie najgorzej, tylko noga mnie jeszcze boli, poza tym wszystko w najlepszym porządku.
- Zostaniemy tu kilka dni, prawda? Póki nie wydobrzejesz do końca.
- Tak, zostaniemy. - kontynuował pisanie listu do Draisa. Nie zauważył kiedy kocioucha podeszła do niego i oparła się delikatnie o ramię brodą.
- Będę tęskniła za chłopakami. Długo się nie będziemy widzieć?
- Wydaje mi się, że na zimę Drais odeśle Damiena do domu, tak samo jak i Alain Fabiena. My też postaramy się wrócić na czas do zamku, to tylko niecały rok. - uśmiechnął się. - późno już, nie idziesz spać?
- już idę, ty też nie siedź długo. Sen regeneruje. - mruknęła jakby na dobranoc i ściągając buty powlokła się do swojego łóżka. Kastor dokończył pisanie listu, a potem spojrzał krytycznie na swoje dzieło czytając je jeszcze raz. Gdy doszedł do wniosku, że wszystko jest w porządku, a atrament już wysechł, złożył list i włożył go do koperty. Zapieczętował ją woskiem i położył by wyschnęła. Chwilę póniej podkuśtykał do łóżka i poszedł spać.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#37 2018-08-03 12:14:22

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Rankiem wstali, zjedli wspólnie śniadanie i poza Kastorem udali się na miasto. Mężczyzna dał dzieciakom trochę pieniędzy by sobie coś za nie kupiły, a sam został w pokoju i przeglądał mapy i ekwipunek.
    Dzieciaki spędziły w mieście cały dzień chodząc po targu albo podziwiając wystawy warsztatów rzemieślniczych i sklepów wewnątrz budynków. Wieczorem wróciły do karczmy w sam raz na kolację i kolejny 'występ' bajarza. Siedli znów przy tym samym stole razem. Kastor czując się nieco znudzony całodziennym pobytem w pokoju chciał spędzić trochę czasu z dzieciakami i posłuchać bajarza.
Starzec skonczył jeść posiłek gdy dzieci zebrały się wokół niego i zaczął snuć kolejną opowieść.
- Dziś pragnę, byście usłyszeli opowieść o wspaniałym bohaterze zarówno elfów jak i krasnoludów. Był to człek wielu ras, nie tylko tych dwóch. Żył on w czasach wojny pomiędzy nami, a pozostałymi. Nasze królestwo wiele zawdzięczało elfom, krasnoludom i innym rasom. Dzięki nim dźwignęliśmy się z ziemi do obecnej dumnej postawy, ale niewdzięczny z nas lud. Obróciliśmy się przeciwko naszym dobroczyńcom ze strachu i nienawiści. Strach przed tym, że odbiorą nam to co dali, a nienawiść przez to, że nie chcą nam dać więcej. - wszystkie dzieci słuchały jak oczarowane, niektórzy dorośli również, choć część zaczęła wychodzić uważając starca za niespełna rozumu. Za takie słowa mógł nawet stracić wolność lub życie. - Wypowiedzieliśmy im wojnę i wyparłszy wszystkich nieludzi z naszych ziem rozpoczęliśmy niszczyć i mordować na ziemiach byłego państwa wampirów, a także wilkołaków. Byliśmy tak potężni, że nim ci zebrali wojsko przejęliśmy ich ziemie. Elfy i Krasnoludy nie chciały ze sobą rozmawiać o współpracy militarnej. Choć na początku wieków się dogadywały z czasem zrodziła się między nimi niechęć. Wyniosłe elfy nie chciały rozmawiać z krasnoludami, a te z kolei unosiły się dumą i nie paktowały z elfami. Nasz bohater miał w sobie krew elfów i krasnoludów, więc działał jako łącznik i posłaniec pomiędzy stronami. Niestety dla nich, ludzie stali na granicy państwa elfów. - Raissa na chwile przestała słuchać, ponieważ Kastor wstał z ławy i udawał się do pokoju. Nie wyglądał jakby czuł się dobrze. Gdy mężczyzna zniknął na schodach znów zasłuchała się w opowieść.-nikt nie zna imienia tego bohatera, ale dzięki niemu elfom udało sie zachować swój kraj, tak jak i dzieciom góry. Ale zapłacił za to największą cenę. Ludzie chcąc wyeliminować go z gry odnaleźli poprzez szpiegów jego rodzinę i spalili żywcem młodą żonę i dziecinę naszego bohatera. Sam on zaś zginął przeszyty strzałą gdy niósł ostatni z rozkazów. Wielu nie ma współczucia dla jego historii, gdyż nienawiść nadal trwa, a bohater nasz w niewielkim stopniu był człowiekiem. Jak i jego rodzina, w znacznej mierze przeważała krew wampiryczna na którą moc Lasu Snów, bądź też Sowich Lasów, wpływu nie ma. Zapamiętajcie moi młodzi przyjaciele, że nigdy nie wolno podnieść ręki na drugiego, nawet jeśli nie jest człowiekiem. Każdy ma takie same uczucia jak i my. - zakończył bajarz po czym zamówił sobie kufel piwa na zwilżenie gardła.
    Po tej histori Raissa uświadomiła sobie, że ta opowieść była o Kastorze. Bohater tak jak i on był posłańcem i ambasadorem pomiędzy elfami i krasnoludami. Ale Kastor nie umarł. Od razu udała się do pokoju i zastała mężczyznę przy stole, znów przeglądał mapy.
- Czemu wyszedłeś? To przez tą historię? - gdy spytała ten tylko mruknął na potwierdzenie. - co się stało na prawdę wtedy? Opowieść kończy się się śmiercią bohatera i jego rodziny...
- bohater prawie umarł... Ja prawie umarłem.  - westchnął i odwrócił się do niej przodem. W oczach miał łzy. - opowiem ci tą historię, bo tylko ty jej nie znasz z bliskich mi ludzi. Prawda, byłem posłańcem. Ludzie się o tym dowiedzieli i chcieli mnie zniechęcić, najpierw osobiście napadając na mnie, ale ja się zawsze wymykałem. Potem dowiedzieli się, że mam żonę i dziecko. Wysłali tam oddział. Gdy się o tym dowiedziałem prawie zajeździłem konia, by dotrzeć do domu przed nimi, ale po drodze jedna z band dezerterów do mnie strzelała, trafili między łopatki i nim spadłem z konia poniósł mnie poza ich zasięg. Znalazła mnie jakaś starsza zielarka. Wiedziała kim jestem i powiedziała, że mam szansę. Wyleczyła mnie i oddała mojego konia. Gdy leżałem te kilka dni nieprzytomny i w gorączce, rzeka przez którą musiałem przejechać wylała i porwała ze sobą most. Przez to musiałem nadłożyć drogi, by poszukać miejsca w którym mogę ją przekroczyć. Straciłem przez to cały jeden dzień. Gdy dotarłem na miejsce zastałem dogasające zgliszcza domu, który sam zbudowałem dla mojej rodziny, a w jednym z kątów pokoi zwęglone zwłoki mojej żony i córki. Spalili je żywcem w domu. - Kastorowi załamał się głos. Po chwili znów podjął opowieść. - Amelia tuliła Sanyę jakby chciała ją ochronić przed płomieniami. Wiedziałem, że były przerażone, obiecałem im powrót, bezpieczeństwo i zawiodłem. - zaczął szlochać. Raissa się do niego przytuliła.
- tak mi przykro...
- to nie twoja wina. Wszyscy, którzy brali w tym udział już nie żyją. - starał się opanować. - ale zemsta w niczym nie pomaga, na pewno nie koi bólu po stracie. - uśmiechnął się, ale w tym uśmiechu nie było radości, tylko smutek, ból i gorycz. - no już, nie płacz. Nie znałaś ich, nie ma powodu... - otarł dziewczynie łzy, które niewiadomo kiedy popłynęły.
- to dlatego mnie zabrałeś, żebym nie zginęła jak twoja rodzina...
- nie wiem, to był impuls. Ale ani troche nie żałuję. - tym razem uśmiechnął się szczerze i przytulił ją mocno. - nie płacz już, było minęło, czasu sie nie cofnie.
- ale nie zastąpie ci rodziny...
- nie tego chcę. Zostałaś dla mnie nową rodziną. A nie zastępczą. Nie chcę byś próbowała zastąpić mi Sanyę, chcę byś była sobą. Masz mi się też nie odwdzięczać za nic, nic nie robić z myślą, że ja bym tego chciał. Jeśli będę niezadowolony to po prostu ci o tym powiem. Jak na razie jestem dumny z tego, że jesteś moją przybraną córką.
- dziękuję ci. Powiedz, jak się czujesz?
- coraz lepiej, może jutro wyruszymy dalej, jak myślisz?
- chyba już na to czas, chłopaki nie mogą się spóźnić do swoich mistrzów.
- zmykaj spać w takim razie, po śniadaniu ruszamy.
Jak jej kazał tak zrobiła, a on poszedł spać niedługo potem uprzednio pakując wszystkie mapy.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#38 2018-08-03 12:15:42

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Następnego ranka po śniadaniu ruszyli w dalszą drogę. Kastor jechał spowrotem na Betsirii, a za nimi biegł Thieleur. Pod wieczór dotarli do rozstaju przy którym musieli się podzielić na dwie grupy i ruszyć dalej.
-Gaithr, tylko pamiętaj, cały czas prosto aż do traktu trzech noży, Drais mieszka w małym miasteczku, Nahis, dzień drogi przed rozstajem na trakt czarnych stóp. Przed wami jeszcze kilka tygodni drogi.
- Nie martw się, wy też macie przed sobą niezły kawałek. Tymczasem! - krzyknął na pożegnanie i spiął konia. Damien podążył za nim.
Jechali jakiś czas, aż w pewnym momencie Kastorowi coś się przypomniało.
- Będziemy przejeżdżać przez stolicę Anntadu, może zatrzymamy się tam na dłużej niż jedną noc, żebyście mogli ją obejrzeć? Jest tam Pałac Króla, Koszary i Twierdza głównych dowódców, a także świątynia Bogini.
- możemy, ale nie spóźnimy się do mistrza Alaina? - Fabien trochę się już denerwował bez brata u swojego boku.
- nie powinniśmy aż tak bardzo, dotrzemy tam za kilka tygodni, wiosna nie zacznie się na dobre nawet. A w stolicy będziemy w tym tępie już po jutrze, na zwiedzanie dam wam dwa dni, co wy na to?
- oprowadzisz nas, prawda? Boję się, że możemy się pogubić trochę skoro to wielkie miasto... Słyszałam kiedyś o stolicy, że po zmroku jest bardziej niebezpiecznie niż na traktach. - Raissa jednocześnie się cieszyła na to, że zobaczy nowe miejsca, a także niepokoiła.
- Ze mną nic wam nie grozi, poza tym po zmroku będziecie już w pokoju. A sam oprowadzę was po ciekawszych miejscach i opowiem co nieco, choć osobiście nie przepadam za Stolicą.
    Na tym skończyli temat Andury, stolicy Cesarstwa Anntadu – ogromnego imperium ludzkiego. Kolejne godziny podróży mijały monotonnie, Kastor odpytywał ich z wiedzy teoretycznej, którą wpajała im Lilith, a także bawili się w głosy ptaków, choć odkąd zorientowali się, że Raissa ma nadludzki słuch, nie sprawiało im to takiej radości, bo wiedzieli, że z nią nie wygrają, a nawet jeśli, to że ona im na to pozwala. Na noc rozstawili warty normalnie, a rankiem ruszyli dalej. Kolejną noc spędzili w karczmie na trakcie, tak jak wielu innych podróżnych zmierzających do stolicy, choć ledwo co było dla nich miejsce, bo dotarli najpóźniej. Następnego ranka ruszyli wcześniej niż wszyscy inni, bo chcieli znaleźć miejsce na nocleg póki jeszcze jakiekolwiek było.
    Gdy tylko wyruszyli z karczmy zobaczyli wielkie połacie pól uprawnych, gdzieniegdzie chłopskie domostwa i gospodarstwa, nad którymi z kominów unosił się dym, a także jezioro, nad którym wschodziło słońce i nadawało wodzie blask. Dalej majaczyły ogromne mury miejskie i brama wjazdowa. Przejechali przez nią kilka godzin później, by następnie spostrzec wysokie kamienice ustawione w równych rzędach wzdłóż traktu. Na najniższym piętrze każdej z nich był jakiś sklep, albo warsztat rzemieślniczy. Na końcu prostego traktu wyłożonego prostokątnymi kamieniami widniał kolejny mur, ale tym razem był to mur odgradzający miasto od pałacu i strefy najwyższej szlachty. Wstęp mieli nieliczni, a straż ściśle tego pilnowała. Chodziło przecież o dobro rodziny królewskiej i wszystkich dworzan władcy.
    Zjechali z traktu w jedną z bocznych ulic w poszukiwaniu karczmy, w której mogliby zanocować. Dopiero po zapytaniu miejscowego udało im się odnaleźć jakąkolwiek. Kastor wykupił pokój, w trakcie gdy młodzi zajmowali się końmi. Gdy chwilę odpoczęli po podróży, zjedli i rozładowali torby, ruszyli razem z mężczyzną zwiedzać miasto.
    Najbliżej ich bazy znajdowały się koszary z twierdzą Anntadt, a także główne targowisko, jednak Kastor zaprowadził ich nad jezioro, drogą pielgrzymów która była jedyną możliwością dostania się na sztuczną wyspę na której wzniesiono świątynie. Drewniany podest był na tyle szeroki że mogły się na nim minąć wozy konne, bez zrzucania pieszych do wody. Ogrodzony był grubymi barierkami, na których umieszczono rzeźby różnych zwierząt.
- Ludzie wierzą że zanim urodzili się jako ludzie, to wcześniej byli zwierzętami u boku Bogini i ta pozwala im być ludźmi w nagrodę. Po śmierci zasiadają w orszaku Bogini gdy na to zasłużą, jako ludzie.
- A jeśli nie zasłużą? - Raissa podziwiała dokładną rzeźbę borsuka.
- Wtedy ich ciała zmieniają się w proch, a oni idą do miejsca, w którym muszą znów zasłużyć na łaskę Bogini. Nie znam się na tym za dobrze, prawdę powiedziawszy...
    Gdy dotarli do świątyni jako takiej, zwiedzali ją w milczeniu. Była strzelistym budynkiem, całkowicie wzniesionym z drewna, w śrosku wypełnionym rzeźbami. Filary imitowały drzewa, a sufit wewnątrz dawał wrażenie, że wierni chronią się w lesie, tuż pod koronami drzew. W środku nadal dominowały rzeźby zwierząt, choć teraz już dostojniejsze niż borsuki i inne. Jelenie, dzikie koty, a także wilki przewijały się w rzeźbach i płaskorzeźbach.
- Kastor, czemu nie ma tu żadnego wizerunku Bogini?
- Ludzie nie mogą jej przedstawiać, ponieważ jest tak piękna, że każda próba uchwycenia jej wizerunku jest świętokradztwem i obrazą dla niej.
    Gdy opuścili świątynię skierowali się na rynek. Był to okrągły plac, na środku którego stała kilkupoziomowa fontanna, na szczycie której znajdowała się kamienna rzeźba żurawia z dziobem uniesionym do góry, z którego tryskała woda. Dookoła wszędzie były kramy kupieckie, a także sklepy z licznymi towarami z importu.
- Bardziej miejscowe rzeczy są przy królewskim trakcie, w bocznych sklepach, ale możecie sobie obejrzeć te tutaj i coś kupić. - Kastor dał im trochę pieniędzy po czym sam usiadł przy fontannie, by trochę odsapnąć. Zmęczyło go chodzenie, jeszcze nie do końca wyleczył nogę, a już ją nadwyrężył. Po godzinie dzieciaki wróciły do niego i mogli wracać na kolację do karczmy. Jutro mieli obejrzeć port i pałac o ile się dało i ruszaliby dalej. Wracając do karczmy mijali wysokie kamienne mury koszar i twierdzy, a poza nimi niewiele było widać. Przed każdą bramą i na murach stały straże, uzbrojeni po zęby gwardziści. Nic więcej nie mogli zobaczyć, bo nie chcieli ściągać na siebie kłopotów, że za długo obserwują zmianę warty.
    Następnego ranka po śniadaniu zapakowali torby, wzięli konie i ruszyli przejść się do portu. Nie było to nic nadzwyczajnego, małe statki używane były do spławiania nimi towarów w dół rzeki Nów, bądź od samej Księżycowej, a potem przewożone wzdłóż niej spowrotem w górę. Jednostki były lekkie, ale bardzo ładowne. W porcie panował ruch, ale nie było tak tłoczno jak myśleli, że będzie. Swobodnie przejechali mijając miejski zielennik, na którym wypoczywali mieszkańcy i podziwiając pałac z daleka, wjechali na krótki trakt, by wyjechać z miasta przez most przewieszony nad Nowiem. Zamek był ogromny i imponujący, wzniesiony na sztucznym pagórku górował nad kamienicami szlachty. Za pałacem znajdowały się ogrody królewskie, ale tych już nie zobaczyli przez wysokie mury. Most na Nowiu wzniesiony był z kamienia, szeroki i stabilny. Zaraz po wyjeździe z miasta trakt krótki odgałęział się na trakt górski, którym to też skierowali się na północny wschód. Alain mieszkał w małej wsi, kilka dni od granicy Imperium i dzień drogi od głównego traktu.
    Podróż mijała im spokojnie, wiosna zaczynała się na dobre gdy dotarli do wioski. Zatrzymali się w miejscowej karczmie, zjedli i przebrali się a potem Fabien razem z koniem i rzeczami został zaprowadzony do małej chatki na uboczu wioski.
    Na ławeczce przed domkiem siedział mężczyzna, może wyglądający na trzydzieści, góra trzydzieści pięć lat, z dwu-trzy dniowym zarostem i skręcał papierosa. Brązowe włosy miał w lekkim nieładzie, widać było, że nie korzysta za często nożyc. Gdy zobaczył trójkę ludzi z koniem wstał z ławki i ruszył do furtki ścieżką przez połacie ziół i innych roślin. Ubrany był w proste spodnie i koszulę podwiniętą nad łokcie, kamizelkę na tym wszystkim miał zniszczoną i niezapiętą. Fabien uważnie mu się przyglądał i z trudem powstrzymał zdziwienie gdy okazało się, że ten niepozorny mężczyzna ma być jego mistrzem.
- Alain, kopę lat. Widzę u ciebie niz się nie zmieniło. - uśmiechnął się Kastor.
- Ano, jak doskonale wiesz, nie lubię się rzucać w oczy. Zarabiam trochę tu i ówdzie na czarach, ale poza tym żyję sobie jak każdy inny chłop. Podoba mi się. - spojrzał na Fabiena. - ten chłopak ma być moim uczniem, ta? Zatem chodźmy do domu, zaparzę wam herbaty albo ziół.
    Weszli do środka, gdy Fabien już uwiązał konia, by ten nie pożarł całego ogrodu maga. Ten wstawił wodę na napar i usiedli przy stole. Chłopak wreszcie nie wytrzymał.
- Mistrzu, ja nie do końca rozumiem co może być pociągającego w życiu jak zwykły chłop skoro dysponujesz taką mocą...
- To będzie pierwsza rzecz której cię nauczę, chłopaku – uśmiechnął się ciepło odpalając papierosa którego skrupulatnie zwijał w międzyczasie odkąd przyszli. - a tak w ogóle, nie musisz mówić mi 'mistrzu'. Możesz poprzestać na Alain. Byłbym wdzięczny.
- oczywiście mi... Alain. - w porę się pohamował.
- Nie mam za dużego domu, ale pokój dla ciebie jest gotowy od kilku dni. Możesz iść się tam rozpakować, potem omówimy resztę rzeczy i odpowiem ci na pytania. Macie gdzie się zatrzymać? - zapytał Kastora patrząc na niego i milczącą Raissę, która szła pomóc Fabienowi.
- Wynajęliśmy pokój w karczmie, posiedzimy tu kilka dni i potem ruszymy dalej, będę chciał odwiedzić Armina, ale nie od razu. Pewnie pojedziemy dookoła górskim traktem, a potem wrócimy krótkim, przez stolicę i dalej traktami na...
- Szklany przylądek. Wieki minęły odkąd odwiedzałem Armina, byliśmy jeszcze wtedy szczeniakami jak jego ojciec przypadkiem zmienił całe wybrzeże i dwa klify w czysty kryształ – zaśmiał się. - czy Armin nadal szuka?
- W tej sprawie prosił mnie o notatki Andreia, mam je przy sobie, może pomogą mu przy badaniach. Nie będziesz chciał mu czegoś przekazać? Powinniśmy zjawić się u niego w środku lata jak wyruszymy jeszcze w tym tygodniu.
- Przekażę ci trochę ziół odpowiednio przerobionych dla niego. Muszą mu pomóc. Przynajmniej tymczasowo póki nie znajdzie lekarstwa. A nie wiesz co u jego syna?
- Miałem z Arminem kontakt tylko listowny w ciągu ostatnich kilku lat, ale wiem, że jego syn też ma ten sam problem. Tym bardziej zależy mu na lekarstwie. Przecież to jego jedyne dziecko...
Alain pokiwał tylko głową wydmuchując dym w sufit.
- kim jest ta dziewczynka. Nic o niej nie mówiłeś. To twoja córka?
- Przygarnąłem ją, można powiedzieć że moja. Była sierotą, jej cała rodzina nie żyje.
- Czemu nie została z Lilith? Przecież to dziewczynka...
- Jest świetna jako tropicielka, dobrze jej idzie trening.
- Ma szansę być tak dobra jak ty?
- Nawet lepsza, Jeszcze z rok i będzie tak biegła w tropieniu i walcę wręcz jak ja. Mam zamiar ją trenować kiedy tylko będę miał okazję.
- Ale pamiętaj, że to dziewczyna. Im będzie silniejsza tym trudniej jej będzie znaleźć męża. Mężczyźni nie lubią silnych kobiet. Wolą te słabe i uległe.
- Nie czas nam o tym teraz myśleć, nie uważasz? Ona ma dopiero jedenaście lat, ma na wszystko czas.
- Wiem, że tęsknisz za Sanyą i Amelią. Ale to nie wróci. Nie pokładaj też w tym dziecku zbyt wielkich nadzieji. Każdy ma gdzieś jakąś rodzinę, choćby dalszą. Pytanie tylko gdzie jest ta jej. Ona jest kotołakiem. Historia jej ludzi jest krwawa. Wszyscy tacy jak ona którzy są poza pustynią byli niewolnikami. Jej rodzice pewnie też, a jeśli nie oni, to ich rodzice. Może nie być zachwycona gdyby się o tym dowiedziała.
- Skończmy temat, przyjacielu, proszę. - Kastor poczuł się zraniony gdy znów ktoś wspomniał o jego żonie i dziecku. Ostatnio coraz częściej do niego powracały, jak wyrzut sumienia.
- Jak chcesz. Ale powiem ci tylko tyle, że wyczuwam w dziewczynie mały talent magiczny. Mógłbyś popchnąć ją w tą stronę, kobiecie lepiej być magiem niż wojowniczką. - odgasił papierosa na piecu i zalał zioła gotującą się wodą. W tym czasie Raissa i Fabien wrócili.
    Wszyscy razem zasiedli przy stole i gawędzili przyjaźnie pijąc zioła póki nie zrobiło się ciemno. Wtedy też wrócili do karczmy zostawiając Fabiena z jego mistrzem. Następnego dnia mieli odebrać paczuszkę dla Armina Carigella, pożegnać się z rudzielcem i ruszać dalej. Kastor nie potrzebował więcej odpoczynku, gdyż całkiem wydobrzał, a chciał pokazać Raissie góry Faden z bliska, a może nawet i jeziora pierścienne, skracając tym samym drogę do traktu krótkiego.
    Następnego ranka poszli do chatki Alaina. Fabien zamiatał ganek, a mag plewił zioła paląc papierosa. Przerwał pracę i poszedł do domu po paczuszkę dając tym samym rodzinie czas na pożegnanie się z Fabienem. Raissa przytuliła przyrodniego brata.
- Do zobaczenia za rok, mam nadzieję że przez ten czas nauczysz się czegoś fajnego – szturchnęła go piąstką w ramię śmiejąc się.
- Wzajemnie, może tym razem nie będę musiał cię leczyć z przetrenowania – rozmasował ramię bardziej dla zasady niż z konieczności. Kastor tylko rozczochrał mu włosy.
- Trzymaj się, młody i ucz pilnie żebyśmy z twoją matką nie musieli się za ciebie wstydzić. - uśmiechnął się. Odebrał paczuszkę od Alaina i od razu ruszyli w dalszą drogę. Fabien chwilę stał i patrzył się jak odjeżdżają, póki nie zniknęli wśród zabudowań wioski.
- Weź się do roboty, mała bekso – zaśmiał się mag. Fabien zorientował się że po policzku cieknie mu łza. Otarł ją i wrócił do zamiatania.
- Ja... tylko miałem jakieś takie dziwne przeczucie...
- Spokojnie, młody, ja też... - wrócił do plewienia ziół.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#39 2018-08-03 12:16:03

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Tymczasem Gaithr dotarł już razem z Damienem do Nahris. Był wieczór, więc postanowili, że prześpią się i rankiem pójdą do Draisa. Damien miał w jukach list od Kastora, ciągle nieodpieczętowany. Rankiem zaraz po śniadaniu odnaleźli odpowiedni dom. Drzwi otworzył im mężczyzna o starannie przystrzyżonych włosach i koziej bródce. Mimo że nie wyglądał staro, to skronie miał przyprószone siwizną.
- Ty pewnie jesteś Damien, co? Spóźniłeś się. - stwierdził mierząc chłopaka spojrzeniem. - Nie ma z wami Kastora, co się stało?
- Mam dla mistrza list od wujka, mam nadzieję, że on wszystko wyjaśni, jeśli nie to odpowiem na wszelkie pytania. - chłopak podał zalakowaną kopertę.
- Wejdźcie – mężczyzna usunął się z przejścia. Młodzieńcy weszli do wąskiego korytarza zamykając za sobą drzwi. Drais tymczasem przełamał pieczęć i czytał list. - a zatem napadli was po drodze bandyci i Kastor został ciężko ranny. A co z tobą? Czemu nie walczyłeś, co? - spojrzał na rudzielca z góry. Mężczyzna był wysoki i szczupły, o dość ostrych rysach i głosie. Można by było pomyśleć, że kiedyś był wojskowym po tym jak się zachowywał.
- Nie miałem okazji, Kastor i Gaithr załatwili sprawę zanim zdążyliśmy zareagować, z resztą, powstrzymywałem kuzynkę by nie rzuciła się im na pomoc.
- Ha! - wykrzyknął. - Może Kastor powinien przysłać mi na szkolenie tamtą dziewczynę, a nie ciebie, wydaje się że ona ma więcej ikry w sobie niż ty.
    Damien zrobił się cały czerwony na twarzy ze złości i ze wstydu. Zacisnął pięści i kilka razy wziął głęboki oddech. W końcu odpowiedział.
- Pragnąłbym udowodnić mistrzowi na co mnie stać, pomimo tego że do tej pory się nie wykazałem. - z trudem udało mu się zachować spokojny głos. Gaithr się nie odzywał.
- Gratuluję, zdałeś test, chłopcze. Gdyby nie udało ci się opanować odesłałbym cię do domu, bo żeby machać mieczem potrzebna jest jeszcze inteligencja i opanowanie, a nie siła. Wybuch złości i uniesienie się dumą nic by ci nie dały. Co nie zmienia faktu, że to tylko pierwszy test. - uśmiechnął się chytrze. - Na górze po lewej jest twój pokój, na dziś masz czas się rozpakować i zaaklimatyzować, pożegnać z opiekunem i wypłakać oczka za mamą. Od jutra masz być na parterze w salonie o świcie, rozpoczynamy trening. Poza tym, nie wolno ci wchodzić do mojego pokoju. Reszta domu do twojego użytku, w granicach rozsądku. Ja tymczasem wracam do swoich zajęć. - po czym ruszył na piętro, do swojego pokoju. Gaithr pożegnał Damiena życząc mu powodzenia i sam ruszył w dalszą podróż, a rudzielec się rozpakowywał. Pokój był surowy, w środku była tylko szafa, łóżko, jedna półka na książki i komoda z misą i dzbanem na wodę.
- Przeżyjemy. - mruknął sam do siebie, po czym uświadomił sobie, że nie ma obok niego już nikogo.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#40 2018-08-03 12:17:35

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

rozdział 3


    Podróżowali już kilka tygodni i zbliżali się do górskiego miasta Khoris w górach Faden. Byli od jakiegoś czasu na terenach dawnego państwa wilkołaków, ale obecnie rzadko kiedy można było jakiegoś spotkać, a jeśli już, to ukrywali się, tak jak Gaithr. Robili kilkudniowe postoje gdzie tylko była taka możliwość i Kastor przeprowadzał razem z Raissą treningi walki wręcz, a także ze sztyletem, choć dla bezpieczeństwa skonstruowali drewnianą atrapę. Mężczyzna był zadowolony z postępów jakie czyniła jego wychowanka, a ona była całkiem zadowolona, ponieważ obiecał jej, że gdy tylko opanuje w odpowiednim stopniu walkę wręcz i sztyletem to nauczy ją strzelać z łuku, a także sprezentuje jej własną broń. Na razie tylko nauczył ją wykonywać dobre strzały, ponieważ polowali po drodze na drobne zwierzęta by uzupełniać zapasy. Gdy dotarli do Khoris Kastor znalazł karczmę i zameldował ich tam na dwa, góra trzy dni. Mieli odpocząć jakiś czas w mieście. Raissa w tym czasie oporządzała konie. Usłyszała przy tym jak dwaj stajenni komentują jej ogon i uszy i mówią o jakimś mężczyźnie tej samej rasy który mieszkał nad miastem, w górach. Zainteresowało ją to, bo chciałaby spotkać kogoś takiego jak ona i dowiedzieć się czegoś więcej. Może będzie okazja. Zagadała stajennych o tego mężczyznę.
- Panienka lepiej niech się nie interesuje. Bo jak się ktoś za bardzo interesuje, to znika i nie waca.
- Nie boję się, powiedzcie mi więcej o tym kimś, a nie grozicie.
- My tylko ostrzegamy. Odkąd dwa lata temu pojawił się tam ten dziwak, zaczęli znikać ludzie. Jakby tego było mało, że umarł ten stary mag i tam gdzie go pochowali wykwitło to ich źródło. Pfu! - splunął na ziemię. - z nimi tylko problemy.
- Podobno tego maga zabił jego uczeń, a potem zniknął. To było jakoś niedługo, może z miesiąc przed tym jak ten dziwak osiedlił się w górach.
    Raissę tknęło przeczucie. Czas śmierci maga zbiegał się spowrotem Feiego do domu. Czyżby wrócił, bo jego mistrz umarł? I czy to na pewno chodziło o niego?
- Gdzie mogłabym się dowiedzieć więcej na temat tego kogoś? Chciałabym się z nim spotkać...
- raz na pół roku widujemy go w mieście, schodzi z koniem po zapasy, a potem znów znika. Był tu z tydzień temu, wyglądał dość podobnie do panienki, tylko starszy.
- w jakim sensie podobnie?
- też miał takie same uszy i ogon, i też takie włosy, choć dużo krótsze, bo do ramion tylko.
- Ale z twarzy to do panienki podobny, jak rodzina! A może wszyscy tej rasy tak wyglądają? - podrapał się w głowę zastanawiając się.
    Raissie szybciej zabiło serce. Ale zaraz też się opamiętała. Przecież jej rodzina nie żyje, widziała jak ich chowają na cmentarzu, więc nie ma opcji żeby to był ktokolwiek kogo znała. 
- Gdzie dokładnie on mieszka?
- Za miastem jest ścieżka, a dalej to nikt nie wie. Podobno ma małą chatkę na zboczu. Z tego co karczemna słyszała, to alchemik jakiś, licho go wie. Jeszcze nas wszystkich potruje tyle z tego będzie.
    Stajenni zostawili Raissę, a ta wróciła do oporządzania koni. Gdy kończyła do stajni wszedł Kastor.
- myślałem, że szybciej się uwiniesz. Daj te torby, zaniosę do pokoju. - po czym wyszedł wziąwszy większość bagaży. Chwilę później poszła za nim z resztą toreb. Tygodnie treningów pozwoliły jej nie tylko opanować walkę, ale także wzmocniły ciało. Kiedyś nie byłaby w stanie unieść takiej ilości rzeczy, a teraz zaniosła je do pokoju bez żadnego problemu.
- Kastor, będę mogła potem iść na rynek?
- Nie ma problemu, ja zostane, zrobię listę czego nam brakuje. Jutro jakiś trening?
- Tak, czemu nie, a co planujesz? - zaczęła rozkładać swoje rzeczy po pokoju wcześniej powiesiwszy płaszcz na haku na drzwiach.
- Myślałem nad godziną walki wręcz na rozgrzewkę, potem sztyletem, a na koniec pokazałbym ci kilka trików na dwa sztylety. Może po drodze kupię ci drugi, jak je opanujesz.
- Brzmi świetnie – ucieszyła się, bo im więcej treningu, tym lepiej opanuje umiejętności.
    Gdy rozpakowała rzeczy zabrała ze sobą swoją torbę na ramię, sztylet przypięła do paska, wzięła płaszcz i wyszła. Ale nie poszła wcale na rynek. Wypytała karczemną o ścieżkę do chaty alchemika i w tamtą stronę też się udała. Nie wzięła konia, bo nie spodziewała się dalekiej drogi. Po godzinie marszu ścieżką na zboczu postanowiła zrobić sobie przerwę. Było popołudnie, oceniła po wysokości słońca, że może maszerować jeszcze pół godziny, a potem musi zawrócić jeśli chce dotrzeć spowrotem do miasta przed zachodem. Zarzuciła spowrotem torbę na ramię i ruszyła dalej.
Po kwadransie zorientowała się że ktoś za nią idzie. Gdy jednak się obracała dyskretnie nikogo nie zobaczyła ani nie słyszała. Uznała że najwyższa pora wracać, nawet jeśli miałaby nie zobaczyć alchemika. Wolała sama nie ryzykować bardziej, wróci tu później z Kastorem.
Gdy tylko zawróciła poczuła że ktoś ją łapie i zatyka jej usta jakimś śmierdzącym materiałem. Zaczęła się szarpać i krzyczeć. Powoli robiło się jej ciemno przed oczami, aż w końcu straciła przytomność.

**


Póżnym popołudniem Kastor wyszedł szukać Raissy. Miasteczko było małe, więc nie powinien mieć z tym problemu, jednak mimo to nie znalazł dziewczyny. Zapytał kilku ludzi czy nie widzieli drobnej blondynki z kocimi uszami. Dopiero karczemna powiedziała mu, że dziewczyna koniecznie chciała odwiedzić alchemika i że ostrzegła ją przed nim, ale ta nie słuchała.
- nic dobrego nie przyszło odkąd się tu pojawił. Znikają nawet ludzie. - mruknęła.
W ciągu dziesięciu minut Kastor był na koniu i w drodze do siedziby alchemika w górach.
- jak mogła być tak nieodpowiedzialna, tak głupia...- mruczał do siebie. W pewnym momencie poczuł się obserwowany. Instynkt i doświadczenie doskonale się ze sobą uzupełniały i nie raz takie uczucie uratowało mu życie.
Kawałek dalej na ziemi zobaczył ślady, jakby ktoś celowo szurał butami po ziemi. Domyślił się, że ten kto teraz go obserwuje porwał Raissę. Szarpała się, były też ślady krwi. Modlił się do wszystkich bogów byle to tylko nie była jej krew.
Jechał dalej mając na uwadze obserwatorów. Dłoń cały czas trzymał na głowicy miecza, na wszelki wypadek.
Nagle zrobiło się zupełnie cicho. Nie było słychać ptaków, ani szumu liści. Betsiria była bardzo niespokojna. Zanim zdążył się rozejrzeć coś rzuciło mu się na plecy i ściąnęło z konia. Podrapało mu bok, poczuł zęby na ramieniu. Wyciągnął miecz i uderzył nim kilka razy, po czym zaczął dźgać. Zęby odpuściły, cielsko przestało przygniatać go do ziemi. Zobaczył co takiego go zaatakowało.
Był to potwór, o ciele prawie że człowieka. Łapy miał zakończone jak dziki kot, a także pysk pumy. Zgarbiony i ociekający krwią szykował się do kolejnego ataku. Ale nie zdążył, gdyż Betsiria uderzyła kopytami o łeb stwora, po czym zaczęła wdeptywać go w ziemię.
- Nienienienie, stój, stój! - zerwał się z ziemi i zaczął uspokajać klacz. Chciał wyciągnąć informacje. Ale teraz już nie miał z kogo. Na drodze leżał już tylko trup stwora. Kastor zwlókł go z drogi po czym ruszył dalej. Zignorował krwawiący bok i ramię. Raissa mogła być w gorszym stanie. Szukał siedziby alchemika. Bestia albo pilnowała terenu tajemniczego mężczyzny, albo przypałętała się skądinąd, co było wątpliwe. Po kilkunastu minutach zatrzymał się przed małą chatą przylegającą do skały. Puścił Betsirię luzem i podszedł do chaty. Zastukał do drzwi. Po kilku minutach nacisnął na klamkę gdy nikt mu nie otworzył. Drzwi nie ustąpiły. Przy siodle odszukał torbę z wytrychami i uklęknął przy zamku. Po kilku minutach cierpliwego grzebania w zamku ten ustąpił. Kastor wszedł do srodka.
Wnętrze zajmowało palenisko z kociołkiem, od dawna wygaszone. Pod ścianą stało łóżko, w którym dawno nikt nie spał. Resztę mebli stanowiła wielka rzeźbiona szafa. Kastor przetrząsnął chatę szukając, chyba sam nie do końca wiedząc czego. Nie wyglądała jak dom alchemika. Nie było też śladu po Raissie. Usiadł na brzegu łóżka zastanawiając się czy czasem nie włamał się do chaty myśliwego. Rozważał swój błąd póki nie zauważył na szafie śladów pazurów, jakby potwór ją otwierał. Ale po co.
Otworzył szafę i wyjął wszystkie płaszcze ze środka, a także buty. Dokładnie opukał szafę szukając jakiegoś przejścia. Po kilkunastu minutach postanowił zrobić sobie przerwę. To na pewno ten dom. Tylko co dalej.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#41 2018-08-03 12:18:48

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Raissa ocknęła się w klatce, w jakiejś jaskini. W środku stała świeca, a poza klatką kilka lamp oliwnych. Było jej niedobrze i słabo. Spróbowała wstać, ale zbyt bardzo kręciło jej się w głowie. Na skraju światła dostrzegała jakiś ruch. Usiadła powstrzymując nudności.
- halo? Jest tam kto? - zawołała cicho.
Z cienia wyłonił się młody, choć bardzo zaniedbany i wychudzony mężczyzna. Ubrany w długi zniszczony płaszcz, gdzieniegdzie nadpalony przez jakąś substancję. Na twarzy miał kilkudniowy zarost, włosy rozczochrane i lekko brudne. Ledwo widać było kocie uszy popielatego koloru. W błękitnych oczach widać było iskrę szaleństwa. Ale mimo tego rozpoznała go.
- Feinrei...?
Ten jednak z kamienną twarzą zaczął wywlekać ją za ramię z klatki.
- Fei, to ty, ty żyjesz, powiedz mi jak to, co tu robisz, co się dzieje? - zadała na raz chyba wszystkie pytania jakie jej przyszły do głowy.
- Jesteś mi potrzebna, Raisso.
- Fei, jakim cudem ty żyjesz, mama, tata... oni umarli. Ty też, widziałam! - wyszarpnęła mu ramię.
- Nie zawsze należy wierzyć temu co widzimy. Miasto spłonęło, bo na to zasłużyło. Nie zadawaj więcej pytań, proszę.
- Nie, Fei. Musisz mi powiedzieć jak to możliwe. - zacisnęła usta i wpatrywała się w chłopaka czekając na odpowiedź. Ten westchnął.
- Mówiłem im, prosiłem ich. Ale nie słuchali mnie. Przeżyłaś, bo piłaś tylko mleko. Ostrzegałem ich, że studnie są zatrute. Mieli mnie gdzieś, nie zależało im, więc i mnie przestało zależeć. - podszedł do niej chcąc chwycić ją znów za rękę, jednak ona się odsunęła mierząc go nieufnym spojrzeniem.
- Feinrei, co to ma znaczyć. O czym ty mówisz?
- Zabiłem ich, księżniczko. Wszystkich co do jednego, zginęli przez własną pychę i głupotę. - zaraz też musiał odskoczyć, ponieważ dziewczyna rzuciła się na niego ze sztyletem.
- JAK MOGŁEŚ, WŁASNĄ RODZINĘ! - wrzasnęła wymachując niemal bezmyślnie klingą.- MIAŁAM CIĘ ZA BRATA! A TY ICH ZABIŁEŚ! - cały czas atakowała zmuszając alchemika do oddawania pola, ponieważ był bezbronny. - Mama, tata, Trim, Afi! - tym razem machnęła mu sztyletem tuż przed twarzą i zachaczyła czubkiem o grzbiet jego nosa. Na ziemię upadł dodatkowo kosmyk jego włosów. Broń była niewiarygodnie ostra.
- Hoyn, Glit. Bierz. - przerażony rzucił trzy słowa, które nic nie mówiły kotołaczce. Chwilę później runęła na ziemię przygnieciona ciężkim cielskiem bestii.
    Przypominała ona panterę, jednak wyglądała groteskowo tu i ówdzie. Łyse placki pokrywały skórę, zamiast futra, a zamiast pazurów miała ludzkie ręce aż po łokcie. Z cienia wyłoniła się druga bestia, możnaby było rzec, że bardziej udana. Wyglądała niemal jak człowiek, poza głową pantery, ogonem i lewą przednią łapą zamiast dłoni.
- Zabierzcie ją do labolatorium. - chłopak ruszył przodem ocierając krew z twarzy brzegiem rękawa i podnosząc jej sztylet.
- Jak mogłeś, Feinrei! Wszyscy ci ufaliśmy, kochaliśmy cię, a ty ich zabiłeś! - próbowała się wyszarpnąć bardziej ludzkiej bestii, jednak jej się nie udało. Jedyne co osiągnęła to to, że potwór rozszarpał jej płaszcz i koszulę z lewej strony i podrapał ją.
- zamknij sie i chodź. - rzucił krótko, a potwór wbił mocniej pazury i powlókł ją za blondynem.

**


Kastor usłyszał hałas. Na początku wydawało mu że się przesłyszał, ale sekundę zajęło mu zlokalizowanie źródła dźwięku. Krzyki dochodziły zza szafy. Doskoczył do niej i mieczem zaczął podważać dno od środka. Odskoczyło po chwili z cichym kliknięciem, a hałas przybrał na sile. Drążone w skale korytarze i schody niosły krzyk Raissy echem, tego był pewien. Z mieczem w prawej dłoni i pochodnią, którą zdjął z uchwytu zaraz za wejściem ruszył ostrożnie w dół śliskich, wilgotnych schodów.

**


    Bestie rzuciły ją na wysoki metalowy stół i tam trzymały w pozycji siedzącej. Rozejrzała się dokładnie po pomieszczeniu. Wyglądało jak labolatorium alchemiczne, miało trzy rzędy blatów zastawione aparaturą i substancjami, ale także kilka miejsc pustych. Jedynie ten stół wydawał się być przygotowany na to, by coś się miało na nim odbyć. Ściany były nierówne, gdzieniegdzie wisiała pochodnia, a z sufitu zwieszały się lampy oliwne dając dużo więcej światła niż świece w poprzednim pokoju. Na jednej ze ścian zauważyła stary gobelin.
- To z domu, byłeś tam po tym jak uciekłam i go zabrałeś! Byłeś tam a i tak mnie nie szukałeś! - krzyknęła chcąc wyrwać się bestii.
    Chłopak bez słowa podszedł do niej i w ciągu ułamków sekund chwycił ją za gardło i rzucił na stół. Uderzyła w metal głową tak mocno, że zobaczyła gwiazdy, na moment straciła oddech. W tym czasie alchemik przypiął ją pasami unieruchamiając jej kończyny. Odzyskała oddech dopiero kiedy była już przypięta ciasno do stołu.
- Zamknij się. Jesteś mi potrzebna. - odwrócił się i podszedł do blatu alchemicznego. Przez parenaście minut mieszał ze sobą różne substancje, które skwierczały i parowały. Raissa szarpała się próbując zerwać albo choćby poluzować pasy. - Hoyn, trzymaj ją.
    Na polecenie człekokształtna bestia znów ją przytrzymała. Gdy kotołaczka poczuła jak wbijają się jej pazury w ciało przestała się szarpać. - Hoyn cię uspokoi. Musisz być spokojna, bo potrzebna jest mi twoja krew... - podszedł do niej z nożem, fiolką i rozciął skórę na jej przedramieniu. Krzyknęła, a on przyłożył szybko fiolkę i czekał, aż się napełni. Zostawił dziewczynę, by wrócić do niej za chwilę i obwiązać jej ranę. Chwilę później kawałek płótna, które służyło za bandaż było całe przesiąknięte krwią.
- Uczynię cię doskonałą. Nasza rasa jest najbliższa ideałowi spośród wszystkich ras. A ty zostaniesz pierwszą idealną. Naprawię wszystkie błędy. - ostudził mieszaninę i zaczął mieszać ją z krwią.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#42 2018-08-03 12:19:45

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Kastor znalazł się w półmroku jaki panował w pomieszczeniu na końcu schodów. Rozejrzał się uważnie dookoła. Trochę komód, dwa posłania i szafa, a także metalowe drzwi, jak od cel więziennych. Podszedł do drzwi i zaczął je oglądać. Były zamknięte, ale zamek był prosty. Klęknął przy nim, odłożył pochodnię obok, schował miecz i zaczął grzebać w zamku wytrychami.

**


    Nadal pracując przy stole alchemicznym Fei mruczał do siebie co jakiś czas. Z pozycji w jakiej się znajdowała widziała tylko plecy brata.
- wiesz, że on po ciebie przyszedł? Jest tu, a po drodze zabił jednego z moich ludzi. Jest podatny na sugestie, ale teraz jakoś nie jestem w stanie go przekonać żeby sobie poszedł. Łatwiej było mi go nakłonić by cię ratował. Dziwny człowiek.
- Kastor... Kastor tu jest? Fei, odpowiedz mi! - szarpnęła się, ale w tej samej chwili ostre pazury sprowadziły ją do porządku.
- W sumie to go szkoda, był przydatny, nawet mi cię prawie że przyprowadził. Oszczędził mi wiele kłopotów. Glit. Zabierz resztę, zabijcie. Możecie zjeść. - gdy wydał polecenie ten najbardziej zdeformowany wybiegł pomrukując.
- Nie, Fei, nie! Nie rób mu krzywdy, proszę, tylko nie Kastorowi! - znów zaczęła się rzucać, już ignorując pazury.
    Jedyne co osiągnęła, to to, że Fei uderzył ją otwartą dłonią w twarz.
- Czegokolwiek teraz nie zrobisz, nie pomożesz mu. Już mi nie jest potrzebny, przyprowadził mi cię! Gdyby nie przylazł tu za tobą pozwoliłbym mu żyć. Ale teraz nie mogę mu na to pozwolić, przeszkodziłby mi. - Wyciągnął z jednej z szafek strzykawkę i igłę i zaczął nabierać skubstancję zmieszaną z krwią dziewczyny. - Jeszcze nigdy nie byłem tak blisko sukcesu... - podszedł powoli do stołu na którym leżała blondynka i zdjął jej bandaż z ramienia. Nieco powyżej rany wbił igłę w żyłę i zaczął powoli wpuszczać substancję go krwioobiegu dziewczyny. Gdy tylko skończył prawie odskoczył od niej.
    Zaraz poczuła jak wszystkie jej żyły i wnętrzności płoną z bólu. Nie mogła powstrzymać wrzasku, zaczęła się rzucać pomimo Hoyna, który już rozorał jej całe ramiona swoimi pazurami. Feinrei zaczął się śmiać.
- Działa, działa!! - krzyknął. - Nareszcie, po tylu próbach, działa!

**


    Prawie udało mu się otworzyć zamek, gdy usłyszał wrzaski Raissy i drgnęła mu ręka. Mało brakowało a złamałby wytrych.
- Jasna cholera, pospiesz się, idioto – skarcił sam siebie. Niecałą minutę później zamek ustąpił. Schował wytrychy, chwycił pochodnię i wpadł do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi z trzaskiem. Zaraz też sam uderzył w nie plecami z impetem, gdy do gardła rzuciła mu się bestia. Zablokował jej szczęki wsadzając w nie wolne ramię i wbił bestii pochodnię w nagi bok. Rozległ się skowyt a po sali rozszedł się smród palonego mięsa. Potwór puścił mężczyznę, a ten rzucił w niego pochodnią i wyciągnął miecz. To pomieszczenie było lepiej oświetlone niż poprzednie, więc nie potrzebował już pochodni. Za poparzoną bestią stały jeszcze dwie, podobne do tamtej, którą spotkał na trakcie.
- Jeśli nie dacie mi przejść w spokoju zabiję was – powiedział mając nadzieję, że to poskutkuje. Tak jak podejrzewał, osiągnął odwrotny efekt. Potwór rzucił się na niego drugi raz, nabijając się na ostrze. Przyparł Kastora do drzwi swoim martwym cielskiem, a pozostała dwójka wykorzystując to, że był bezbronny zaraz do niego doskoczyła. Jedna uderzyła go w twarz pazurami rozcinając policzek, a druga rzuciła się na jego nogę. Całą klatkę piersiową i część szyi osłaniał ciałem martwej pokraki. Gdy poczuł zęby na swoim udzie rzucił trupem w atakującą hybrydę, po czym wyprowadził pchnięcie w stronę drugiej. Przebił jej gardło, a druga odskoczyła, by nie zostać przygnieciona denatem. Zaraz też dostała kopnięcie prosto w pysk, czym mieszaniec wybił jej szczękę i dobił, wbijając miecz w czaszkę pantery.
    Sam upadł na kolana wydając z siebie cichy jęk bólu. Oparł się o miecz i podniósł. Miał poszarpaną nogę, bok i ramię, rozcięty policzek i obolałą klatkę piersiową, od uderzenia bestii.  Chcąc nie chcąc, musiał iść dalej, Raissa go potrzebowała, jej wrzaski nie ucichły ani na sekundę. Ruszył dalej z mieczem gotowym do obrony i walki.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#43 2018-08-03 12:21:15

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Kotołak przyglądał się miotającej się siostrze. Wydał rozkaz by Hoyn puścił ją, ponieważ bardzo poraniła się o pazury.
- Już nie będziecie mi potrzebni, nikt z was. Ona będzie idealna. Będę się mógł was pozbyć...-szeptał do siebie. Przerwało mu warknięcie bestii. Usłyszała co mówił i zaczęła się powoli zbliżać obnażając kły. - ani mi się waż, potworze. To ja cię stworzyłem, mogę cię również zniszczyć. Mam do tego pełne prawo.
- Obie...caaa łeeeśśś – warknął jękliwie po czym rzucił się na alchemika z pazurami.
    Chłopak zareagował natychmiastowo, w prawej ręce miał już sztylet Raissy, a drugą rozjaśniła poświata zbliżającego się zaklęcia. Hoyn rzucił się jednak na niego pomimo broni i zaklęcia. Chwycił blondyna za bark i zacisnął szczęki łamiąc mu lewy obojczyk. Zaklęcie się rozpłynęło, natomiast Fei zaczął dźgać hybrydę raz za razem, po szyi, plecach i karku, byle tylko go puścił. Bestia szarpała i gryzła póki tylko mogła, ale nie trwało to długo. Chłopak osunął się pod jej ciężarem ciężko krwawiąc z rany na barku i szyi, dodatkowo tłukąc całą aparaturę i rozlewając substancje. Próbował tamować ranę dłońmi, jednak krew lała się zbyt mocno. Podpełzł do stołu na którym nadal miotała się i krzyczała Raissa.
- Przeklęte... kreatury... - wycharczał – Przepraszam... księżniczko... zawiodłem jako brat i jako alchemik... - oparł głowę o nogę stołu, a jego dłonie przestały uciskać ranę i opadły bezwładnie. Kotołak wyzionął ducha patrząc się w sufit jaskini.

**


    Kastor wpadł do następnego pomieszczenia, spodziewając się ataku. Nie było już więcej bestii. Rzucił się do następnego pomieszczenia, uderzył go niemal okropny zapach krwi. Podłoga była cała nią umazana, na środku leżała martwa bestia w kałuży własnej krwi, za nią był stół, pod którym leżał oparty o nogę martwy kotołak, a na stole Raissa krzyczała ochryple i drgała. Natychmiast do niej podbiegł ślizgając się na krwi. Upuścił gdzieś miecz po drodze. Zaczął trzęsącymi się dłońmi odpinać pasy, którymi była przypięta dziewczyna i starał się ją uspokoić. Minęło kilka minut gdy przestała krzyczeć i teraz już tylko co kilkanaście sekund drgała i wydawała z siebie jęk. Miała rozszarpaną skórę na ramionach i dekolcie, głębokie cięcie na ramieniu i ślad po igle, wszystkie rany krwawiły, wszędzie była krew.
    Węch mężczyzny zaczął powoli obojętnieć na jakiekolwiek zapachy, było mu niedobrze. Znalazł płótno i pociął je na bandaże dla kotołaczki i obwiązał ją nimi prowizorycznie. Ta w międzyczasie powoli się uspokajała.
- F.. Fei... Feinrei... - wychrypiała – mój brat... - chwyciła Kastora mocno za ramię wbijając mu palce, prawie że boleśnie.
- Tylko my dwoje żyjemy. Gdy już tu wszedłem nie mogłem mu pomóc. Możemy go tylko pochować, skarbie. - położył dłoń na jej dłoniach chcąc by go puściła. Gdy to zrobiła przytulił ją ignorując wszystkie swoje rany. Dziewczyna kiwała głową potakująco przez następny kwadrans, gdy niósł ją z labolatorium na górę, kładł na łóżku prawie bezwładną i gdy wrócił znów do domku na górze, z ciałem alchemika.
    Chłopak był lekki jak piórko. Bestia musiała mu rozszarpać tętnicę i bardzo szybko się wykrwawił, ale wcześniej sam o siebie nie dbał, był bardzo wychudzony. Z twarzy był podobny do Raissy. Oczy miał takie same, choć teraz martwo wpatrywały się w przestrzeń. Położył go pod ścianą i poszedł spowrotem do dziewczyny.
- Kastor... Fei... - dziewczyna nadal miała drgawki co jakiś czas, po jej policzkach płynęły łzy.
- nie przejmuj się już, już po wszystkim, jestem obok...- przytulił ją delikatnie. Nie zareagowała na jego dotyk, nadal szepcząc jak w transie. Mężczyzna wykonał prowizoryczne opatrunki dla siebie po czym poszukał łopaty. Musiał pochować chłopaka. Wyszedł z domku i wszedł do ogrodu ziołowego zaraz obok. Ziemia była tam miękka a miejsca wystarczająco na mogiłę dla alchemika. Zaczął kopać ignorując ból.
    Gdy już wykopał odpowiedni dół wrócił do domku po ciało. Zawinął chłopaka w prześcieradło jak w całun i złożył do dołu. Nie zauważył kiedy obok pojawiła się Raissa. Bez słowa usiadła tuż koło krawędzi grobu i wpatrywała się w ciało. Kastor poczuł że musi coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Zupełnie nie znał kotołaka, ani jego intencji. Nie wiedział co dobrego mógł o nim powiedzieć.
- byłeś dobrym alchemikiem i naukowcem, Feinrei. - zaczął zasypywać mogiłę gdy Raissa wrzuciła do środka kwiatek. Usłyszał też jak cicho szepnęła 'do widzenia braciszku'.
    Zaczynało świtać gdy skończył grzebać zwłoki. Wsadził dziewczynę na konia i usiadł za nią. Był wyczerpany i z trudem utrzymywał przytomność. Gdy wjechali do miasta ludzie już kręcili się po ulicach. Podjechał pod karczmę i zostawił przed nią konia. Wszedł ledwo powłucząc nogami i niosąc kotołaczkę. Karczmarz zerwał się żeby do niego podbiec.
- ściągnijcie medyka, najprędzej jak się tylko da. - wychrypiał.
    Karczmarz wysłał jedną z dziewek kuchennych po lekarza a sam wziął Raissę od Kastora i zaprowadził ich na górę do ich pokoiku. Położył blondynkę na łóżku, a Kastor usiadł na krześle. Karczmarz zniknął na chwilę bez słowa, po czym po kilku minutach wrócił z medykiem.
Był to mężczyzna mocno po czterdziestce, o blond włosach krótko przystrzyżonych w których już widać było nitki siwizny. Od razu chciał opatrzeć Kastora ale ten tylko na niego warknął i kazał się zająć Raissą.
    Doktor przemył i pozszywał rany na ramionach dziewczyny. Zupełnie nie rozumiał czemu ta leży bez ruchu i jakichkolwiek emocji na twarzy. Gdy skończył posmarował rany balsamem ziołowym przyspieszającym gojenie i zabezpieczającym przed zakażeniem i obandażował dziewczynę. Dopiero gdy wszystko było już z nią w porządku, a przynajmniej pod względem obrażeń lekarz zajął się Kastorem. Odwinął wszystkie prowizoryczne bandaże które były przesiąknięte krwią i zabrudzone ziemią. Niektóre rany zaczęły się już zrastać.
- jak dawno został pan zraniony?
- dziś w nocy. To normalne, bardzo szybko się goję.
- co was spotkało?
- dzikie bestie. Jakieś stwory, wyglądały jak hybrydy ludzi i dzikich górskich kotów. Ale wydaje mi się że wszystkie wybiłem.
- rozumiem.
    Bez słowa dalej odkaził wszystkie rany i oczyścił je i przygotował się do szycia. Dopiero przy zszywaniu przedramienia zawahał się.
- jeśli się zagoi to będzie potrzebował pan kilku tygodni by znów odzyskać pełną władzę w dłoni. - po czym zaczął szyć.
- rozumiem. Ale wolałem wystawić mu ramię niż gardło.
Lekarz się nie odezwał w skupieniu 'cerując' ramię na którym skóra wisiała w strzępach.
Kastor pokładał wiarę w umiejętności lekarza i swoje końskie zdrowie.
    Gdy skończył opatrywać i szyć Kastora rzucił okiem raz jeszcze na Raissę. Dziewczyna nie drgnęła nawet.
- ile jesteśmy winni za usługi, doktorze?
- zupełnie nic, rozwiązał pan problem miasta, miasto mi odpłaci. Przestaną znikać ludzie, którzy poszli w góry. To najważniejsze. Przez jakiś czas będę doglądał pana i dziewczynkę, by wszystkie rany zagoiły się tak, jak powinny. - uśmiechnął się lekko i wyszedł zostawiając Kastora samego z Raissą i karczmarzem tuż koło drzwi.
- wczoraj wyszedł pan i dziś wraca w takim stanie z tą dziewczynką. Wiedział pan gdzie poszła?
- nie, wypytałem w mieście, a potem poszedłem za tropem i intuicją. Dowiedziałem się że znikają tu ludzie w górach i o tym alchemiku. Wolałem znaleźć dziewczynę całą i zdrową, ale cieszę się, że znalazłem ją chociaż żywą... - nagle się zerwał, bo Raissa dostała drgawek. Zaraz dopadł do niej nie bardzo jednak wiedząc co robić. - sprowadź lekarza! - krzyknął do karczmarza. Ten szybko zbiegł na dół, a potem wybiegł na ulicę za medykiem.
    Chwilę później lekarz szybko wpadł do pokoju rzucając gdzieś swoją teczkę z rzeczami i od razu unieruchomił dziewczynie głowę. Po chwili atak się skończył, a kotołaczka leżała nieprzytomna w rozrzuconej pościeli. Doktor zbadał jej puls, oddech i źrenice i obejrzał czy nie zrobiła sobie krzywdy.
- Czy miała kiedyś tak wcześniej?
- Nigdy wcześniej. - Kastor był prawie sztywny z napięcia i stresu. Bał się o to co się dzieje z jego podopieczną.
- To pierwszy raz, tak?
- Doktorze, odnalazłem ją w górach w domku alchemika. Przypiętą do stołu, wrzeszczącą z bólu i we krwi. Coś jej wstrzyknął i nie mam pojęcia co.
- Więc pozostaje nam czekać i obserwować co się z nią dzieje... - przyłożył dłoń do czoła dziewczyny. - ma gorączkę...
- Doktorze, co mam robić...
- Pan przede wszystkim powinien odpocząć. Miasto jest wam wdzięczne, jako członek rady uważam za swój obowiązek uczynić wszystko co w mojej mocy by wam to wynagrodzić. Poproszę o przeniesienie was do mojego mieszkania, gdzie będę mógł szybko reagować, a także was doglądać. I może się pan do mnie zwracać Charles. - doktor lekko się uśmiechnął.
- Charles, ja jestem Kastor. Dziękuję ci ogromnie za pomoc i opiekę. - usiadł na brzegu łóżka blondynki.
Doktor wstał i zszedł na dół porozmawiać z karczmarzem na temat przeniesienia dwójki jego gości. Mimo, że oberżyście nie było to na rękę, że musi pozbyć się gości, to zgodził się. Najwyraźniej doktor był bardzo szanowaną osobistością w mieście. Zostali oddelegowani do tego dwaj mężczyźni, jeden zajął się rzeczami chorych gości, a drugi delikatnie wziął na ręce nieprzytomną Raissę i ruszyli do domu lekarza. Kastor szedł o własnych siłach ramię w ramię z medykiem.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#44 2018-08-03 12:22:47

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Gdy dotarli na miejsce w drzwiach przywitała ich gosposia Charlesa. Nie minęło wiele czasu gdy naszykowała pokój dla Kastora i Raissy. Tam też jeden z mężczyzn przeniósł Raissę. Konie zostały w stajni koło oberży, ponieważ doktor nie posiadał własnej stajni. Zaraz też zajął się schładzaniem ciała Raissy do normalnej temperatury, ponieważ gorączka wzrosła jeszcze bardziej i zaczynała być bardziej niebezpieczna niż obrażenia i drgawki. Kastor położył się w przydzielonym mu łóżku i prawie od razu zasnął wiedząc, że oboje są w dobrych rękach. Niedługo później wszystkie ich rzeczy znalazły się w pokoju w domu lekarza.

**


    Kastor przespał cały dzień, obudziwszy się dopiero wieczorem, gdy gospodyni przyniosła mu kolację na polecenie lekarza. Była średniego wzrostu kobietą o brązowo-szarych włosach i szarych oczach, bardzo spokojną i przyjazną z wyglądu, na oko miała może ledwo trzydzieści lat.
- Czy doktor często przyprowadza pacjentów do domu?
- Och, tylko te przypadki poważniejsze, które wymagają częstego interweniowania lub obserwacji. Pomagam mu jak mogę, sporo się nauczyłam przez te wszystkie lata. Kiedyś doktor pomógł i mnie, ale nie miałam mu jak zapłacić, więc zaproponowałam służbę. Zgodził się, a gdy spłaciłam dług zaczął mi płacić i tak już zostałam. - wzruszyła ramionami i postawiła tacę z posiłkiem na stoliku. - niech pan usiądzie, nie będzie pan wstawał z łóżka.
    Gdy Kastor wykonał polecenie wzięła tacę i postawiła przed nim na pościeli, by mógł zjeść. Zwróciła uwagę na jego obrażenia.
- może pomogę panu zjeść?
- Dziękuję za uprzejmość, ale dam sobie radę, bywałem w gorszych sytuacjach, może mi pani wierzyć...
- Jestem w stanie uwierzyć – uśmiechnęła się – Pan i dziewczynka kim są dla siebie? Bo bardzo niepodobna do pana.
- Jest moją przyszywaną córką, ale kocham jak własną. Strasznie się o nią martwię, czy doktor coś mówił?
- Rozmawiałam z nim, powiedział że jak tylko dziewczynka się ocknie to musi ją jeszcze raz przebadać. Wyglądał na zaniepokojonego. Co się stało temu biednemu dziecku?
- Długa historia, proszę pani. Długa i skomplikowana, a to był jej finał. Na szczęście go przeżyła, teraz może być tylko lepiej i spokojniej, jeśli wyzdrowieje...
- Proszę się do mnie zwracać Amelia, proszę pana. Tak będzie zdecydowanie milej. - uśmiechnęła się.
Kastor zesztywniał. Zalały go wspomnienia o żonie. Gospodyni nosiła takie samo imię. Do przywołania całej masy wspomnień wystarczyło tylko jedno słowo.
    Przed oczami przemknęło mu wszystko, jak poznał Amelię, to jak razem budowali dom dla siebie, ich dziecko, a na sam koniec jej spalone ciało tulące córkę wśród zgliszczy ich wspólnego domu.
- Czy wszystko w porządku, proszę pana? - gospodyni dotknęła jego ramienia. - Jest pan strasznie blady i płacze. Co się dzieje?
- Nic takiego... to... wspomnienia... - otarł zabandażowanym wierzchem ręki policzki. - Moja żona miała na imię tak samo jak ty. To wszystko...
- Domyślam się że musiało się coś stać, skoro tak pan zareagował. Nie będę drążyła tematu. To musi być bardzo bolesne. Jeśli pan zje, proszę mnie zawołać, zabiorę tacę. - po czym wyszła. Było jej strasznie nieswojo tak nagle.
    Kastor jadł powoli i wspominał, starając się wrócić do tych szczęśliwych chwil z żoną, niestety wszystkie budziły smutek, ponieważ jej już nie było. Stracił ją bezpowrotnie i nie ma szans,, by ją odzyskał. Chyba mniej by go bolało, gdyby go zostawiła lata temu dla innego, albo odeszła razem z Sanyą. Ale tego, co im się przez niego stało nie mógł sobie wybaczyć. Skończył jeść i sam odstawił tacę na stół. Nie czuł potrzeby od razu wołać gospodyni. Wrócił do łóżka i położył się spać, choć przez kilka kolejnych godzin nie mógł zasnąć.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#45 2018-08-03 12:25:04

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Następnego ranka obudził się z gorączką. W nocy śniły mu się koszmary, głównie wspomnienia z czasów wojny i jego rodzina. Bał się też ogromnie o Raissę. Odwrócił się żeby zobaczyć jak się ma.
Przy łóżku dziewczyny siedział doktor. Nadal miała okłady, które miały schłodzić jej ciało, ale odzyskała przytomność. Bez zmian patrzyła się przed siebie zamglonym wzrokiem.
- nie mam pojęcia co jej jest, ale wygląda na szok. Czy to może być prawdopodobne? Co się tam wydarzyło, muszę wiedzieć co mogło ją doprowadzić do tego stanu.
- poszła w góry, nie wiem po co, najpewniej usłyszała, że alchemik jest również kotołakiem i chciała go znaleźć. Po drodze porwał ją potwór od niego. Musiał tworzyć hybrydy z porwanych ludzi, poza alchemią używał magii. Okazało się, że chłopak był jej bratem. Długa historia, wcześniej myśleliśmy, że umarł razem z resztą rodziny. W ich mieście panowała jakaś zaraza. Jak ją znalazłem była w okropnym stanie, krzyczała głośno, coś jej wstrzyknął w ramię. Chłopak leżał obok martwy, zagryziony przez jedną z tych swoich bestii. Zabrałem Raissę, a alchemika pochowałem, przyjmijmy że na jej prośbę, choć niewielki był z nią kontakt nawet wtedy...
- To raczej szok. Niekoniecznie wywołany widokiem bliskiej osoby o której myślało się że zmarła. Postaram się jej jakoś pomóc, ale będziesz musiał wziąć w tym udział. Jeśli leżycie razem rozmawiaj z nią, zagaduj, może ci odpowie. Ja się zajmę utrzymaniem jej przy życiu. Nie kontaktuje, a nie może się odwodnić ani tym bardziej umrzeć z głodu. Rany powierzchowne się na pewno zagoją, martwię się jednak bardziej o jej psychikę...
- Zrobię co w mojej mocy żeby jej pomóc. - Kastor oparł się o poduszkę i przymknął oczy. W tym czasie lekarz wstał i przysiadł na brzegu jego łóżka. Położył dłoń na czole mężczyzny.
- Niedobrze, bardzo wysoka temperatura... przeklęte rany odzwierzęce... zaraz przyjdę, muszę zmienić ci opatrunki i oczyścić ponownie rany. Przyniosę też coś na zbicie temperatury. - chwilę później doktor wyszedł z pokoju. Gdy wrócił razem z nim była jego gospodyni, trzymając na tacy czyste bandaże i kilka flaszeczek. Doktor zajął się zmianą opatrunków i oczyszczaniem ran, na których było widać lekki stan zapalny. Podał też Kastorowi jakiś paskudnie smakujący specyfik, po którym ten mało nie zwymiotował, ale lekarz obiecał, że będzie mu po tym lepiej. Jakiś czas potem, po zmianie opatrunków zrobił się senny. Zanim Charles wyszedł z pokoju Kastor już z powrotem spał twardym snem.

**


    Obudziły go wrzaski Raissy. Zaraz też zerwał się do pozycji siedzącej i zapominajac o niedawno szytym ramieniu oparł się na nim. Syknął z bólu gdy szwy napięły skórę i mięśnie, a niektóre ranki otworzyły się pod bandażem. Natychmiast odwrócił się w stronę łóżka dziewczyny. Obok stał lekarz ze strzykawką, a blondynka uciekła przed nim w przeciwny kąt łóżka, kuląc się i krzycząc. Płakała i mówiła jakieś niezrozumiałe słowa, najpewniej w języku swojej rasy. Lekarz spojrzał się na leżącego i od razu zaczął się tłumaczyć.
- chciałem podać jej zastrzyk z wody i soli, jest odwodniona i nic nie piła, gdy tylko do niej doszedłem z igłą i strzykawką zaczęła krzyczeć, nawet jej nie dotknąłem, przysięgam.
- wierzę. - wstał z łóżka i podkuśtykał do łóżka dziewczyny. Usiadł na brzegu i wyciągnął do niej obie ręce rozłożone szeroko jakby chciał ją przytulić. Ta też od razu szybko przeczołgała się na czworakach po łóżku i przylgnęła do Kastora jakby chciała się ukryć w jego ramionach. - Kochanie, musisz się napić czegoś. Pan doktor przyniesie ci coś do picia, będziesz musiała wszystko grzecznie wypić, to dla twojego dobra. - gdy lekarz usłyszał co mówi mężczyzna od razu wyszedł rzeczywiście przygotować napój, który szybko nawodni dziewczynę. Chwilę później wrócił z wysoką szklanką i dzbankiem, nalał zawartości do szklanki i podał Kastorowi. Ten upił łyczek i podał dziewczynie.
- zobacz, napiłem się, wszystko jest w porządku, napij się i ty, proszę. - kocioucha ujęła szklankę w obie dłonie, powąchała zawartość i upiła łyk. Coś cicho mruknęła, na co mężczyzna jej odpowiedział – tak, słodkie, skarbie. Też lekko słone, wypij powoli, przecież jest dobre.
Lekarz zostawił ich samych, wiedział, że Kastor nie pozwoli się odwodnić dziewczynce.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 
  • Index
  •  » Dzieła
  •  » Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
BetonovĂŠ JĂ­mky Bakov nad Jizerou przegrywanie kaset vhs warszawa