Ninja - 2016-12-25 20:14:01


http://zeus.cooltext.com/images/088/0887409b8ccda500d32fcb754cd137955b5f535b.png
http://i.imgur.com/tziFsNq.png7
https://www.youtube.com/watch?v=Nt0Q4DvFp0o

Znajdujecie się gdzieś na kompletnym pustkowiu, ziemia pod Waszymi stopami obraca się w proch. Jest noc, ciemno już, jednak ogromny księżyc- Mannslieb- jest dziś w pełni, więc potrafiliście odnaleźć w mroku drogę, która wkrótce zaprowadziła Was do tego małego obozowiska. Obozowiska u podnóży niegdyś sporego miasteczka. Zostaliście powitani z ogromną rezerwą, jednak sytuacja wymusza gromadzenie jak największych ilości zdrowych umysłowo ludzi, aby móc przetrwać.
Zasiedliście wkrótce do ogniska. Widzieliście wiele sylwetek w cieniu tańczących ogni, choć jedna z nich rzucała się w twarz- był to starzec, rasy ludzkiej, odziany w nieco ubrudzoną, jasną szatę. Na piersi widniał znak komety o dwóch ogonach. Był siwy i pomarszczony, broda jego była bujna, jednak spojrzenie nadal odzwierciedlało pewną nutę gorliwości jaką odznaczać się musieli wyżsi rangą kapłani.
   Starzec rozejrzał się po zebranych bacznie. Zwrócił szczególną uwagę na Was- nowe nabytki dla obozu, przypatrywał się Waszemu ekwipunkowi. Zapewne na język nasuwało mu się mnóstwo pytań. Wkrótce uniósł obie ręce do góry i przemówił:

   - Dzisiejsze kazanie opowie Wam, zwykłym wyjadaczom chleba, ludziom prostym i poczciwym, o klęsce jaka na Nas spadła, bowiem my wszyscy zostaliśmy za nasze najcięższe grzechy ukarani- rzekł kapłan pewnym siebie, ciężkim, lekko zachrypłym wzrokiem. Żar w jego oczach płonął, potęgowany przez odbicia płomieni w ognisku.
   Ludzie zgromadzeni wokół uklęknęli na jedno kolano i pochylili głowy. Widząc Wasze wahanie, spojrzeli ganiąco- nie mieliście już wątpliwości co wypada. Klękacie.

   - Piękny był ten świat, który wypadało nam chronić- zielone łąki, bujne lasy, przejrzyste powietrze i góry- ach, ogromne, śnieżne szczyty Gór Krańca Świata, niegdyś majestat, dziś jedynie złe wspomnienia i omen ciążący na nas niczym piętno zdrajcy na czole niegodziwca. Byliśmy ogromnym państwem, prosperującą ostoją nauki, rzemiosła i tolerancji. Jednak... to wszystko przeminęło...
  Jego wzrok stał się jakby pusty. Wszyscy ludzie, więc także i wy, usiedli na powrót na swoich miejscach, gdy starzec kontynuował historię co raz bardziej mrocznym głosem:
   - Przedarli się. Nikt nie wiedział kiedy to się stanie, nie przypuszczaliśmy, że tak szybko. Mroczne bóstwa- Nurgle, Khorne, Tzeentch i Slaanesh w swoich uosobieniach przedarli się do naszego wymiaru, ściągając ze sobą swoje wszystkie sługi, demoniczne byty, z odległych wymiarów i zaatakowali nas. Było wiele bitew, bohaterskich czynów, o których pisano ballady i pieśni, aby krzepić serca rodzin tych, których ojcowie i synowie polegli. Jednak mimo naszej siły i zaangażowania, mimo mądrości setek zwyciężonych bitew, tej wojny nie udało Nam się wygrać.
   Choć staliśmy z początku ramię w ramię, podzieliliśmy się. Elfy odwróciły się do nas plecami widząc nasze płonące miasta i upadające królestwa jedno po drugim. Powróciły na swą wyspę, Ulthuan, bronić jej przed wzmożoną inwazją Druhii, Mrocznych Elfów. W końcu pyszni i zbyt aroganccy by dojrzeć zagrożenie, najpotężniejsi magowie wraz z samym władcą Wysokich Elfów Asur, Królem-Feniksem Caledorem, postanowili przyjąć magię mroku, wchłonąć ją, aby zapanować nad Chaosem jaki spływał na nas z zaświatów. Popełnili błąd. Nawet najpotężniejsi czarodziejowie nie potrafili okiełznać niszczycielskiej mocy Dhar i wszyscy, łącznie z potężnym Caledorem, polegli, a cały Ulthuan zatonął uwalniając potężne ilości magii zgromadzone w tamtejszych budowlach. Tak też doszło do eksplozji Wiru- wielkiej, magicznej anomalii Elfów utrzymującej wiatry magii w ryzach. Wraz z wybuchem Wiru, cały świat, każdy cal ziemi, każdy dom, każdego z nas wypełniła cząstka magii. Niektórzy z nas jednak przyjęli jej o wiele za dużo, przemieniając się w Pomioty Chaosu, w Mutantów. Spaczone bestie polują na zwyczajnych ludzi szerząc plagę Chaosu i wcielając kolejne niewinne istoty w swoje szeregi, a ich potężny głód nie ma końca.
   Ludziom i Krasnoludom przyszło się bronić samemu w obliczu nacierającego zagrożenia. Nie minęły trzy tygodnie, upadło królestwo Norski, pochłonięte przez hordy nawróconych ku Mrocznym Bóstwom barbarzyńców zmieniających się w paskudne potwory przypominające w połowie wilki, w połowie zaś ludzi. Zagrożenie pukało już do bram Kisleva. Leśne Elfy i Niziołki, choć obecne, nie wspierały naszych wojsk, tłumacząc się nieuniknionym końcem całej cywilizacji. Wkrótce i Krasnoludy, zawsze pewnie stąpające po ziemi, poszły w krok za Elfami i odstąpiły od koalicji między rasowej, przerażeni własną sytuacją i nadchodzącymi hordami demonów postanowili bronić swych państw-miast i kopalni przed wzmożonymi najazdami orków, goblinów i trolli. Ludzie zostali sami.
   Zebrano armie wszystkich królestw, aby stawić wspólnie czoła zagrożeniu mknącemu już wówczas przez stepy Kisleva. Potężna kawaleria Bretonii, wybitni piechurzy Estalii, strzelcy imperialni uzbrojeni w najpotężniejszą broń palną, tileańscy pikinierzy- rozpoczęła się cała seria bitew dająca nawet nadzieję wygranej. Wybieraliśmy dobre warunki dla naszych wojsk, dobieraliśmy sprawdzone taktyki, dowodzili nami najwybitniejsi stratedzy i generałowie tamtych czasów.
   Wieść przyszła nagle.
   Zostaliśmy zaatakowani. W naszych domach.
   Demony zaskoczyły nas, pojawiając się zupełnie znikąd w sercu każdego państwa, atakując niedozbrojone wsie i miasteczka, tworząc sobie co raz więcej sług po drodze. Wkrótce rozpoczęła się seria najazdów na stolice. Pierwszy upadł Altdorf, za nim podarty wieloma już bliznami Middenheim. Staliśmy bezsilnie patrząc, jak powracające na odsiecz wojska mijają palące się domy i rozerwane ciała cywilów, kompletnie niegotowych do obrony. Nie spodziewaliśmy się ataku od tyłu. Przechytrzono nas.
   Skłóciliśmy się i skoczyliśmy sobie do gardeł, obwiniając się nawzajem. Doszło do walk, które miejsca mieć nigdy nie powinny. W świetle potwornego księżyca Morrslieba, najeżdżani przez demony, wszczynaliśmy polityczne zamieszki pomiędzy sobą. Nie dojrzeliśmy, jak bardzo Mroczni Bogowie namieszali nam w głowach.
   Praktycznie w niecały rok wszyscy się podzieliliśmy. Elfy, Krasnoludy, Niziołki, Ludzie... wszyscy. Zostaliśmy wszyscy, choć sami w tym potwornym, zniszczonym świecie.
   Są jeszcze niedobitki tego świata, brygady żołnierskie zabijające dla zabawy, bandyci rabujący każdą poczciwą duszę, wędrowcy szukający resztek w zniszczonych miastach. Samotni magowie szukający celu, eliminujący wszelkie formy życia na swej drodze. Błędni rycerze. Kapłani. Kupcy. Zbieracze śmieci. Cały świat płonie, trawiony nienawiścią, jaką zaszczepili w niego Mroczne Bóstwa, okupowany przez najróżniejsze stworzenia Chaosu...
  Kapłan już po pierwszej części podnosił głos, aby wykrzyczeć kompletnie końcówkę. Zaniósł się łzami, mamrocząc coś o "starym, pięknym świecie, który tak zaprzepaściliśmy". Na twarzach zebranych również zagościł żal i smutek, niektórzy patrzyli nienawistnie w niebo, inni płakali za swymi bliskimi, jeszcze inni- nostalgicznie wpatrywali się w ziemię, szukając jakby sensu w całej zaistniałej sytuacji.
   Trwało to może pięć minut. Kapłan wrócił do siebie, otarł niedbale nos jakimś kawałkiem materiału wyciągniętym z szaty. Spojrzał na was, wzdychając.
   Patrzycie mu prosto w oczy i dostrzegacie pewną dozę opiekuńczości, piętno doświadczenia i pewną bezcenną mądrość, jaką ono daje. Czujecie się bardzo swojsko, choć dopiero go poznaliście.

   - Jesteście tu nowym nabytkiem. Znacie sytuację, jest koszmarnie źle. Jednak w każdym z nas tli się nadal światełko dobra. Ja oferuję wsparcie duchowe i wiedzę każdemu, kto pyta. Jednak wszyscy jesteśmy tu braćmi i siostrami w boju, zatem proszę, przedstawcie się i powiedzcie coś o sobie, no, śmiało...

https://www.hotelstayfinder.com Big Appatrment in Hebron Palestine Almahawer