Opowiadania RP

Opowiadania Roleplay - fantastyczne światy, fantastyczne postaci.

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Komputery

  • Index
  •  » Dzieła
  •  » Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

#16 2018-08-03 11:50:46

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Tymczasem Kastor poszedł do lasu nazbierać drewna na ognisko. W pobliżu nie mógł znaleźć niczego prócz maleńkich, cieniutkich gałązek, więc ruszył nieco dalej. Znalazł dwie kłody, ale były już zbyt zmurszałe, by się paliły. Gdy znalazł wreszcie nieco gałęzi, pozbierał je i postanowił wrócić do obozu. Był już niedaleko gdy usłyszał przeraźliwy pisk Raissy, który w pewnym momencie zamilknął jak ucięty nożem. Natychmiast rzucił drewno i puścił się biegiem przez pozostałą część drogi, dzielącą go od obozu. Wpadł na polanę i na początku zobaczył tylko Raissę, którą oplatały coraz bardziej grube pnącza, a dopiero później, obok niej, leśną nimfę. Był to nikt inny jak nieznajoma, która zaczepiła dziewczynkę. Ale teraz już nie wyglądała tak samo. Miała lekko zielonkawą skórę i ostre jak brzytwa pazury. Jej oczy zrobiły się całe czarne, a zęby wydłużyły w cienkie jak szpilki kły. Kastor zamarł na sekundę, po czym rzucił się znów biegiem w stronę Raissy. Nie mogła krzyczeć, bo pnącza zasłaniały jej usta.
- Zostaw ją! - wrzasnął na nimfę, widząc przerażenie w oczach dziewczynki. Był to pierwszy błąd, jaki popełnił od wejścia na polanę. Nimfa odwróciła gwałtownie głowę w jego stronę i wyszczerzyła kły. Z ziemi koło nóg Kastora wystrzeliły pnącza i próbowały go schwytać. Zdążył w porę zareagować i wyciągnął miecz. Gdy tylko pnącze próbowało go zatrzymać - odcinał je. Nimfa w tym czasie złapała unieruchomioną Raissę i zaczęła się oddalać w przekonaniu, że Kastor nie da rady się uwolnić. Opuściła polanę, ale po chwili skrzywiła się boleśnie i upuściła dziewczynkę na ziemię. W jej ramieniu tkwił sztylet. Kastor stał w niewielkiej odległości, mieczem nadal wytrwale siekąc pnącza. Nimfa wrzasnęła wściekła. Ten człowiek ją zranił, nie pozwolił jej zabrać dziecka, niszczył jej pnącza. Zostawiła dziewczynkę - nią zajmie się później. Postanowiła zabić tego człowieka, dla przyjemności i satysfakcji. Ruszyła w jego stronę, sprawiając, że coraz więcej pnączy go oplatało. Po drodze wyjęła sztylet z ramienia i rzuciła go gdzieś na trawę. Z rany ciekła gęsta, ciemnozielona ciecz.
- Nie jesteś świadom, jaki ból ci sprawię. - zatrzymała się przed nim. Kastor na chwilę się zawahał, ale ta chwila wystarczyła, by pnącza chwyciły go za nadgarstki i zaczęły unieruchamiać.
- Pożałujesz, że przeszkodziłeś mi. To dziecko już nie należy do ciebie. Jest moje. - podchodziła coraz bliżej, coraz mniej uwagi i skupienia poświęcając Raissie.
- Nie jesteś chyba do końca przekonana o tym, co? - warknął na nią, próbując się wyrwać. Zerwał jedno pnącze.
- Jak śmiesz, przeciwstawiać mi się, głupcze! Kusisz mnie, bym skończyła z tobą jak najprędzej. - krzyknęła z oburzeniem.
- Och, proszę bardzo, nie kłopocz się paskudo. - zerwał kolejne z pnączy. Nimfa w jednej chwili zmieniła swój wygląd. Znów była tą śliczną dziewczyną w zwiewnej sukni.
- Jesteś pierwszym mężczyzną, który nazwał mnie paskudą. To bardzo nieładnie z twojej strony.
Kastora nie bardzo obchodziło, co wypada a co nie, ponieważ chciał się uwolnić za wszelką cenę. Nie mógł dać nimfie po prostu zabrać Raissy. Spojrzał ponad jej ramieniem szukając dziewczynki wzrokiem. Nie wiedział, czy to dobrze czy źle, że jej nie znalazł, ale zaczął się szarpać jeszcze mocniej. Nimfa stanęła tuż przed nim i chwyciła go za gardło.
- Więc do zobaczenia nigdy więcej... - zaczęła się zmieniać i wbijała mu już teraz coraz dłuższe pazury w gardło przecinając skórę.  Nagle poczuła ból i zimno w lewym boku, ciągnące się od brzucha do biodra.  Nie zwróciła uwagi na dziecko. Wrzasnęła z bólu i złości. Może zginąć. Głupi dzieciak sam się obronił sztyletem, który ona wyrzuciła beztrosko za siebie, gdy szła się zemścić. Teraz była zmuszona do ucieczki, bo pnącza zaczęły same pękać i usychać. Obróciła się, chcąc się jak najbardziej oddalić, ale dziecko jej nie dało. Podłożyła jej nogę tak, że nimfa się przewróciła. Raissa skoczyła jej na plecy i wbiła sztylet na oślep, najmocniej jak mogła. Ostrze zagłębiło się aż po rękojeść tuż nad obojczykiem. Dziewczynka zeszła z konającej ocierając łzy rękawem. Upadła na kolana i zaczęła płakać. Kastor, który uwolnił się już z pnączy dopadł do niej i przytulił ją mocno. Zaczął kołysać ją w ramionach płaczącą.
- Już dobrze, nic już ci nie grozi, nie zostaniesz już sama... - próbował ją uspokoić.
- M-myyy-ślaałaam że zginieeeeesz... - zaniosła się ponownie płaczem. - J-aa... j-ją zaabiła-am – zawodziła.   
- Nie płacz już... nic już się nie stanie... - kołysał ją w ramionach jak małe dziecko. Prawie zapadł zmrok. Nie zważał na to. Teraz liczyło się tylko to, że ona jest bezpieczna, że nic jej nie grozi. Ale zabiła nimfę. Rzuciła się na nią ze sztyletem, zupełnie bez emocji. Dopiero potem wybuchnęła płaczem. Raissa powoli uspokajała się, ale ciągle łkając zasnęła kołysana przez swojego opiekuna. Ciało nimfy zmieniło się w wyschniętą kupę liści, które rozwiał wiatr.
Noc spędzili bez ogniska, Raissa spała w namiocie, a Kastor stał na straży. Dziwiło go, że klacz nie ostrzegła dziewczyny, że coś jest nie tak.
Przez całą noc nic się nie działo. Rankiem Raissa obudziła się i wyszła z namiotu.
- Kastor...
- Już wstałaś? Co tam, księżniczko?
- Musisz mnie nauczyć walczyć. Następnym razem może się to przydać.
- W porządku. - kiwnął głową zgadzając się - Ale będziesz musiała złożyć serię obietnic.
- Nie ma sprawy. Jakie to obietnice?
- Po pierwsze, musisz przysięgnąć, że nigdy nie użyjesz tego, czego cię nauczę przeciwko komuś niewinnemu.
- To oczywiste, przysięgam.
- Po drugie, musisz mi obiecać, że nie będziesz się przechwalała tym, co będziesz umiała. Zawsze znajdzie się ktoś silniejszy, kto zechce cię przekonać, że nie masz racji. To głównie dla twojego dobra...
- W porządku, rozumiem i przysięgam.
- A po trzecie... Nie stawaj więcej w mojej obronie narażając siebie. Gdyby ci coś się stało nie wybaczyłbym sobie tego.
Raissa patrzyła na niego chwilkę, wzięła głębszy oddech i wreszcie się odezwała.
- Tego ci nie obiecam. Bo sama sobie bym nie wybaczyła, gdyby coś stało się tobie. Więc jesteśmy w kropce, tak?
- Nie, może ci odpuszczę. - uśmiechnął się, po czym dziewczynka się do niego przytuliła - No już.... Możesz wziąć sztylet, leży tam, gdzie został wczoraj... Od teraz, dopóki nie kupię ci porządnej broni, możesz z niego korzystać. Ale jest za duży, byś nim władała jedną ręką, a i do rzucania się nie nadaje. W sumie to w ogóle się dla ciebie nie nadaje, ale chciałbym, żebyś miała przy sobie jakąkolwiek broń. - odpiął pochwę sztyletu od pasa i podał ją jej - Tylko nie daj mu zardzewieć. Jest cenny. Zbierzemy się i ruszamy dalej, nie mam ochoty tutaj zostawać dłużej niż trzeba. - podszedł do niedaleko stojącej klaczy, by ją osiodłać.
Raissa tymczasem poszła po sztylet i wytarła go skrajem płaszcza z rosy. Schowała go do pochwy i przymocowała ją do swojego paska. Niemal poczuła się jak niepokonana, czując ciężar broni. Poszła pomóc Kastorowi w zwijaniu obozu. Po kilkunastu minutach ruszyli dalej.
Cały dzień jechali kontynuując naukę, a pod wieczór znów znaleźli miejsce do obozowania. Nie było tak dobre, jak to z poprzedniego wieczora, ale dali radę zmieścić namiot i ognisko pomiędzy drzewami, które nie rosły blisko siebie w tym miejscu. Rozsiodłali klacz i puścili ją wolno. Betsiria nie miała im za złe jednostajnej diety i chwilowego braku wody. Była wyjątkowo wytrzymałym koniem. Kastor oznajmił Raissie, że ma objąć pierwszą wartę nad obozem, a on się prześpi.  Miała go obudzić tuż po wschodzie księżyca. Tak więc objęła pierwszą wartę przy ognisku, a Kastor położył się spać. Przynajmniej tak jej się wydawało. Gdy pod koniec swojej warty poszła go obudzić okazało się, że nie zmrużył oka.  Wstał od razu, pogłaskał ją raz po głowie i życzył jej słodkich snów. Sam oddalił się nieco od ogniska, owinął w płaszcz i przejął wartę. Raissa poszła spać zastanawiając się czemu nie zasnął.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#17 2018-08-03 11:52:00

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Obudziła się tuż przed świtem gwałtownie zrywając. Usłyszała wycie wilka. Nasłuchiwała jeszcze chwilę, próbując uspokoić oddech. Pierwszemu wyciu odpowiedziało jeszcze kilka nałożonych na siebie. Wyczołgała się z namiotu i zaczęła w panice rozglądać się za Kastorem. Nigdzie nie było go widać.
- Kastor? - rzuciła w przestrzeń drżącym głosem - Kastor, wilki... - zaczęła go szukać po obozie. Nagle dosłownie na niego wpadła – wyrósł przed nią jak spod ziemi. Przestraszyła się i prawie upadła na ziemię. Kastor ją złapał za ramiona i ustawił w pionie.
- Co się stało?
- Gdzie byłeś... Wilki... Nie wiedziałam cię... - próbowała powiedzieć mu wszystko naraz.
- Stałem na warcie. Kolejna rzecz, której musisz się nauczyć, to to, by nie stać na warcie tuż przy ognisku. Wtedy jesteś doskonale widoczna, sama nic nie widzisz. Światło oślepia. Zapamiętaj. Jeśli chcesz, połóż się jeszcze. Wilki już tu nie przyjdą. Chyba, że nie możesz zasnąć, to wtedy ruszamy dalej. Im wcześniej, tym lepiej. - uśmiechnął się na koniec, ale coś go martwiło. Teraz przypomniało się jej, że przecież został ranny, nimfa prawie rozszarpała mu gardło, a teraz stał sobie jak nigdy nic i nie było po tym śladu. Coś jej bardzo nie pasowało. Nikt nie regenerował się tak szybko. Była ciekawa, ale czuła, że nie może go zapytać o to wprost. Albo jej powie albo ona sama się domyśli. Pomogła zwijać obóz, a na koniec dogasili ognisko. Ruszyli dalej.
Kolejny dzień wyglądał podobnie. Cały czas albo jechali, albo szli prowadząc klacz za uzdę. W międzyczasie Kastor albo uczył ją czegoś przydatnego w podróży albo sprawdzał, ile zapamiętała z poprzednich lekcji. Była już w stanie nie tylko tropić zwierzęta i rozpoznawać gatunki po śladach, ale też oceniać wiek zwierzyny i stan jej zdrowia. Wskazywała nawet ścieżki, którymi zwierzęta często chadzały. Tak upłynął im kolejny dzień. Wieczorem znów rozłożyli obóz i rozpalili ognisko. Raissa przejęła pierwszą wartę. Wzięła sobie do serca radę swojego opiekuna i teraz - jak go w myślach nazywała – mentora. Oddaliła się nieco od ogniska, a nawet od obozu i wspięła na drzewo. Owinąwszy się płaszczem zaczęła oglądać okolicę. Nie było jej ani za zimno, ani za ciepło. Nie groziło jej zaśnięcie, bo nie była bardzo zmęczona. Ze swojej kryjówki widziała cały obóz i przestrzeń jeszcze na dwa-trzy metry pomiędzy drzewami. Zwracała uwagę na każdy szelest, nawet ten powodowany powiewami wiatru. Nerwy miała napięte do granic możliwości. Bała się, choć sama nie wiedziała, czemu. Kastor tym razem dał jej nieco dłuższą wartę. Pewnie chciał sprawdzić jak sobie poradzi. Sam położył się w namiocie. Nie wiedziała, czy śpi czy czuwa, tak, jak poprzedniej nocy. Myślała nad tym, co mogło być z nim nie tak. Opowiadał o swojej siostrze, o swojej żonie i córce. Ale gdzie oni wszyscy są teraz? Powiedział jej, że jadą do Lilith – jego siostry. Zastanawiała się, jak ona wygląda. Czy jest bardzo podobna do niego, czym się zajmuje. W końcu wkrótce powinni znaleźć się na miejscu. Dosłownie lada dzień. Nagle kilkanaście metrów od niej z drzewa zerwał się do lotu ptak i z piskiem poleciał w ciemną noc. Coś się zbliżało do obozu. Usłyszała uderzanie łap o ziemię. Spojrzała na klacz. Ta niespokojnie strzygła uszami i tupała kopytami. Zarżała chcąc zbudzić Kastora. Raissa nie wiedziała, co ma zrobić. Zaczęła się uważnie przyglądać, ale w ciemności niewiele to dało. Postanowiła zdać się na inny zmysł. Zamknęła oczy i zaczęła nasłuchiwać. Instynkt kazał jej skoczyć z drzewa. Jakimś cudem wylądowała na biegnącym zwierzęciu i usłyszała skowyt, gdy przygwoździła je swoim ciężarem do ziemi. Pod palcami poczuła miękkie futro. Zwierze szarpało się dziko próbując wydostać się spod agresora. Spojrzała na to, co pod nią wierzgało i drapało. Był to średniej wielkości pies z długą splątaną i brudną sierścią. W czasie gdy ona upolowała psa, Kastor zdążył wstać i podbiec do niej.
- Co się stało? To pies..? - chwycił zwierzę za szyję i ucisnął odpowiedni nerw. Pies przestał się szarpać, po chwili znieruchomiał jakby spał. Kastor zdjął dziewczynę ze zwierzaka. - Czemu napadłaś na psa? Mogłaś sobie zrobić krzywdę.
- Biegł prosto do obozu, musiałam mu przeszkodzić. W końcu stałam na warcie.
- To mogło być dużo bardziej niebezpieczne zwierzę. - podniósł delikatnie psa, po czym go obejrzał. Miał złamaną tylną prawą łapę.
- Musimy się nim zaopiekować. Gdyby nie był tak przerażony pewnie by cię ugryzł, a tak tylko próbował uciec. Zrobiłaś mu krzywdę. - spojrzał na nią z lekkim wyrzutem.
- Przepraszam. - wzruszyła bezradnie ramionami - Jakoś tak wyszło...
- Idź się połóż, ja przejmę wartę. Muszę mu usztywnić łapę...
- Ale...
- I tak twoja warta by się niedługo skończyła. Idź spać... - uśmiechnął się do niej i oboje poszli do obozu: Raissa położyć się, a Kastor – opatrzyć psa i przejąć wartę, tym razem w obozie. 
    Rankiem, gdy wyszła z namiotu jej mentor siedział przy dogasającym ognisku i gładził psa po łbie, który zwierzę oparło mu na nodze.
- Dzień dobry, księżniczko. - uśmiechnął się, gdy ją zobaczył. Zwierze podniosło łeb, spojrzało na nią węsząc, po czym położyło uszy po sobie i zaczęło piszczeć żałośnie. Kastor pogłaskał je uspokajająco.
- Ona nic ci nie zrobi. Przestraszyłeś ją tak, jak ona ciebie.
Pies najwyraźniej go zrozumiał, ponieważ przestał piszczeć i podniósł uszy nasłuchując nadal czujny.
- Widzę, że się zaprzyjaźniliście... - mruknęła. Było jej nieco przykro, że zrobiła krzywdę bezbronnemu zwierzęciu. Przyjrzała się psu.
Miał czarny grzbiet i łeb. Pysk był srebrny, tak samo jak jego szyja i brzuch. Na łapach miał brązowe cętki.
- Wygląda, jakby miał płaszcz z kapturem, a łapy pochlapane krwią. Jak go nazwiesz?
- Pomyślimy. - uśmiechnął się słysząc porównanie - Może ty coś wymyśl. - wstał, ponieważ pies już nie położył mu głowy na udzie i poszedł zwinąć obóz. Raissa dogasiła ognisko i podeszła do psa. Kucnęła przyglądając mu się chwilę.
- Może chcesz się nazywać Thieleur? Wyglądasz jak złodziej, a to słowo w moim języku oznacza właśnie jego. - uśmiechnęła się lekko do zwierzaka.
Ten podniósł łeb i przekręcił go na bok. Wydał z siebie coś, co można by było wziąć za zirytowane mruknięcie.
- Co, nie podoba ci się? - pies w odpowiedzi pokuśtykał do niej i spojrzał jej w oczy - Nie podoba? - spytała jeszcze raz lekko zaniepokojona, że podszedł tak blisko. Nagle pies polizał ją po twarzy i szczeknął jakby radośnie. Zaskoczona Raissa przewróciła się do tyłu i upadła na łokcie instynktownie chcąc zamortyzować upadek. Pies skoczył na nią, przygwoździł łapami do ziemi i zaczął lizać po twarzy. Zaczęła się śmiać odpychając go rękoma.
- Przestań, Thieleur! Przestań! – prawie dusiła się ze śmiechu. W końcu zwierzak chyba uznał, że dziewczyna ma dość i zszedł z niej. Usiadł obok, uważając, żeby nie urazić złamanej nogi i zamiatał ogonem trawę.
- Dobrze się bawicie? Jedziemy dalej. Pies będzie musiał jechać w posłaniu na siodle. Spowolni nas, ale nie zostawimy go na pastwę drapieżników. Zobaczę, jak jesteś wysportowana, bo od czasu do czasu będziemy truchtać. - podszedł do psa, dźwignął go i położył na na siodle. Mężczyzna ułożył je tak, by psu było wygodnie i by nie spadł przy truchtającym koniu. Zwierzę rozejrzało się na boki z końskiego grzbietu, po czym położyło się w posłaniu.
- No to w drogę.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#18 2018-08-03 11:52:24

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Reszta podróży minęła im bez żadnych nowych wydarzeń, zrobiło się dość jednostajnie, jak to określiła Raissa, choć nie nudno. Nadal uczyła się od Kastora nowych rzeczy i utrwalała zdobytą już wiedzę. Kastor nauczył ją stawiać sidła, gdy zatrzymali się późnym popołudniem, ponieważ przez kolejnego towarzysza podróży kończyło im się jedzenie. Upolowali w ten sposób dwa leśne bażanty i zająca. Kastor przy okazji nauczył Raissę oprawiać mięso, zdzierać skórę tak, by nadawała się do wyprawienia i podstaw przygotowywania pożywienia do dłuższej drogi. Po drodze znaleźli jeszcze trochę ziół, które wykorzystali do przyprawienia mięsa, dzięki czemu było bardziej aromatyczne. Thieleur z radością pałaszował resztki oraz kości które rzucali mu na zmianę. Gdy ich podróż miała się ku końcowi, zatrzymali się na granicy lasu z polami i spojrzeli na siebie. Nie byli w stanie policzyć, ile czasu tam spędzili, ale nie uważali też, żeby to było istotne. Gdy już ruszyli dalej ich wzrok powędrował ku małej kropeczce bardzo, bardzo daleko, prawie pod samym horyzontem.
- Co tam jest?
- Cel naszej podróży, rodowy zamek Morgensternów. - odpowiedział z uśmiechem, a w jego głosie brzmiała duma. - Na oko będzie z dzień, góra półtora dnia drogi. Potem sobie odpoczniemy jakiś czas, poznasz moją siostrę i jej dzieciaki. Została wcześniej uprzedzona o naszym przyjeździe, więc pewnie nie może się doczekać.
    Raissa nie bardzo wiedziała, czy ma się cieszyć czy smucić, że podróż już się kończy. Ale na pewno nie będzie to ostatnia podróż. Nie wiedziała, skąd ma tę pewność. Po prostu wiedziała.
    Pod wieczór zatrzymali się przed masywną żelazną kutą bramą, za którą znajdowała się droga prowadząca do zamku. Ogrodzenie obejmowało ogromny teren tak, że gdy stało się pod bramą i spojrzało najpierw w jedną stronę, potem w drugą, to nie widziało się miejsca, w którym płot zakręca. Nie stali długo, ponieważ dziewczynka zdążyła się tylko pobieżnie rozejrzeć, a wrota otworzyły się szeroko do wewnątrz cicho skrzypiąc. Kastor poprowadził klacz za uzdę, a gdy już weszli na teren posiadłości brama zamknęła się za nimi z cichym trzaskiem zasuwanego rygla. W miarę jak zbliżali się do zamku robił się on coraz potężniejszy i budził coraz większy podziw. Trzy strzeliste wieże różnej wysokości przecinały niebo. Zamek zbudowany był z ciemnego kamienia, więc jego ściany, gdzieniegdzie całe porośnięte bluszczem, były czarne. Tu i tam widać było okna, większe albo mniejsze. Najpewniej ich rozmiar zależał od wielkości pomieszczenia. Do dość sporych drzwi wejściowych prowadziły szerokie kamienne schody, a przed nimi znajdowała się fontanna z rzeźbą z czarnego marmuru, która przedstawiała kobietę z wyciągniętymi przed siebie dłońmi. Na plecach miała ogromne skrzydła odchylone do tyłu, ale nie rozłożone na boki. Woda płynęła tak, jakby kobieta wylewała ją z dłoni. Jednostajny szum był kojący i doskonale komponował się z ciszą panującą na zewnątrz, którą zakłócało od czasu do czasu śpiewanie ptaków.
- Jak ci się podoba?
- Jest... pięknie... - wyszeptała z podziwem patrząc na wysokie mury zamczyska. Ściany były gładkie, nie było w nich żadnych szczelin.
- Zatem zapraszam do środka, panno Vettinari – uśmiechnął się, zdjął psa z posłania na siodle i razem we trójkę ruszyli po schodach zostawiając Betsirię skubiącą trawę tuż przy drodze.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#19 2018-08-03 11:53:47

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Rozdział 2



Gdy weszli do środka niemal sparaliżował ich kontrast. Jakby drzwi były portalem do innego świata. Z zewnątrz zamek był cichy i posępny, w środku tętnił życiem. Po korytarzach biegały dzieciaki w różnym wieku. Kilku chłopców pojedynkowało się na schodach na drewniane miecze, dziewczynki grały w berka, kilkoro dzieci bawiło się z małym kudłatym stworzeniem. Raissa przyjrzała się zwierzęciu i stwierdziła, że na psa jej to nie wygląda. Gdy drzwi się za nimi zatrzasnęły zapadła cisza, jakby ktoś uciął dźwięki nożem. Wszystkie dzieciaki spojrzały się na nowo przybyłych, kilka osób zerwało się i wpatrzyło w Kastora
- Wujek Kastor wrócił! - Wszystkie dzieciaki rzuciły się na mężczyznę i zaczęły wesoło trajkotać i wieszać się na nim. - mama na pewno się ucieszy, że przyjechałeś!
- Ostatnio nam mówiła, że przyjedziesz!
- A tym którzy jeszcze cię osobiście nie znają opowiadała o twoich super przygodach! - dzieci śmiały się i przekrzykiwały się nawzajem. Zaczęły ciągnąć Kastora za ręce i pelerynę po schodach, a on za nimi szedł. Skinął na Raissę głową by szła za nim. Dziewczyna i pies poszli za całą gromadą.
- Zobacz, Thiel, porywają mi mojego opiekuna. - zwróciła się do psa, na co ten odpowiedział jej cichym pomrukiem. Kocioucha rozglądała się po zamku. Na schodach leżał czerwony dywan, dość zniszczony i wydeptany, ale czyściuteńki. Na kamiennych ścianach wisiały liczne obrazy w złoconych ramach. Każdy przedstawiał inną osobę, lub grupę osób. Na przeciwko wejścia na półpiętrze wisiał największy obraz. Przedstawiał rodzinę. Mężczyzna był bardzo podobny do Kastora, ale wyglądał na trochę starszego, ponieważ włosy przeplatały mu już nitki siwizny. Ubrany był w ciemnozieloną kamizelkę i czarną koszulę pod spodem. Albo malarz lubił czernie, albo mężczyzna, ponieważ spodnie i eleganckie buty też miał czarne. W prawej dłoni dzierżył laskę zakończoną szmaragdową gałką. Obok niego stała czarnowłosa kobieta o przyjaznym wyrazie twarzy. Ubrana w ciemnoniebieską suknię pod kolor oczu, które na myśl przywodziły tylko burzę. Blade dłonie trzymała na ramionach dziewczynki, również czarnowłosej, lecz o zielonych jak szmaragdy oczach. Proste włosy opadały jej na ramię, ubrana była w ciemnozieloną sukienkę i stała przytulona ramieniem do chłopca nieco starszego od siebie, przez co i troszeczkę wyższego. Czarna rozwichrzona czupryna nadawała mu nieco łobuzerskiego wyglądu, a szmaragdowozielone oczy zdawały się czytać w duszy. Ubrany był podobnie jak jego ojciec, którego dłoń spoczywała na ramieniu chłopca. On jeden zdawał się być zmartwiony na tym obrazie. Po chwili sobie uświadomiła, że ten chłopiec to Kastor. Nie był starszy od niej, mógł mieć najwyżej dziesięć lat. Gdy oderwała wzrok od portretu zobaczyła, że Thieleur czeka na nią na piętrze i patrzy niemal z niecierpliwością. Wbiegła po schodach ignorując resztę portretów i ruszyła dalej za psem, ponieważ zgubili Kastora, a Thiel domyślając się, że muszą iść za nim zaczął węszyć. Dotarli do salonu. W kominku wesoło tańczyły płomienie, a obok na fotelu siedziała młoda kobieta. Kastor stał tyłem do drzwi naprzeciwko niej nadal otoczony przez armię dzieciaków. - Dawno się nie widzieliśmy i nie przedstawisz mi swojej małej koleżanki? - Spytała kobieta nawet nie podnosząc wzroku znad robótki którą haftowała.
- Wybacz, siostrzyczko. - zaśmiał się i podszedł do Raissy, która nadal stała w progu z psem. Kobieta podniosła wzrok znad haftu i odłożyła go na stoliczek obok. - to jest Raissa Vettinari, moja wierna towarzyszka i podopieczna. Raisso, to jest moja siostra, Lilith. Wspominałem ci o niej, pamiętasz.
- Witam – skłoniła się dziewczyna.
- Jest wspaniale wychowana. Nazwisko wiele o tobie mówi, wywodzisz się ze szlacheckiego domu, prawda?
- Tak, proszę pani.
- Mów mi Lilith, moja droga.
- Dobrze... Lilith. - zawahała się, ale gdy się zgodziła kobieta się uśmiechnęła.
- Tak więc witam cię w moich skromnych progach, Raisso, jeśli tylko chcesz to możesz iść się bawić z resztą dzieci. 
- A wujek opowie nam co robił jak go nie było?
- I jak poznał Raissę? - dzieci zaczęły przerzucać się pytaniami.
- Mam lepszy pomysł, niech Raissa wam opowie wszystko od momentu naszego pierwszego spotkania, a ja wam powiem co robiłem wcześniej jak już pogadam z waszą mamą, dobrze?
- TAAAAK! - dzieci chórem się zgodziły i zaczęły się zbierać do wyjścia, tym razem otaczając dziewczynę. Niemal wypchnęły ją do jakiegoś innego pokoju i posadziły na fotelu przy kominku. Rozejrzała się i stwierdziła, że to niemal bliźniaczy salon do tamtego.
- No, więc? Opowiadaj... - Zachęcił ją jeden z chłopców. Raissa rozpoczęła opowieść.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#20 2018-08-03 11:55:34

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

- Kastor, skąd ją wziąłeś? - Llith spojrzała się nieco zmartwiona na brata.
- Znalazłem ją w wymarłym mieście, to sierota. Nie ma nikogo. - wzruszył ramionami.
- Teraz ma ciebie. Jesteś świadomy, że to ogromna odpowiedzialność wziąć dziecko pod opiekę? Ty przecież nie zatrzymujesz się nigdzie na dłużej, co z nią będzie?
- Myślałem by została z tobą. W końcu czym różni się to co ja zrobiłem od tego co ty robisz non stop? Przygarniasz przecież sieroty i otaczasz je miłością i opieką.
- Tak, ale ona już jest do ciebie ogromnie przywiązana. Nie wiem co się po drodze działo, ale w jej oczach da się czytać jak w otwartej księdze. Nie będzie w stanie cię opuścić i nie da się też zostawić.
- Nie widzę przeszkód by nie podróżowała razem ze mną. Sama nawet wykazała chęć uczenia się i po drodze nauczyłem ją więcej niż bliźniaków przez trzy tygodnie wyprawy. Chłonie wiedzę jak gąbka, jest doskonałą strażniczką i będzie świetną wojowniczką.
- Widzę, że już postanowiłeś.
- To ONA postanowiła. Odkąd ją znalazłem nieco się zmieniła i z przestraszonej dziewczynki stała się opanowaną tropicielką. Pokonuje mnie w rozpoznawaniu głosów ptaków i tropów. Po kilku dniach treningu. Jest urodzona do takiego życia.
-  W takim razie zostańcie tyle ile zapragniecie, nie będę wam czyniła przeszkód. - Wstała z fotela po czym przytuliła się do brata. - miło cię znów zobaczyć. Nawet nie wiesz jak bardzo czasami tęsknię.
Przytulił ją uśmiechając się. To była jego mała siostrzyczka, Lil. Taka sama jak zawsze.
- Też za tobą ogromnie tęskniłem, Lil. - odsunęli się od siebie.
- Eve pokaże wam pokoje, jeśli zgłodniejecie przed kolacją to bez przeszkód możecie iść do kuchni, ale tylko dzisiaj.
- Tak jest siostrzyczko – zaśmiał się i opuścił pokój, a pies podążał tym razem za nim.

**


Kastor znalazł Eve przechodząc przez jeden z korytarzy na piętrze. Pies cały czas kuśtykał za nim nie odstępując go na krok.
- Witaj Evelynn. – mężczyzna uśmiechnął się serdecznie do swojej siostrzenicy. Dziewczyna – blada, na oko czternastoletnia, o drobnej wątłej budowie, rudych włosach spływających kaskadami na plecy i bystrych zielonych oczach, które już zapewne były uznane za cechę rodu Morgensternów – stanęła jak wryta, by po chwili rzucić się Kastorowi na szyję.
- Wujku! Stęskniłam się za tobą! - śmiała się. Nie minęło wiele czasu, gdy go puściła i spojrzała na niego z powagą - Muszę przydzielić ci pokój... Pamiętasz, o której kolacja?
- Tak, ale tym razem potrzebuję jeszcze pokój dla mojej małej przyjaciółki. Poszukamy jej może razem i przedstawię ci ją. Co ty na to?
- Małej przyjaciółki? Kto to taki? Jakaś karlica? A może jakiś inny stworek? Kogo tym razem spotkałeś podczas swojej podróży?
- Małą dziewczynkę, która kiedyś pewnie zostanie wspaniałą wojowniczką i podróżniczką.
- Nuuudaaa. - zaśmiała się - Dziewczyna powinna umieć grać na instrumencie, szyć, śpiewać i opiekować się dziećmi. - powiedziała z lekceważeniem krzyżując ręce na piersiach.
- To, że tylko to potrafisz, nie znaczy od razu, że nic innego nie wolno umieć kobiecie.
- Ale nie przystoi panience uganiać się po lesie za zwierzętami albo walczyć z mężczyznami...! - wydęła usta w grymasie, który każdy z domowników nazywał 'to ja mam rację i nie kłóć się ze mną'.
- Nie przystoi też wykłócać się o to, co przystoi ze starszym od siebie.
Na ten argument już nie miała odpowiedzi. Ruszyli razem znaleźć wolne pokoje i Raissę.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#21 2018-08-03 11:57:09

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Zbliżał się już wieczór, gdy Kastor znalazł Raissę w jednym z pokoi. Dookoła fotela, na którym siedziała z głową opartą na dłoni, siedziały prawie wszystkie dzieciaki. Nadal męczyły ją, by opowiadała, mimo że już była padnięta.
- Dobra, myślę że na dziś wam wystarczy tego dobrego. Na kolację, łobuzy! Bo mi zamęczycie moją przyjaciółkę! - zaśmiał się, gdy tylko zobaczył z jakim błaganiem w oczach patrzy na niego blondynka. Dzieciaki, choć opornie, opuściły pokój i poszły na dół na kolację. Raissa zerwała się z fotela, podeszła do psa i poczochrała sierść na łbie zwierzęcia.
- Myślałam, że nigdy nie skończą wypytywać. Opowiedziałam im chyba cały swój życiorys...
- Lubią słuchać opowieści. Zmęczona?
- Okropnie. - uśmiechnęli się do siebie i również poszli na kolację, a pies pokuśtykał w ślad za nimi.
    Gdy dotarli do jadalni na parterze Raissa oniemiała. Stół, długi na dwanaście metrów, zastawiony był po brzegi jedzeniem, a przy nim siedziała cała masa ludzi. Zastanawiała się, czy będzie jeszcze dla nich miejsce, ale bez problemy się znalazło. U szczytu stołu miejsce zajmowała Lilith, po jej prawej stronie Eve, a po lewej obaj bliźniacy. Obok nich były dwa wolne miejsca, jakby zostawili je specjalnie dla Raissy i Kastora. Usiedli ze wszystkimi i przyłączyli się do uczty. Nawet Thieleur nie został pominięty. Obok miejsca Raissy stała miska z kawałkami mięsa dla niego. Podczas kolacji każdy rozmawiał z każdym, było sporo śmiechu i ogólnej przyjaznej rozmowy. Gdy wszyscy się najedli odeszli od stołu i rozeszli się do siebie. Kastor razem z Raissą poszli do pokoi. Pies poszedł z dziewczyną. Raissa wykąpała się i przebrała w rzeczy przeznaczone do spania. Odkąd wyjechali z małego miasteczka, w którym Kastor wynajął pokój, na samym początku spała w ubraniach, więc się odzwyczaiła, tak samo jak i od miękkiej pościeli. Rozczesała włosy i położyła się. Pies leżał na dywaniku obok łóżka i już zasypiał. Dziewczyna była na tyle zmęczona, że gdy tylko przyłożyła głowę do poduszki to zasnęła.

**


Gdy Kastor wszedł do swojego pokoju z ulgą rozpakował rzeczy. Zapomniał wspomnieć o tym kociouchej towarzyszce, bo przewidywał, że zostaną tu co najmniej dwa tygodnie. Wykąpał się, przebrał i położył spać. Ale przez długi czas nie mógł zasnąć. Rozmyślał, trochę o Lilith, trochę o Raissie, przyszłości, przeszłości. O tym co może być. Udało mu się zmrużyć oko dopiero koło północy.

**


Następnego dnia Raissa wstała dość późno. Na stole, który był w pokoju stała taca ze śniadaniem. Ktoś musiał o to zadbać, ponieważ poprzedniego dnia wyraźnie słyszała, że śniadanie jest tak jak i kolacja - w sali jadalnej. O siódmej rano powinna była znaleźć się ze wszystkimi w jadalni, zjeść i udać się do swoich zajęć.
    Każdy do południa zajmował się czymś pożytecznym. Dzieciaki uczyły się czytać, pisać, śpiewać, liczyć, a także wielu innych, przydatnych umiejętności, które ktoś w domu posiadał i się nimi dzielił. Po obiedzie, który był dwie godziny po południu wszyscy mieli wolne do końca dnia. Ale i tak większość ludzi zajmowała się czymś ważnym, a dzieciaki bawiły się razem. Z tego, co Raissa zdołała się dowiedzieć, to na zamku mieszkało obecnie około 100 osób. Pół na pół, dzieci i dorośli. Dowiedziała się też, że wszyscy dorośli mieszkający tu, prócz Kastora i Lilith, byli podopiecznymi tej ostatniej. Raissa zaczynała się zastanawiać, ile lat ma siostra jej opiekuna i wybawcy. Bo skoro on jest od niej starszy, to dowiedziałaby się też czegoś o nim. Właściwie, to nie znała żadnego faktu z jego przeszłości. Kusiło ją by pomyszkować w domu w poszukiwaniu informacji, ale wydawało jej się to nie w porządku wobec Kastora. Postanowiła, że zapyta go o to i nie pozwoli udzielić wymijającej odpowiedzi. Po wyszykowaniu się wyszła z pokoju i zaczęła zwiedzać zamek na własną rękę, razem z psem. Przeważnie mijała pokoje sypialne, ale trafiła też na bibliotekę, pokój muzyczny, schody do obserwatorium i znalazła coś na kształt sali treningowej położonej w osobnym skrzydle budynku. Wyglądała na przystosowaną do przeróżnych rodzajów ćwiczeń, od zwykłych biegów i zapasów po walkę na miecze na belce znajdującej się 6 metrów nad ziemią, prawie przy suficie albo wspinaczkę po ścianie. Spotkała tu bliźniaków. Wspinali się po ścianach próbując dotrzeć na górne belki. Jeden był niezwykle szybki i zwinny, a drugi nieco zostawał w tyle. Gdy zorientowali się, że ktoś ich obserwuje, zeszli na dół. Podbiegli do Raissy. Byli w jej wieku, więc miała nadzieję, że choć trochę zajmą jej czas. Nieco zaczynało ją nudzić zwiedzanie zamku.
- Poćwiczysz z nami?
- Chyba, że się boisz, że okażemy się lepsi...
- ...w ogóle to chyba jeszcze się nie znamy, ja jestem Damien...
- …a ja jestem Fabien. Jesteśmy synami Lilith.
Obaj chłopcy byli rudzi jak wiewiórki, a do Lilith byli podobni z rysów twarzy i oczu. Obaj byli nieco wyżsi od dziewczyny i szczupli. Jeden z nich, ten który przestawił się jako Damien, miał trochę piegowaty nos, a ten drugi miał drobną bliznę nad prawym łukiem brwiowym. Pomimo że na pierwszy rzut oka byli identyczni, to różnili się wieloma szczegółami.
- A ja, jestem Raissa...
- Wiemy, już się przedstawiałaś, ty nie zapomniałaś. – zaśmiali się, a ich śmiech rozniósł się echem po sali.
- Co tu robicie?
- Trenujemy. Wszystkie zajęcia już mamy z głowy. Mama pozwoliła nam trenować jak inni się uczą. - piegus wzruszył ramionami.
- Kastor nam obiecał trening, gdy przyjedzie. Chcieliśmy zostać wielkimi wojownikami.
- Albo magami bitewnymi. - dodał drugi.
- Więc może potrenuję z wami, co wy na to? - uśmiechnęła się krzyżując ręce na piersiach.
- Nie ma sprawy. Może na początek wspinaczka, co? - uśmiechnęli się chytrze wymieniając spojrzenia.
- Oczywiście. – podeszła do ściany i spojrzała w górę. Niektóre bloki kamienne były wysunięte bardziej od innych. Wspinaczka nie wydawała się trudna. - Czas, start. - przyczepiła się do ściany i zaczęła się wdrapywać, niemal wbiegając po blokach.
Chłopcy chwilę patrzyli się na nią w osłupieniu, po czym ruszyli w ślad za nią. Damien wyprzedził swojego brata, ale nie dogonił Raissy. Im wyżej byli tym ostrożniej stawiali stopy i chwytali kamienie. Musieli bardzo uważać, by nie spaść, ponieważ mogłoby się to skończyć tragicznie. Raissa dotarła na samą górę jako pierwsza i usiadła na jednej z belek. Za nią na belce stopy postawił Damien. Fabien dołączył do nich minutę później. Wszyscy byli zziajani i zmęczeni. Raissa czuła, jak wszystkie jej mięśnie drgają pod skórą ze zmęczenia.
- Niezła jesteś... Długo podróżujesz z wujkiem? - zapytał jeden z nich ciężko dysząc.
- Krótko. - odpowiedziała - Ale miałam braci, z którymi wspinałam się po drzewach. – uśmiechnęła się.
- Miałaś? - zapytał lekko marszcząc brwi, jakby zastanawiał się, co chciała przez to powiedzieć.
- Nie żyją... - wzruszyła ramionami. Już jakiś czas temu pogodziła się z tym, że wszyscy jej bliscy odeszli i nic na to nie poradzi. Teraz miała Kastora, a może i nawet całą tą rodzinę z zamku Morgensternów?
- Wybacz, nie chciałem... - chłopak zmieszał się, ponieważ zrobiło mu się wstyd, że wyciągnął coś, co może ponownie zranić dziewczynę.
- Nic nie szkodzi, zdarza się. - ponownie wzruszyła ramionami - Grunt, że nie jestem sama na świecie. - uśmiechnęła się lekko na co obaj odpowiedzieli jej tym samym.
    Zeszli z belek tak, jak na nie weszli, choć dużo wolniej i ostrożniej. Na dole stał Kastor i przyglądał się im uważnie, by w razie czego zainterweniować, gdyby któremuś groził upadek. Na dole pierwsza była Raissa, potem Damien a Fabien znów na szarym końcu.
- Widzę że się zaaklimatyzowałaś. To dobrze, bo zostaniemy tutaj do wiosny. Lilith potrzebuje mojej pomocy przy niektórych rzeczach. Może za jakiś czas zabiorę waszą trójkę na wyprawę w okolicę. Dawno nie trenowaliśmy, co chłopcy? - uśmiechnął się lekko do dzieciaków. Tamci energicznie pokiwali głowami twierdząco.
- Ale do następnej wiosny jest masa czasu... - Raissa nie wyglądała na specjalnie zachwyconą perspektywą spędzenia prawie roku w zamku.
- Zleci ci nawet nie zobaczysz kiedy. - powiedział jeden z bliźniaków, już nawet nie wiedziała który. Chłopcy ramię w ramię wyszli z sali rozmawiając o czymś zażarcie i zostawiając ją z mężczyzną.
- Kastor, czemu tak długo... To prawie rok. Niedawno zaczęło się lato... - spytała głosem podszytym smutkiem. Już przyzwyczaiła się do podróżowania tylko we dwójkę, spania pod gołym niebem.
- Zobaczysz, poza tym, mam dla ciebie niespodziankę, ale ją zobaczysz dopiero jutro. - puścił do niej oko i ruszył do wyjścia.
- Za...zaczekaj! - szybko go dogoniła – Jaką niespodziankę?
- Tajemnica. Zobaczysz... Dogoń chłopców, z nimi się nie będziesz nudziła. A jeśli chcesz się trochę ponudzić w damskim gronie, to przedstawię ci Evelynn, córkę Lilith. Jest od ciebie starsza i pewnie wyda ci się nudna.
- Raczej nie pałam chęcią do spotkania jej... To ja lecę! – puściła się biegiem chcąc dogonić bliźniaków. Kastor udał się na piętro w poszukiwaniu swojej siostry. To będzie pracowite pół roku. Już czuł to w kościach. Kiedy Lil go potrzebowała nie było kolorowo. Zwykle poważne problemy we wsi ze zbiorami albo coś w zamku. Albo wszystko po kolei i naraz. Postanowił zająć się tym teraz, zanim wszystko jeszcze bardziej się pokomplikuje.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#22 2018-08-03 11:57:42

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Gdy dogoniła chłopaków przez jakiś czas szła cicho za nimi przysłuchując się ich rozmowie. Debatowali nad tym, kto ma większe szanse w walce ze smokiem. Mag, czy wojownik. Fabien stał murem za tym, że mag będzie w stanie pokonać smoka, natomiast Damien utrzymywał, że wojownik. Przez jakiś czas przerzucali się argumentami, aż wreszcie Raissa wepchnęła się pomiędzy nich.
- A co, jakby walczyli razem przeciwko temu smokowi? - zapytała, rozpychając ich łokciami na boki. Na chwilę zapadła cisza i chłopcy się zatrzymali.
- Jak długo za nami szłaś... ? - zapytał Fabien, a Damien nadal stał jak słup soli.
- Jakiś czas, coś nie tak?
- No bo... Damiena nie tak łatwo zaskoczyć i zakraść się do niego... - odpowiedział chłopak.
- W takim razie będzie musiał się postarać, chcąc mi sprostać. – pomyślała, uśmiechnęła się i ruszyła dalej. Bracia chwycili przynętę jak głodne ryby i również ruszyli za nią.
- Powiedz, to przez to, że nie jesteś zwykłym człowiekiem, prawda?
- Możliwe. Jakoś nigdy się nie ćwiczyłam w tym, choć w domu byłam mistrzem w chowanego, nie chwaląc się. - uśmiechała się pełna dumy z samej siebie.
- Powiedz nam coś o swojej rodzinie... Jeśli oczywiście to nie kłopot...
- Cóż, moja mama umiała grać na wielu instrumentach, tata był wiecznie zajęty, nigdy nie miał dla mnie czasu. A moi młodsi bracia, Trimm i Afi, zawsze się ze mną bawili i znajdywali dla mnie czas. Łaziliśmy razem po ogrodzie, a nawet po okolicznych uliczkach. Miałam jeszcze starszego brata, Fei. Też był dla mnie dobry i bronił mnie, ale nie poświęcał mi wiele uwagi. Był uczniem jakiegoś maga i często wyjeżdżał żeby się uczyć.
- Jak to się stało że, no wiesz...
- Fei wrócił z któregoś wyjazdu chory. – wzruszyła ramionami, ale posmutniała znacznie - Nic nie pomagało. Zaraziła się reszta rodziny, potem sąsiedzi i tak dalej. W ciągu miesiąca wyginęło prawie całe miasto.
- Ale nie ty. Dziwne, prawda?
- Możliwe. Ale nie wiem, czego to wina. Tak czy siak, gdyby nie Kastor to i tak bym zginęła, a może i gorzej...
- To już wiemy - nagle obaj ją przytulili z obu stron.
- Hę? - stanęła zaskoczona tym nagłym odruchem
- Wiesz co?
- Teraz masz nas wszystkich
- Powinniśmy ci wystarczyć, nie uważasz? - zaśmiali się i ją puścili.
- No, fakt. Raczej wystarczycie. - uśmiechnęła się do nich i poszli dalej.
    Do końca dnia włóczyła się po zamku z bliźniakami, a na kolacji przedstawili jej większość dzieciaków. Starała się zapamiętać tyle imion, ile tylko dała radę, czasem po prostu bezskutecznie. Na następny dzień była umówiona z Kastorem przed zamkiem zaraz po śniadaniu. Bliźniacy mogli iść razem z nimi. Po kolacji poszła do swojego pokoju i przygotowała się do snu. Na stole zauważyła jeszcze książkę podrzuconą przez kogoś. Była to jakaś opowieść. Stwierdziła, że gdy już się przebierze zacznie ją czytać. Przebrana w koszulę położyła się na brzegu łóżka, gdzie padało światło z kilku świec ustawionych w pobliżu.
    Księga ta była niezwykle opasła, oprawiona w brązową skórę. Miała pożółkłe ze starości stronice, niektóre wystrzępione. Na grzbiecie i przodzie okładki widniał wykonany złotymi literami tytuł – Kroniki – wyglądała na zwykłą księgę, zajmującą się historią. Księgi z tego gatunku nie były zwykle zajmujące, ale Raissa czuła, że z tą może być inaczej. Otworzyła ją na pierwszej stronie i zaczęła czytać. Pochłaniała stronę za stroną coraz bardziej zagłębiając się w historię opowiadaną przez tego, kto ją spisał. Pismo ręczne, było wąskie i delikatne, a litery zaokrąglone. Wydawało jej się, że pisała to ręka kobieca, choć mogła się mylić. Nie czytała wielu ksiąg, ale widziała jak jej matka pisze listy do kogoś. Jej pismo było w wielu miejscach podobne.
    Opowieść zaczynała się od wprowadzenia do realiów, jakie panowały w czasach, gdy autorka, bo tego już była niemal pewna, spisywała księgę. Było to ponad dwa tysiące lat temu. Pisała o jednym wielkim obszarze, od morza do morza zajmowanym przez przeróżne rasy, które żyły ze sobą w zgodzie i współgrały ze sobą. Elfy były dumne i wyniosłe, koncentrowały się głównie na sztuce, którą to doprowadziły do niesamowitego wręcz ideału. Krasnoludy były najlepsze jeśli chodziło o produkcję uzbrojenia. Zdarzało się, że krasnoludzcy rzemieślnicy zaczynali współpracować z elfimi artystami. Wtedy powstawała śmiertelna broń o pięknym budzącym grozę i podziw wyglądzie, bądź równie piękne i użyteczne zbroje. Wampiry słynęły z wyrobu przepięknej i trwałej porcelany i porcelanowych laleczek, które miały cerę tak jasną, jak ich twórcy. Wilkołaki trzymały się silnie ze sobą, choć nie specjalizowały się w niczym, nie były też złą rasą. Gargulce pojawiły się w momencie, gdy zaczęto rzeźbić. Im więcej rzeźb powstawało, tym więcej ich ożywało, miało swoją duszę i umysł. Były jeszcze harpie, choć izolowały się od innych, zamieszkując zbocza gór, aż po same szczyty. Kiedyś jeszcze były smoki. Zdarzało się, że atakowały którąś z ras, ponieważ mieszkały na osobnych terenach, a handel pomiędzy nimi nigdy nie zamierał. Wśród niektórych członków tych ras znajdowały się osoby obdarzone talentem magicznym. Najwięcej zawsze było ich wśród elfów, mniej wśród wampirów. Wilkołaki rekrutowały się ze wszystkich pozostałych ras, więc ilość magów zależała od tego, z której rasy najwięcej pochodzi wilków. Gargulce same w sobie były magiczne, ale nie potrafiły się magią posługiwać. Wśród harpii zawsze z każdego siedliska występował jeden harpii szaman bądź szamanka. Raissa czytała dalej, a w miarę jak zagłębiała się w tekst i opowieść, zyskiwała przekonanie, że osoba relacjonująca to wszystko była wszędzie i wszystkich znała. Płynnie przeskakiwała od jednej opowieści do drugiej nie wprowadzając jednocześnie chaosu myślowego. Nagle pismo się zmieniło. Teksty oddzielone były kilkoma linijkami przerwy, a następny, na początku opatrzony datą opiewającą na 150 lat później. Litery były kanciaste, a pismo nieco rozwlekłe. Można było odnieść wrażenie, że księgę spisywała w tym okresie niezbyt żywiołowa osoba.
    Pisała o tym, że smoki zaczęły stopniowo znikać, a w ich miejsce pojawiły się inne stworzenia takie jak wywerny, bazyliszki, jednorożce, ogromne - przypominające ważki - owady, które ugryzieniem potrafiły zabić dziecko, a poważnie osłabić któregoś z przedstawicieli cywilizowanych ras – po niedługim czasie nazwano je wentami; hydry i różne inne dziwne stworzenia. Była też wzmianka o pojawieniu się 'ludzi', jak ich nazywano. Ale były to prawie zwierzęta, choć wykazywały cechy istot inteligentnych. Pismo znów się zmieniło, znów przerwa i kolejna data, tym razem 100 lat po poprzedniej. Kolejny charakter pisma. Raissa już nie zastanawiała się, kim mógł być autor, po prostu czytała dalej pochłaniając informacje niczym gąbka wodę. Osoba pisała o tym, że elfy i wampiry postanowiły nauczyć ludzi tego, co potrafią. Ludzie przyswajali wiedzę powoli, czasami zmieniali niektóre rzeczy na swój użytek, jak na przykład język. „Jak donoszą posłowie, ludzi jest coraz więcej i formują się w coś na kształt osad i obozów. Pomiędzy sobą porozumiewają się płynnie w swoim narzeczu. Niestety bardzo szybko się starzeją i umierają.” Potem pisarz mówił o tym, że ludzie dostaną własne ziemie do użytku od każdej z ras i będą mogli stworzyć własne państwo. Tutaj znów pismo się zmieniło po kilku linijkach przerwy. Kolejny tekst datował się na 250 lat później. Chwilę zastanawiała się, co mogło być przyczyną takiej odległości czasowej, ale dała za wygraną. Kontynuowała lekturę, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#23 2018-08-03 11:58:30

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

„Wyprawy na pustynię zapuszczają się coraz dalej, coraz więcej oaz jest oznaczanych na mapie co ułatwia podróż poprzez pustynię. Chcemy dowiedzieć się, co jest za wielkimi piaskami. Ostatnim razem pustynne lwy i szakale rozszarpały kilku członków wyprawy, ale Ivenen twierdzi, że bez poświęcenia i ofiar nic nie osiągniemy. Następna wyprawa była już przygotowana na spotkanie z bestiami. Zaopatrzeni też w więcej wody, niż było to konieczne, podróżowali dnie i noce w poszukiwaniu kolejnej oazy. Ivenen mówi, że pustynia nie jest naturalnym tworem, że musiało się wieki temu stać coś, co spowodowało wyginięcie wszystkiego na tak ogromnym obszarze. Koniec wyprawy przyniósł nam nieoczekiwane wieści. Otóż na samym środku pustyni jest ogromna dżungla z drzewami wysokimi niczym wieże zamkowe. Na początku myśleli, że to fatamorgana, ale w miarę, gdy się zbliżali czuli zaduch i wilgoć bijącą spomiędzy gąszczu. Rozbili obóz na brzegu dżungli i przez jakiś czas ją badali. Nie byli w stanie niczego wywnioskować, prócz tego, co było widać na pierwszy rzut oka – gąszcz kończył się jakby go ktoś uciął, a nie płynnie przechodził w pustynię – tak, jak powinien. Gdy następnego dnia weszli pomiędzy ogromne drzewa, z których zwieszały się różne rośliny, bali się, że się pogubią. Kilku członków wyprawy zniknęło w miarę jak poruszali się w głąb. Nie byli pewni, czy to wina dzikich zwierząt, czy czegoś innego. Pod koniec dnia dotarli do źródła wody. To, co zobaczyli wokół źródła i małej rzeczki, która z niego wypływała i ginęła między drzewami, przerosło ich wielokrotnie. Wszyscy zaginieni członkowie wyprawy wisieli w pobliżu na drzewach powieszeni na lianach. Ich ubrania były porozdzierane, jakby zaatakowały ich lwy albo coś innego. Zwłoki były poszarpane. Nie mogli zdjąć ich ciał, by zabrać je do rodzin. Uznali, że nie powiedzą o tym co zaszło, ani nie wrócą tam już więcej. Ivenen powiedział, że cały czas miał wrażenie, że ktoś ich obserwuje i że nie są tam mile widziani. Nie wiedzieli jak wielka jest dżungla, ponieważ nie przebyli jej całej. Żaden z ludzi nie chciał też tam wracać, mając w pamięci wiszących nieruchomo towarzyszy.”
    Tu wpis się kończył. Znów kolejne kilka linijek przerwy i kolejna osoba prowadziła dalej kronikę. Tekst datowany był na 380 lat później. To dużo dłużej niż po poprzednim wpisie, ale Raissę tak to pochłonęło, że już się nad tym nie zastanawiała. Kolejna osoba kontynuowała temat pustyni.
    „Kolejni śmiałkowie zorganizowali wyprawę do żyjącego serca pustyni, jak nazywano odkrytą przez Ivenena dżunglę. Wpierw karawana okrążyła gąszcz, by zorientować się jak wielką przestrzeń zajmuje. Według wszelkich obliczeń nie miała nawet 25 tysięcy kilometrów kwadratowych. Trafnie określano ją jako żyjące serce pustyni, ponieważ znajdowała się w jej centrum odcięta od wszystkiego ogromnymi połaciami piasku. Pomiędzy drzewami żyły przeróżne gatunki zwierząt, niebezpieczne i mniej niebezpieczne, ale nie tylko zwierzęta tam zamieszkiwały. Karawana została schwytana w pułapkę przez jakieś dzikusy przypominające trochę ludzi, ale bardziej dzikie koty. Wszyscy odziani byli w skóry dzikich kotów, mieli opaloną skórę pokrytą przeróżnymi malunkami i dużo różnorakiej biżuterii wykonywanej z kości, najprawdopodobniej również dzikich kotów. Od ludzi różnili się tym, że ich uszy osadzone były na szczycie głowy i były kocie, a z tyłu ciała wyrastały im ogony. Spojrzenia, sposób poruszania się i kły mieli dzikie, kocie. Porozumiewali się w swoim języku, który wbrew ich barbarzyńskiemu zachowaniu, brzmiał melodyjnie i śpiewnie, podobny do elfiego narzecza, choć i w tym języku nie szło się z nimi porozumieć. W hierarchii plemienia kotołaków – bo tak ich nazwano – kobiety odgrywały najważniejszą rolę i też kobieta była przywódczynią grupy. Mężczyźni podporządkowywali się ich rozkazom. Do dziś nikt nie ma pojęcia, jakim cudem karawana nienaruszona opuściła granice dżungli i powróciła do cywilizacji. Kilka lat później ktoś zorganizował zbrojną wyprawę przeciwko kotołakom, jakby komuś przeszkadzały. Podobno dużą część wybito, kilkunastu wzięto do niewoli, a reszta rozproszyła się po lesie. Niewolników sprzedano do bogatych domów i słuch po nich zaginął, jakby nagle rozpłynęli się w powietrzu. Chodzą słuchy, że ktokolwiek próbował przebić się przez dżunglę, już nie wracał z niej żywy, co według wielu jest winą za najazd zbrojny na kotołaki.”
    Raissa już prawie zasypiała, ale była pod ogromnym wrażeniem. Wreszcie dowiedziała się, jak nazywa się jej rasa i skąd pochodzi. Ale jej rodzina była tak daleka od opisu przedstawionego w księdze, że zastanawiała się jak to możliwe. Rozważając różne scenariusze pogrążyła się we śnie z głową położoną na księdze, a świece powoli wypalały się i gasły z cichym sykiem, jedna po drugiej.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#24 2018-08-03 11:59:45

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Gdy się obudziła słońce świeciło jasno i było dość wysoko na niebie. Zerwała się natychmiast i zaczęła ubierać. Zaspała na spotkanie z Kastorem. Bała się, że albo zrezygnował, albo poszedł bez niej. Wybiegła z pokoju i pędziła na dół po schodach na złamanie karku. Kastor razem z bliźniakami siedzieli na schodach i o czymś gadali nieco znudzeni. Gdy zobaczyli, że biegnie, podnieśli się i przyjrzawszy się jej lepiej zaczęli się śmiać.
- Śpiąca królewna wstała.
- Wygląda, jak czarownica
Raissa spojrzała na swoje odbicie w szybie. Nie uporządkowała włosów, które teraz sterczały na wszystkie strony i wyglądały jak siano. Szybko przeczesała je kilka razy palcami idąc w ich stronę.
- Spóźniłaś się... - Kastor skrzyżował ręce i spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem.
- Wiem, przepraszam. Czytałam do późna i tak jakoś wyszło...
- Zaczynasz się bawić w Fabiena? Tylko on jest w stanie czytać księgi po nocach... - mruknął Damien wyraźnie straciwszy nieco pewności siebie. Raissa mogła się założyć, że naśmiewał się z brata, który czytał masę ksiąg, a sam nie przeczytał prawie nic ponad dwa, góra trzy egzemplarze, które nakazywała im matka. Fabien w tym czasie podszedł do niej i chwycił ją pod ramię.
- To ruszamy, skoro już przyszła? - zwrócił się do pozostałych.
Kastor popatrzył na nich chwilę, pokręcił głową ze zrezygnowaniem i ruszył licząc, że pójdą za nim, co też zrobili.
- Mam nadzieję, że ktoś zdążył ci wspomnieć, że zaraz obok zamku jest wioska?
Cisza ze strony Raissy zasugerowała mu, że raczej niekoniecznie.
- I pewnie nikt ci nie powiedział nic o jej mieszkańcach, zgadłem?
- Nikt, nic a nic. - odpowiedziała. Zaczęło ją to ciekawić, Kastor bez powodu nie zwraca uwagi na takie rzeczy jeśli nie mają choć drobnego znaczenia. - Możesz kontynuować?
- Dobrze, a więc zacznijmy od wioski. Nie jest mała, ale pod miasto się nie zalicza. Jeszcze. Znajdują się tam wszelakie zakłady usług i różnych rzemieślników, poza domami rolników. Mieszkają tam normalne rodziny, jak w każdej wiosce, z tą różnicą, że połowa jest wychowankami mojej siostry.
- Teoretycznie pół tej wioski to nasze rodzeństwo. - powiedział Fabien puszczając ją, ale nadal idąc obok. Damien tymczasem szedł po jej drugiej stronie z rękami w kieszeni i wzrokiem wbitym przed siebie.
- I naprawdę oni wszyscy są już dorośli?
- Część jest już nawet dziadkami i babciami. - odpowiedział krótko mężczyzna.
W momencie gdy weszli do wioski Raissie rzuciło się w oczy mnóstwo ludzi, którzy przyjaźnie ze sobą gawędzili, mijając się, czekając na wykonanie usługi czy też odbiór zlecenia, dzieci bawiące się ze sobą na ulicach. Wydawało się, że atmosfera panująca w wiosce jest niezwykle przyjemna. Przeszli przez główną ulicę po drodze pozdrawiając wszystkich. Raissa nie mogła się nadziwić, jakim cudem wszyscy się tu znają. Gdy doszli niemal do końca wioski Kastor skręcił nagle między domy i ruszył jakąś ścieżką prowadzącą na pole. Bliźniacy kroczyli za nim, jakby doskonale wiedzieli, gdzie idą.
- Kastor, gdzie idziemy? - szła obok niego wąską ścieżką, co było niemal niemożliwe z powodu wysokich traw po obu stronach.
- Zobaczysz... - mruknął tylko w odpowiedzi.
Po jakimś czasie zaczęli zbliżać się do grupy budynków, które wyglądały jak stajnie, a im bliżej byli, tym bardziej zapach przypominał ten, wydobywający się ze stajni. Przed wejściem stał młody mężczyzna. Dobrze zbudowany blondyn z lekkim zarostem, ubrany w zwykły strój stajennego. Kastor się z nim przywitał.
- Wery, jak się masz? Jak konie?
- U mnie dobrze, kobita w ciąży. - uśmiechnął się zadowolony. - Betsiria jest na wybiegu razem z Bafezyrem. Pewnie o to ci chodzi?
- Jasne. Raissa, chodź. - ruszyli przez stajnię na wybieg. Tak, jak się spodziewała, Betsiria niedaleko skubała trawę. Obok niej stał nieco mniejszy, wyraźnie młodszy konik. Również kudłaty jak i jego towarzyszka z lekko falowaną grzywą i ogonem. Calutki czarny jak smoła. Gdy tylko weszli na wybieg spojrzał na nich i żwawo ruszył w ich stronę. Zatrzymał się przed nimi i cicho zarżał.
- Raisso, przywitaj się z Bafezyrem, twoim nowym wierzchowcem na dobre i na złe.
    Dziewczyna patrzyła to na konia, to na Kastora, nie wiedząc co powiedzieć. Wyglądała na niezwykle zdziwioną tym podarunkiem. Niezręczną chwilę przerwał sam zainteresowany, zaczynając żuć włosy dziewczyny. Ta delikatnie schowała je pod płaszczem i pogładziła konia po pysku. Nadal nic nie powiedziała.
- Dobrze więc. Zapoznaj się z nim i jakby co, to jestem niedaleko. Wery, wyprowadzisz też konie chłopców?
- Ta jest. - uśmiechnął się obserwując kątem oka Raissę, która nadal nie otrząsnęła się z szoku.
    Dostała własnego konia. Na dodatek, zwierze jest tej samej rasy co i Betsiria, która jest inteligentniejsza niż większość wierzchowców na świecie. Ciekawa była, czy i on taki jest. I czy jest równie sprytny co jego towarzyszka. Chwilę jeszcze stała tak, aż nie podszedł do niej Kastor.
- Bafezyr jest synem Betsirii - równie dobrze jak i ona wytrenowany i inteligentny, tak samo wytrzymały i co najważniejsze – odziedziczył nieśmiertelność.
- N... nieśmiertelność?
- Nie zdechnie ze starości ani nie straci swoich atutów. Oczywiście od ran mógłby paść, tak samo jak i mogłabyś go zajeździć. Ale będzie żył, dopóki ty będziesz żyła. Rozwiązuje to kwestię zmiany konia co dziesięć lat. - mówił o tym, jakby nie była to rzecz zwyczajna, jakby nieśmiertelne konie to była codzienność.
- Mogę się na nim przejechać?
- A dogadałaś się z nim? - spojrzał na nią lekko się uśmiechając.
- Co? O czym mówisz?
- Musisz się z nim dobrze dogadać, inaczej będzie cię zrzucał za każdym razem. Ale jeśli się z nim dogadasz, to będą go mogli dosiadać tylko ci, którym na to pozwolisz. A on sam będzie wiedział, komu udzieliłaś pozwolenia. Nie pytaj, jak. Sam nadal tego nie wiem. Ale musisz się z nim dogadać, tak czy siak. A to pewnie trochę zajmie, ma trudny charakter, po ojcu. - Kastor poszedł zająć się Betsirią zostawiając Raissę samą. Dziewczyna zaprowadziła konia do jego boksu, zdjęła mu uprząż i zaczęła szczotkować. Wszystko to robiła w ciszy, do momentu dopóki Bafezyr nie odwrócił łba i nie parsknął na nią cicho rżąc, jakby chciał powiedzieć 'mieliśmy się zapoznać, a ty co?'
- Hm? Jestem nieco zdziwiona tym wszystkim... Nie codziennie dostaję wierzchowca, a szczególnie nieśmiertelnego.
Koń jakby zaczął z nią rozmawiać. Nie zastanawiała się jakim cudem wie o co mu chodzi, ale po prostu wiedziała. No ba, ale mów więcej, chętnie posłucham.
- Dziwi mnie też nieco to, że mogę z tobą normalnie rozmawiać i zastanawiam się, czy nie oszalałam ze szczęścia. Mamy się zapoznać... cóż. Mam na imię Raissa...
Wiem.
- Och, no dobrze, dobrze. Nie bardzo wiem o czym mam ci mówić? O tym, że nie bardzo umiem jeździć konno? Dopiero będę szlifowała tą umiejętność...
A nie jej brak? Koń jakby zachichotał.
- Bardzo zabawne. Ale może i tak. Tak więc będę potrzebowała współpracy z twojej strony, Bafezyrze.
Zobaczymy, mów dalej...
- Z mojej strony masz gwarantowane towarzystwo, opiekę i od czasu do czasu karmienie jabłkami i marchewkami.
Mam wrażenie, że się dogadamy. Znów jakby zachichotał.
- Och, mam nadzieję. W końcu spędzimy ze sobą masę czasu w przyszłości. - uśmiechnęła się i odłożyła szczotki. - Mogę cię teraz osiodłać? Chcę sprawdzić, czy to dobrze potrafię. 
Och, nie ma sprawy, ale liczę na te obiecane marchewki i jabłka.
Zaczęła siodłać Bafezyra cały czas nieco mówiąc o sobie. On dawał jej wskazówki, co jest nie tak, albo co musi poprawić. Gdy skończyła zajrzał do niej Kastor.
- Niedługo wracamy, będzie obiad. Pożegnaj się na dziś ładnie. - wyszedł chcąc jeszcze zamienić kilka słów z Werym. Raissa rozsiodłała konia i pogłaskała go po pysku.
- Jutro przyjdę i przyniosę ci smakołyki, dobra? - uśmiechnęła się
No niech stracę.  Wydawało jej się, że wywrócił oczami. Pocałowała go w chrapy i wyszła.
    Pożegnali się ze stajennym i ruszyli w drogę powrotną. Raissa rozmawiała z Fabienem, a Kastor i Damien szli w milczeniu ze wzrokiem wbitym przed siebie. Damien wydawał się zazdrosny o to, że kocioucha prowadzi niezwykle ożywioną dyskusję z jego bratem, na dodatek na temat książek. Gdy dotarli do zamku rozeszli się po pokojach by przygotować się do obiadu.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#25 2018-08-03 12:01:09

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Po obiedzie Raissa poszła z bliźniakami na salę treningową. Ćwiczyli około godziny walkę, a dziewczyna uczyła się podstaw. Nie rozmawiali przy tym wiele, ponieważ gdy próbowali, zbyt szybko się męczyli i brakowało im oddechu. Gdy kocioucha załapała o co chodzi skończyli trenować i usiedli na wysokich parapetach we trójkę by porozmawiać.
Raissa chcąc dowiedzieć się czegoś o chłopakach i całej rodzinie - w tym najbardziej ciekawił ją Kastor - zaczęła rozmowę.
- Opowiadałam wam o sobie i swojej rodzinie, powiedzcie mi coś o was... - poprosiła najładniej jak umiała wykorzystując, co prawda nieświadomie, swój koci urok.
- Zadawaj pytania, będzie nam łatwiej ci na nie odpowiedzieć, niż skakać z tematu na temat. - Fabien od razu przejął rozmowę nie dając dojść bratu do słowa.
- W porządku. Powiedzcie mi, nie jesteście ludźmi, prawda? Chodzi o to że... wyglądacie jak ludzie i jak oni się zachowujecie, ale raczej nimi nie jesteście. Przynajmniej Kastor, z tego co zdążyłam zauważyć... - Przeszła od razu do tego co ją najbardziej nurtowało.
- Owszem, nie jesteśmy ludźmi. - Tym razem Damien odpowiedział na jej pytanie.
- Jesteśmy mieszańcami. Dokładniej, wujek i mama są mieszanką najbardziej złożoną. W ich żyłach płynie krew niemal każdej rasy jaka stąpa po kontynencie. Wilkołaki, elfy, krasnoludy, ludzie i wampiry. Najwięcej krwi wampirzej i ludzkiej, a zaraz po nich elfiej.
- Babcia była półelfką wampirzycą, a dziadek mieszanką wszystkich.
- My natomiast jesteśmy nie dość, że mieszanką wszystkich tych ras, to jeszcze płynie w nas krew maga, ponieważ ojciec jest magiem ćwierćelfem wywodzącym się ze szlachty. - Chłopcy mówili na przemian, Damien szybko i prosto, a Fabien uzupełniając, niczym nauczyciel.
- Gdzie on jest? Chciałabym go poznać... - Raissie zabłyszczały oczy. Ma okazję poznać prawdziwego maga. Ba, niemal jest już teraz z nim w rodzinie.
- Obawiam się że to niemożliwe... - Westchnął Fabien.
- Czemu? - zmartwiła się dziewczyna.
- Ojciec nie żyje od kilku lat. Zabił go jego eksperyment w laboratorium. Pomyśleć, że dał radę obronić cały zamek i tą wioskę podczas Wielkiej Wojny, a zabiło go nieudane zaklęcie... - W głosie Damiena słychać było gorycz i smutek, jakby miał za złe ojcu, że umarł w tak błahy sposób.
- Przepraszam, nie wiedziałam.
- Kto pyta, nie błądzi. - Fabien się uśmiechnął przepraszająco jakby było mu głupio za ton głosu brata. - coś jeszcze?
- Co się stało z ukochaną Kastora? Mówił mi o niej, ale bardzo mało...
- Wujek miał żonę i córkę. Obie zginęły podczas Wielkiej Wojny. Mało go to nie zabiło.
- Pełnił ważną rolę podczas tamtej wojny, tata mówił, że przez to, że wujek się wycofał przegraliśmy.
- Co takiego robił?
- Był łącznikiem i dyplomatą. Prowadził rozmowy pomiędzy krasnoludami i elfami, przekazywał rozkazy... Ludzie doskonale wiedzieli kogo wyeliminować. Są podstępni jeśli tego potrzebują. Teraz na szczęście mało kto z nich pamięta wojnę, a właściwie opowieści o niej.
- Jak dawno temu zdarzyła się ta wojna?
- Jakieś dwieście lat już chyba będzie... co nie?  - Fabien spojrzał się na Damiena chcąc się upewnić. Brat przytaknął.
- Od kogo mogę się dowiedzieć więcej na temat tej wojny? Kastor nie chciał ze mną o tym rozmawiać i rozumiem teraz czemu...
- Możesz porozmawiać z naszą mamą, z Fabienem, z Eve, poczytać Kroniki... - Damien wzruszył ramionami po czym zeskoczył z parapetu i ruszył do wyjścia. Wyglądał jakby był o coś zły na brata. Fabien skoczył razem za nim i dogoniwszy go przy wyjściu zaczęli o czymś dyskutować mocno gestykulując. Raissa dała im iść, a sama wróciła do ćwiczeń.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#26 2018-08-03 12:03:24

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Ćwiczyła do momentu w którym nie była w stanie poruszyć kończynami bez ogromnego bólu. Przesadziła. Ale zrobiła znaczne postępy i opanowała wszystkie ruchy, które pokazali jej bliźniacy. Nauczyli ją podstaw i jeszcze trochę ponadto. Do ćwiczeń używała krótkiego mieczyka z dębowego drewna, dodatkowo obciążanego dla równowagi i wyczucia metalowymi obręczami. Odłożyła atrapę treningową na stojak pod ścianą i z największym trudem ruszając zmierzała do pokoju. Każdy mięsień w jej ciele wrzeszczał z bólu. Od czasu do czasu pojękując pełzła wzdłuż ściany do pokoju. Schody jednak okazały się zbyt dużym wyzwaniem. Nie mogąc ich sforsować usiadła i oparła się o ścianę zamykając oczy. Szczęście w nieszczęściu, kilkanaście minut później Kastor szedł na górę.
- Co się stało? Czemu płaczesz? - przyklęknął koło niej ocierając jej łezki z policzków. Dopiero teraz zauważyła, że płacze.
- Ja... nie, ja...  - próbowała wstać, ale nie mogła. Syknęła z bólu. - boli... - po jej policzkach potoczyły się kolejne łzy.
Trenowałaś. Spadłaś? Uderzyłaś się? - wyglądał na zmartwionego i co najmniej przestraszonego.
- Nieee.... tylko trenowałam długo i zaczęło mnie boleć... wszystko...
- Przemęczyłaś mięśnie... - klepnął się dłonią w czoło. - Głupek ze mnie, zapomniałem ci powiedzieć o tym, myślałem, że wiesz, że nie wolno się przemęczać do tego stopnia... ech... - wziął ją delikatnie na ręce. - jutrzejszy dzień się nie ruszysz z łóżka... pojutrze dopiero pewnie będziesz mogła wstać... no nic. Ale następnym razem trenujesz ze mną pod opieką... - ruszyli do pokoju. Po chwili ciszy Raissa odezwała się.
- Kastor...?
- Mhm?
- Przepraszam... byłam głupia.
- Nie mnie przepraszaj, ale swoje mięśnie. Ciało nigdy nie wybacza.
- Zapamiętam...
    Po chwili dotarł do jej pokoju i położył ją na łóżku przygrywając kołdrą.
- Wyśpij się i wygrzej, to pomaga. - ucałował ją w czoło po czym wyszedł. Raissa zauważyła, że traktuje ją jak swoją małą córeczkę, im dłużej się już znali tym bardziej był skłonny do okazywania jej uczuć. Tak rozmyślając zasnęła wyczerpana treningiem.
    Kastor tymczasem, skończywszy wszystkie prace które miała dla niego Lilith na dziś, zaczął myśleć nad treningiem nie tylko dla bliźniaków. Dziewczyna wykazała ogromne chęci i entuzjazm. Podejrzewał, że chłopcy pokazali jej to, co sami umieli. Ale musiał dostosować trening do delikatnego dziewczęcego ciałka, a nie do dwóch pół-magów z nadpobudliwością. Kładąc się myślał długo. Zanim zasnął wymyślił.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#27 2018-08-03 12:04:43

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Następny dzień Raissa przeleżała w łóżku niemal się nie ruszając. Nudziła się niemiłosiernie, ale każdy ruch powodował ból. Po południu ktoś zapukał do drzwi. Dziewczyna nie wiedziała jak dziękować niebiosom za towarzyswo.
- Proszę! - krzyknęła siadając na łóżku i opierając się plecami o poduszkę.
Do pokoju wszedł jeden z bliźniaków. Gdy podszedł bliżej zobaczyła że to Damien.
- Cześć... Przyszedłem zobaczyć jak się czujesz i przeprosić za moje zachowanie wczoraj.
- Nie przepraszaj. A co do czucia się... wolałabym nie czuć... - skrzywiła się lekko.
- Każdy chyba na początku przesadził – uśmiechnął się. - Chociaż możliwe, że nie aż tak jak ty. Co cię napadło, że tak długo ćwiczyłaś?
- Chciałam być najlepsza. Do tej pory wszystko szło mi cudownie i jakoś tak... - nie wzruszyła ramionami, bo sprawiłoby jej to ból.
- do jutra powinno ci przejść, byłem dziś u Bafezyra i pozdrowiłem go od ciebie. Przekazałem jabłko i w ogóle. Mam nadzieję nie masz mi tego za złe?
- Nie, dziękuję ci. Martwiłam się trochę o niego, bo obiecałam mu to jabłko i odwiedziny. Byłby na mnie zły i wypominałby mi do końca życia... Damien, czy twój koń też do ciebie mówi...? - spojrzała z niepokojem.
- Taaaak, myślałem, że tylko ja tak mam...
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę – Raissa była ciekawa czemu nagle tyle osób się nią zainteresowało. Do środka wszedł Fabien.
- Cześć, widzę że masz się już lepiej – uśmiechnął się. Po chwili obaj chłopcy siedzieli na brzegach łóżka dziewczyny i relacjonowali jej dzień. Pomagali Kastorowi na sali treningowej z małymi zmianami wyposażenia, więc nie mogli do niej przyjść wcześniej.
- Od jutra startuje trening, pewnie już będziesz w stanie normalnie się ruszać, jak myślisz?
- Wątpię, ledwo co siedzę i wszystko mnie boli... Do jutra raczej mi nie przejdzie...
- Może ci pomogę? Znam kilka drobnych zaklęć regeneracyjnych, powinny przyspieszyć proces... - Fabien wyciągnął dłoń po dłoń Raissy. Kocioucha podała mu ją i skinęła głową na zgodę. Po chwili ciszy, w której rudowłosy się koncentrował Raissa zaczęła czuć ciepło rozchodzące się od dłoni po całym ciele, po cieple lekki chłód, a na końcu maleńkie szpileczki. Gdy chłopak skończył nie bolało ją już nic. - I jak? - uśmiechnął się.
- Nic nie czuję... - patrzyła na swoje dłonie z niedowierzaniem. Poruszała się trochę by się upewnić po czym rzuciła się Fabienowi na szyję – dziękuję! - Po chwili puściła go i przytuliła Damiena, który wydawał się nieco zły, ale zaraz po tym się rozchmurzył. - Dziękuję żeście przyszli i dziękuję za pomoc i uleczenie! - obaj dostali po buziaku w policzek. Raissa wyskoczyła z łóżka, a ponieważ leżała w ubraniu tylko schwyciła pelerynę którą zapięła pod szyją i ruszyła do drzwi.
- Chodźcie, pójdziemy do wsi! Muszę sama odwiedzić Bafezyra – po czym wyszła.
    Do wieczora spacerowali na zewnątrz zamku, a to po wsi, a to po polach i okolicznym lesie. We trójkę bawili się doskonale. Po kolacji, która jak zwykle wyglądała jak mała uczta królewska, udali się do siebie. Dziewczyna przygotowywała się do snu jednocześnie myśląc o treningu, który ją czeka. Gdy już kładła się spać jej wzrok padł na Kroniki. Przypomniała sobie gdzie ostatnio skończyła i postanowiła przeczytać kawałek, relację jednego kronikarza. Tylko tyle, żeby jutro nie zaspać... - myślała. Wzięła księgę i kontynuowała.
    O kotołakach nie było już ani słowa, natomiast kronikarz pisał o tym, że ludzi jest coraz więcej i przywłaszczają sobie wszystko co tylko chcą. Przez to państwa musiały ustalić między sobą formalne granice i zaczęły formułować wojsko.  Pomimo tego co obiecała sobie na początku przeczytała jeszcze kilkanaście relacji, które zwykle mówiły o tym, kto był władcą danego państwa, jakie konflikty wybuchały i wymieniały różne ważniejsze fakty, które teraz z perspektywy setek lat były niczym. Zatrzymała się na relacji, w której ktoś opisywał napięcie trwające pomiędzy państwami, a właściwie rasami. Ludziom wciąż było mało ziem. Nie podobali im się również ci, którzy byli od nich inni. Ze strachu przed innością popełniane były zbrodnie na Stworzeniach, które w odwecie krzywdziły ludzi. Konflikt się zaostrzał, aż urósł do rozmiarów wojny. Kolejna relacja dobiegała końca. Przyglądała się chwile pismu, po czym uświadomiła sobie, że to Kastor prowadził tą kronikę. Jest już przed Wielką Wojną. Przeczytała tak nudny kawałek jednym ciągiem, że nie patrzyła na daty. Odłożyła książkę i poszła spać nie mogąc doczekać się następnego dnia.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#28 2018-08-03 12:05:29

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Zaraz po śniadaniu Kastor zabrał bliźniaków i Raissę do sali treningowej. Dziewczyna dopiero teraz miała okazję przyjrzeć się zmianom jakie wprowadził jej opiekun razem z rudzielcami. Pod równoważniami i belkami rozciągnięta była sieć zabezpieczająca przed upadkiem. Ścianka również miała swoje dodatkowe zabezpieczenia, jeśli tak można było nazwać dodanie jakichkolwiek zabezpieczeń. Zaraz potem Kastor wytłumaczył bliźniakom jak mają trenować i zajął się kociouchą.
- Chcę byś trenowała na razie szybkość, równowagę i zwinność. Przyda nam się to gdy zacznę cię uczyć walki sztyletem. Trening łucznictwa rozpoczniemy po południu, pasuje ci to? Do południa ćwiczenia na sali, a po południu na torze albo w lesie.
- Jeśli uważasz, że tak będzie dobrze, to ja się zgadzam. Jak dotąd miałeś rację – Raissa wzruszyła ramionami. Wydawało jej się to zbędne, ale skoro trzeba to trzeba.
Kastor pokazał jej ćwiczenia jakie ma wykonywać i choć z pozoru wyglądały na łatwe, to powtórzenie ich bezbłędnie nie udało jej się tego dnia. Bliźniacy ćwiczyli kompletnie co innego i jak zwykle, Fabienowi szło znacznie gorzej niż Damienowi.
    Treningi trwały kilka dni i gdy dziewczynie udawało się wykonać bezbłędnie wszystkie ćwiczenia zaczynało ją to nudzić. Kastor poprosił Lilith, by poświęciła jego podopiecznej kilka godzin dziennie na kształtowanie nie tylko sprawności ciała, ale też i umysłu. Tak więc trening skracał się o połowę na rzecz zajęć w grupie z innymi dzieciakami. Raissa uczyła się geografii, rachowania, kaligrafii, historii, rozwiązywała zagadki logiczne. Mimo tak wielu zajęć znajdowała czas na czytanie Kronik i innych książek, które polecała jej Lil. W międzyczasie zapoznała się z Eve, ale od początku dziewczęta się pokłóciły i żadna nie chciała mieć kontaktu z tą drugą. Któregoś dnia kocioucha zapytała Kastora o to, czy mogłaby wysłać list za pośrednictwem sokoła. Mężczyzna nie miał nic przeciwko. Raissa średnio co tydzień prosiła o wypożyczenie listonosza, więc w końcu opiekun podarował jej nowego sokoła, na własność. Tak jak obiecywała, utrzymywała kontakt ze swoim przyjacielem z wioski – Alikiem. Mimo, że Alik był chłopskim dzieckiem umiał pisać, a im częściej dziewczyna wysyłała mu listy, tym staranniej napisaną otrzymywała odpowiedź. Widocznie nie tylko ona trenowała kaligrafię.
    Tak mijał im czas i zbliżała się powoli jesień – czas zbiorów. Wioska i zamek szybko uporały się w tym roku ze żniwami, więc Kastor zabrał bliźniaków i Raissę na obiecaną wyprawę. Opracowali trasę, zapakowali wszystko co wydawałoby się potrzebne i wyruszyli. Planowali po tygodniu wrócić do zamku, ponieważ zbliżała się zima i nierozsądnie byłoby pozostawać w drodze. Odjechali na dwa dni drogi w las i rozbili obóz. Kastor był tam tylko w roli opiekuna i pozwalał młodym decydować o wszystkim poprawiając ewentualne błędy. Gdy dzieciaki rozbiły namioty i przygotowały drewno na ognisko zajęły się przygotowaniem pułapek na zające i małe ptaki. Kastor pomagał im co nieco, ale jak dotąd radziły sobie doskonale. Dwa dni siedzieli na miejscu i nic ciekawego się nie działo. Trenowali każdy to, co miał w planie, a Kastor tylko nadzorował. Wieczorami siadali przy ognisku i słuchali historii opowiadanych przez ich opiekuna. Trzeciego dnia musieli zwinąć obóz. Nie dość, że kończył się powoli czas przewidziany na obozowanie to jeszcze w nocy zaczął padać deszcz. Spakowali rzeczy i ruszyli dalej zacierając dokładnie ślady po obozowisku. Nie wyszło im to za dobrze, bo za długo siedzieli w jednym miejscu, jednak sposób znali. Pod wieczór Kastor ruszył galopem do przodu na zwiad, bo od jakiegoś czasu nie mogli znaleźć niczego odpowiedniego na ponowne rozbicie bazy. Dzieciaki nie chciały przemęczać koni, więc postanowili, że pojadą dalej traktem i w razie potrzeby, Kastor wróci do nich gdy tylko coś znajdzie. Kilkanaście minut po tym jak Kastor odjechał, koń Fabiena nagle zaczął utykać z niewiadomych przyczyn. Chłopak zatrzymał przyjaciół i zeskoczył z siodła. Obejrzał końskie kopyto. Kreshla, bo tak nazywała się pstrokata klaczka rudzielca, zgubiła podkowę. Zaczęli przekładać torby, którymi była objuczona na pozostałe dwa konie. Dalej będą musieli wracać pieszo. Gdy już kończyli przepakowywać torby usłyszeli szelest i trzaski gałęzi w pobliskim gąszczu. Coś dużego się zbliżało w ich kierunku. Konie niespokojnie strzygły uszami i rżały ostrzegawczo. Bliźniaki wyciągnęli miecze, a Raissa sztylet, jednocześnie łapiąc wodze wierzchowców. Z krzaków wyszedł mały niedźwiadek przysiadając na zadku gdy tylko zobaczył ludzi. Dzieciaki nieco odetchnęły, ale zaraz ogarnął ich strach. Tam gdzie jest mały niedźwiedź będzie i jego mama. Bliźniaki zaczęły w pośpiechu przytraczać torby do siodeł. Mały niedźwiadek zaczął nawoływać płaczliwie. Dzieciaki wpadły w jeszcze większą panikę, konie dreptały w miejscu. Usłyszeli ryk niedźwiedzia dobiegający z przeciwnej strony drogi. Raissa uświadomiła sobie, że jeśli niedźwiedzica zobaczy ich pomiędzy sobą, a jej dzieckiem będzie bardzo źle.
- Spadamy stąd, jak najszybciej! -  powiedziała do chłopaków po czym zaczęła ciągnąć za sobą konia. Chłopcy się do niej dołączyli, ale nie odeszli nawet kawałka. Niedźwiedzica wypadła spomiędzy krzaków po czym stanęła na dwóch łapach i ryknęła na nich. Cała trójka wrzasnęła ze strachu jednocześnie nie wiedząc co robić. Damien wskoczył na konia i dobył miecza, Fabien zrobił to samo, a Raissa stała sparaliżowana strachem i podziwem dla wielkiego drapieżnika. Miał prawie trzy metry wzrostu, gdy stał na dwóch łapach i ciemnobrązowe, grube futro. Ogromne łapy zakończone ostrymi pazurami zwisały wzdłuż tułowia. Niedźwiedzica opadła na czworaka i ruszyła na dziewczynę. Damien zaklął i poprowadził konia tak, by stanąć pomiędzy rozwścieczonym zwierzęciem, a Raissą. Fabien natomiast podjechał szybko do niej i złapał ją za ramię.
- Wskakuj na konia i spadamy! - wrzasnął obserwując jednocześnie brata i bestię, która była tuż-tuż. Raissa natychmiast oprzytomniała i wskoczyła na grzbiet Bafezyra. Damien tymczasem zamachnął się mieczem, którego koniec przemknął niedźwiedzicy tuż przed pyskiem. Wściekła bestia zaryczała stając na dwóch łapach. Wilga, klacz Damiena, przelękła się bestii i zapomniała o swoim jeźdźcu stając dęba i zrzucając chłopaka prosto pod łapy niedźwiedzicy, po czym uciekła traktem. Chłopak próbował się pozbierać z ziemi jak najszybciej, jednocześnie osłaniając się mieczem w razie ataku, co niewiele by mu dało gdyby Fabien nie wzniósł tarczy magicznej pomiędzy bratem, a zwierzęciem. Raissa dogoniła Wilgę i złapała ją, by ta nie odbiegła za daleko i nie zgubiła się. Przyprowadziła ją szybko do chłopców, po czym oddała wodze Damienowi, który zaraz znów dosiadł wierzchowca. Fabien utrzymywał tarczę pomiędzy nimi, a niedźwiedziem jak najdłużej mógł, ale wiedział, że nie potrwa to tyle, ile by chciał. Skoncentrował się mocniej i rzucił kolejne zaklęcie. Płomienie przemknęły przez tarczę i przysmażyły niedźwiedzicę. Ta wściekle ryknęła, a całą trójka spięła konie do galopu. Fabien siedział odwrócony do tyłu rzucając kolejne zaklęcie tarczy, o którą chwilę później rozbiła się niedźwiedzica. Oddalali się od niej coraz bardziej. Po jakimś czasie mieli pewność, że nie będzie ich ścigała. Zwolnili do stępa i po kilku minutach spotkali Kastora.
- W życiu nie uwierzysz... - zaczęła Raissa. W czasie drogi do miejsca przygotowanego pod obóz opowiedzieli mu całą historię. Na miejscu zajęli się Kreshlą po czym dzieciaki położyły się, a Kastor przejął wartę nad obozem.
    Zastanawiał się nad tym, czy dalszy trening Fabiena ma jakikolwiek sens. Chłopak powinien uczyć się zaklęć pod okiem maga, a nie wojować żelazem, co zresztą średnio mu wychodziło. Postanowił, że porozmawia z Lilith na temat posłania chłopca do jakiegoś maga na nauki. Siostra nie będzie miała nic przeciwko jak ją znał, ale pozostawało znaleźć młodemu jakiegoś nauczyciela. Nie wiedział też jak rozłąka może wpłynąć na braci.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#29 2018-08-03 12:06:13

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Gdy wrócili do zamku Kastor pozostawił oporządzenie koni dzieciakom i Weremu, a sam poszedł do Lilith. Zastał ją siedzącą na fotelu przy robótce. Stanął oparłszy się o kominek.
- Lilith. Powiedz mi, zauważyłaś wcześniej u Fabiena smykałkę do magii?
- Andrei uczył go podstaw jeszcze gdy żył... - od dawna nie mówiła o swoim mężu. Była wrażliwą osobą i wspominanie go sprawiało ból z powodu jego utraty. Tak samo jak Kastor unikał mówienia o Amelii i Sanyi tak ona nie chciała mówić o Andreiu. - Damien nigdy nie potrafił i nie chciał się na tym koncentrować. Ale po śmierci ojca Fabien nie miał nikogo, kto by go uczył...
- w takim razie chłopak ma wyjątkowy talent bo mimo takiej przerwy potrafił poprawnie rzucić kilka zaklęć, choć podstawowych, to jednak porządnych i nie zmęczyło go to ani trochę. Tak cz siak, trzeba go posłać na nauki, bo gdy będzie rzucał zaklęcia nieumiejętnie może skrzywdzić nie tylko siebie.
- Ja... - westchnęła. - nie pytaj mnie o to, bo chciałabym mieć ich obu przy sobie zawsze. Będzie mi ciężko zgodzić się by gdzieś jechał. Jeśli on się na to zdecyduje to możesz zabrać go na nauki do kogoś. Ale Damien wtedy nie może zostać tu sam. Będzie cierpiał bez brata wiedząc, że Fabien się uczy, a on musi siedzieć w domu i czekać na następny twój przyjazd...
- w porządku. Jeśli się zgodzą zabiorę obu na nauki. - odszedł od kominka. - napiszę kilka listów, mam zaufanych znajomych, któryś powinien się zgodzić przyjąć chłopców na nauki. Znajdę dla każdego z nich najlepszego nauczyciela. Dziękuję ci siostrzyczko za rozmowę. - uśmiechnął się po czym wyszedł.
Dzieciaki w tym czasie zdążyły już wrócić do zamku i rozejść się po pokojach. Było późne popołudnie. Kastor poszedł do pokoju bliźniaków chcąc od razu się z nimi rozmówić. Zapukał do drzwi i czekał na odpowiedź. Drzwi otworzył Damien.
- wujek? - wyglądał na lekko zdziwionego. - wejdź, coś się stało?
- mam do was po prostu sprawę, do obu w zasadzie.
- o co chodzi?
- jak tylko wróciłem poszedłem uzgodnić kilka spraw z waszą matką, ale ona mnie skierowała spowrotem do was i powiedziała, że to wy podejmujecie decyzję w tej kwestii.
- jakiej kwestii, o czym ty gadasz?
Obaj chłopcy nie mieli pojęcia o co chodzi i patrzyli to na siebie, to na Kastora próbując go rozgryźć.
- otóż mam dla was propozycję. Fabien wykazał się talentem magicznym, dlatego też mogę znaleźć ci mentora i nauczyciela. Damien natomiast pragnie się uczyć walki. Sam za często tu nie bywam, więc nie mogę cię uczyć, ale możecie obaj wyjechać do odpowiednich mistrzów, by pobierać nauki.
- z tego co zrozumiałem, to każdy z nas miałby innego mistrza w innym miejscu, prawda? - Fabien zaczął się zastanawiać.
- Tak. Nie znam niestety osoby na tyle biegłej i w magii i we władaniu bronią by mogła uczyć was obu na raz. Jeśli się zdecydujecie, to od razu poproszę odpowiednie osoby o przyjęcie was na termin. Mogę wam dać czas do jutra na zastanowienie się, co wy na to?
- Zgoda, jutro damy ci odpowiedź - Damien westchnął ciężko. - chyba jesteśmy już na tyle dorośli, że niektóre decyzje trzeba jak raz przemyśleć, nie, Fab?
- Raz jak nigdy, braciszku - uśmiechnął się chłopak.
- W takim razie zostawiam was i czekam na odpowiedź. Prześpijcie się z tym problemem. - wyszedł z pokoju.
- Damien...
- Wiem co chcesz powiedzieć. Masz jechać na to szkolenie. Aż tak głupi nie jestem, wiem czym się kończy niekontrolowane używanie magii.
Fabien nie wiedział co ma powiedzieć. Chciał się uczyć, chciał być jak ojciec. Ale nie wiedział czy potrafi spędzić choć dzień bez brata. Nie rozstawali się nigdy. Od zawsze byli wszędzie we dwóch, a po śmierci ojca jeden był wsparciem i pocieszeniem dla drugiego. Stanowili niemal jedność. Fabien był umysłem, a Damien działaniem. Dopełniali się wzajemnie.
- Nie wiem czy potrafię wytrzymać bez twojego głupiego pyska choć godzinę - wyszczerzył się chcąc ukryć zdenerwowanie.
- Wystarczy że spojrzysz w lustro, mądralo. - zaśmiał się chłopak.
Niby głupia riposta, ale Fabien znalazł w niej jakieś pocieszenie. Wyglądali prawie tak samo. W sobie mógł zobaczyć brata gdyby bardzo za nim tęsknił. Mogliby do siebie pisać w wolnych chwilach.
- Damien, ale ty też wyjeżdżasz. Chciałeś przecież zostać wojownikiem.
- Tak... i też nim zostanę. Zobaczysz, będę najlepszym z najlepszych...
- Już ci wierzę, kłamco - zaśmiał się.
Jakiś czas droczyli się ze sobą a potem poszli na kolację. Po drodze na dół Fabien wpadł na pomysł, że zaczną się izolować na krótkie okresy czasu, by lepiej znieść dłuższe rozstanie. Damien stwierdził, że zaczną już teraz, tak więc usiedli na przeciwnych krańcach stołu.
Kastor gdy tylko zobaczył bliźniaków osobno odniósł wrażenie pustki, jakby patrzył na niedokończone puzzle. Obawiał się, że jego propozycja mogła skłócić braci. Po kolacji gdy zapytał jednego z nich o sytuację ten się zaśmiał i wytłumaczył o co chodzi. Mimo tego jednak, pewną odpowiedź od obu otrzyma po śniadaniu.
    Gdy Damien już usypiał usłyszał głos brata z sąsiedniego łóżka.
- Damien, śpisz już?
- Nie, co chciałeś?
- Boję się jechać gdziekolwiek sam.
- Przecież będziemy w ciągłym, kontakcie, co może pójść nie tak?
- A co jeśli jednak nikt nie będzie chciał mnie na ucznia?
- Głupoty gadasz, po prostu się boisz i tyle. Nic nie będzie źle. Uwierz mi, przynajmniej tym razem i idź spać... - nakrył głowę poduszką.
Fabien leżał jeszcze przez jakiś czas gapiąc się w sufit, aż w końcu zasnął.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 

#30 2018-08-03 12:07:34

Nekosia

Królowa psychopatów

Skąd: Uć
Zarejestrowany: 2013-09-30
Posty: 2912

Re: Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Następnego dnia obaj dali Kastorowi odpowiedź twierdzącą. Ten miał przygotowane już wcześniej listy. Pożyczył sokoła od Raissy i Lilith i posłał prośby do dawnych przyjaciół. Kilka dni później otrzymał odpowiedzi. Obaj bliźniacy rozpoczną naukę od wiosny, i wtedy też obaj mają stawić się na miejscu.
    Tak więc postanowili trenować i bawić się póki jeszcze był ku temu czas. Gdy nadeszła zima i spadł pierwszy śnieg wszystkie dzieciaki oderwały się od tego co robiły i przykleiły nosami do szyb. Raissa również nie odstawała od innych w tym przypadku. Pierwszy raz widziała śnieg, który powolutku gromadził się na trawie i drogach. Nie topniał też od razu, ponieważ od kilku dni było już dość mroźno na zewnątrz. Wszyscy obserwowali w pełnej zachwytu ciszy osiadający śnieg, który skrzył się bielą i raził w oczy odbijając słońce. Gdy bliźniacy zobaczyli wyraz twarzy kotołaczki podeszli do niej.
- Pierwszy raz widzisz śnieg?
- Pierwszy raz widzę taki, który po chwili nie zmienia się w brudną breję. Czy będziemy mogli wyjść na zewnątrz? - odpowiedziała nie odrywając wzroku od powoli zabielającego się podwórka i parku.
- Pewnie że tak. Tylko poczekamy, aż napada go nieco więcej. Starsi będą potem odśnieżali drogi, by można było się wszędzie dostać, a cała reszta pójdzie lepić bałwany i jak zamarznie jeziorko pójdziemy na łyżwy. Umiesz jeździć, prawda?
- N...nie. Nie miałam dotąd okazji się nauczyć... - dziewczyna wreszcie spojrzała na braci.
- To doskonała okazja żebyś się nauczyła – uśmiechnęli się obaj. - nauczymy cię, może nawet już jutro, zobaczymy tylko jak gruba będzie warstwa lodu.
Blondynka zeskoczyła z parapetu po czym uściskała obu braci.
- Jesteście wspaniali, wiecie? Pójdę do waszej mamy i zapytam o jakieś łyżwy.
- Eve pożyczy ci swoje, ona jest już teraz taka ważna, że nie wychodzi z nikim na dwór. - zaśmiał się Damien.
- to trochę smutne, bo jej życie zaczyna się robić tak nudne, jak tych wszystkich damulek na dworach... - westchnął Fabien
- wiecie, sama wybrała taki styl bycia. Może nie lubi się bawić – wzruszyła ramionami dziewczyna. Nie miała nic osobiście do Evelynn, ale odkąd ją poznała drażniło ją jej podejście do życia. Tak więc nie rozmawiały ze sobą prawie wcale. - ale wolałabym iść do Lilith, niż do niej. Lilith jest... fajna... - nie wiedziała jak inaczej to określić. - wiecie, po niej widać, że kiedyś była dzieckiem, lubi nadal się bawić, mimo że opiekuje się ponad setką dzieci... A gdy patrzę na Eve i jej zachowanie mam wrażenie, że urodziła się stara... - spojrzała na miny bliźniaków, po czym obejrzała się za siebie i omal nie zderzyła się ze zdenerwowaną siostrą bliźniaków.
- Dziękuję. - warknęła dziewczyna i odeszła z rękoma skrzyżowanymi na piersiach.
Obaj chłopcy spojrzeli za odchodzącą Eve, po czym zerknęli na Raissę. Blondynka była nieco blada i jąkała się próbując się tłumaczyć.
- Ja... ja nie chciałam, to nie tak miało wyjść... ja...
- nie próbuj jej przepraszać, może wreszcie do niej dotrze, że takim zachowaniem nic nie zdziała. - Fabien położył dłoń na ramieniu dziewczyny. - Chodź lepiej zapytamy mamę o łyżwy, bo od Eve raczej już ich nie pożyczysz. - zachichotał.


Spoiler:

Gdy czasem ci się nudzi
Powkurzaj kilku ludzi
Poćwiartuj na kawałeczki
Jak dziecko zabaweczki
A gdy już krwią nabrudzisz
Nie będzie ci się nudzić
Posprzątać musisz burdel
Nakryli cię...
O kurde....

Spoiler:


"[...]Miecz w brzuchu to kłopotliwa rzecz - nie boli tak na prawdę, w każdym razie nie bardzo, ale jest lodowaty jak cholera; promieniujące z niego zimno zalewa całe ciało i odbiera siłę nogom, zupełnie jak wtedy, kiedy mózg ci zamarza od gryzienia kostki lodu, tylko że czujesz to wszędzie. No i czujesz, jak ostrze prześlizguje się w tobie, tnąc wnętrzności. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja jest do bani, skoro już chcecie znać moje zdanie.[...] "

Offline

 
  • Index
  •  » Dzieła
  •  » Tam, gdzie zaczynają się wątpliwości

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.opowiadaniarp.pun.pl