Derp - 2013-05-07 21:31:49

Przydługie tytuły to chyba zaczyna być mój zwyczaj. Tak czy inaczej... Wiem że większość z was na widok książek obnaża kły i zaczyna warczeć, ale ci którzy czytają, powinni co najmniej 7 razy w życiu widzieć cytat "with great power comes great responsibility"... To w zamyśle jest istota tego opowiadania. Chociaż w praktyce i tak pewnie skończy się na wymordowaniu połowy kontynentu w pogoni za jedną starożytną spinką Magikusa Brodatego...

Świat i historia
W świecie w którym żyjemy, ludzkość zatrzymała się na XVI wieku. Powodem braku rozwoju była wyniszczająca wojna. Potężni magowie-kapłani gotowi byli poświęcić tysiące ludzi, nie tylko wrogów a nawet swoich poddanych, w szaleńczym wyścigu o moc. Jednak w pewnym momencie popełnili błąd. Był to moment, w którym uznali że najskuteczniejszym wyjściem będzie zabicie każdego, kto mógłby wspomóc rywali, tylko po to by oni nie rośli w siłę. Można to, co nastało, określić końcem świata. Zaczęło się od potężnych zaklęć niszczących całe wioski. Skończyło się na rytuałach obejmujących cały kontynent. I w końcu świat nie wytrzymał. W decydującym momencie bitwy na moc każdy z walczących poczuł nagły przypływ potęgi. Zanim się zorientowali że uwalniają jej zbyt wiele, stracili kontrolę i spowodowali kataklizm, który dobił i tak wyniszczoną krainę. W jednej chwili wszystko co było na powierzchni, zostało zmiecione. Centrum kontynentu zapadło się same w sobie, jak w czarną dziurę, zostawiając tylko ciągnącą się dalej niż sięga wzrok dziurę bez dna. A ludzie, jak to na tak zdeterminowany gatunek przystało, nawet to przetrwali. Schronili się w wielkich miastach-państwach wyrytych w skale na długo przed tym wydarzeniem, przyzwyczajeni do toksycznych deszczy i innych nieprzyjemności. I czekali.
Po jakimś czasie życie zaczęło wracać, ale w koszmarnej, zniekształconej formie. Niemal każda roślina miała ciernie lub była trująca. Najspokojniejsze zwierzęta stały się bestiami lub po prostu wyginęły, nie przystosowując się do nowych gatunków wystarczająco szybko. Wszystko stało się jednym, ciągnącym się po horyzont, pustkowiem rzadko porośniętym nieszczególnie stanowiącymi miłą odmianę chwastami. Wśród popiołów dawnego świata wędrują marne pozostałości dawnych stworzeń.
Mimo że minęło 500 lat, wiele terenów, tam gdzie mieściły się obozy najsilniejszych z magów, wciąż pozostaje niezdatnych do życia przez energię przesycającą każdy kamień w okolicy. Wejście tam to pewna śmierć, bo magia zyskała świadomość. I jest bardzo niezadowolona. Wystarczy postawić jeden krok z bezpiecznego terenu i już nie ma się nogi. Są jednak tacy, którzy wiedzą jak obłaskawić moc drzemiącą w pobojowiskach.
Ewentualnie ludzie wyszli z podziemia, ale odmienieni. Mutacje nie są niczym rzadkim, i nie są też aż tak przyjemne jak te, które można zobaczyć w grach komputerowych. Mutacja to nie jest nadludzka siła kosztem krzywej mordy. Mutacja to powykrzywiane kończyny, wypadające włosy, okropne choroby skóry. Początkowo tacy ludzie byli wypędzani, sądzono że czymś takim można się zarazić. Ale o tym co się z nimi stało, dalej.
Od niedawna powstają nadziemne miasta - ponownie. Jednak niewielu woli szare, wiecznie pochmurne niebo od bezpiecznego sklepienia tuneli, w których żyli przez pokolenia. A jedynie samobójcy, szaleńcy i tak zwani "odważni", których lepiej nazywać "głupimi" wychodzą poza bramy, w mgłę i pył. Jednak nadzieja nie gaśnie. Na każdym kroku widać że życie walczy i wygrywa rok po roku, przywracając dawny ład metr po metrze. Tyle że ten proces może trwać jeszcze tysiąclecia, jeśli się go nie wspomoże...

Ludzie dotknięci wyjątkowo strasznymi mutacjami byli wypędzani na powierzchnię, gdzie zazwyczaj natychmiastowo ginęli. Zazwyczaj, lecz nie zawsze. Z czasem stworzyli własną, odrębną cywilizację żyjącą w prowizorycznych miastach na powierzchni. Ciekawe jest to, że takie wystawienie na zagrożenia zniszczonego świata zamiast jeszcze bardziej wyniszczyć ich organizmy, tylko ich wzmocniła. W ciągu paru pokoleń wszystkie defekty zanikły, jednak nadal są stosunkowo delikatni. Zamiast tego są wrażliwi na przepływy mocy. Są w stanie powiedzieć gdzie są jej niebezpieczne zbiorniki, to oni głównie wiedzą jak przejść przez pobojowiska bez szkody. Przewidują też niszczące burze piaskowe które zaczęły nawiedzać krainę.

Są także ci, którzy w poszukiwaniu już nie schronienia, a bogactwa, kopali zbyt głęboko. Cokolwiek znaleźli, było złe i wyniszczające. To już tylko w połowie ludzie, a w połowie istoty niematerialne, cienie, zjawy. Nigdy nie opuszczają tuneli, bo nawet nie wiedzą że jest świat na zewnątrz. Tam, skąd pochodzą, z tuneli głębszych niż ktokolwiek odważył by się zapuszczać, nie istnieje już pamięć o dawnym porządku. Jednocześnie nie są agresywni, ale sama ich obecność działa niszcząco na psychikę. Halucynacje, migreny, pisk w uszach... Nigdy nie kontaktują się z resztą świata osobiście, jedynie przez wiadomości czy kurierów na tyle szalonych, że ich obecność już bardziej im nie zaszkodzi. I zdaje się, że każdy z nich wie to, co jego pobratymcy, jakby dzielili jeden umysł. Poza pojedyńczymi osobnikami, które mają jedynie domieszkę "cieni". Jednak okazji do porozmawiania z jednym jest niewiele, żyją na uboczu. Ich rodzaj ich nie chce, ludzie się ich boją. Nadużywam słowa "ludzie", ale w końcu to nie idzie do oceny przez nauczyciela.



Morthstraken
Tak nazywa się moc, bo tak robiono od wieków. Słowo to wywodzi się ze starożytnego języka i oznacza "iskrę zmarłych". I sama nazwa mówi wszystko. Magowie nie są poczciwymi starcami w sukienkach i szpiczastych kapeluszach. To mordercy, których czary do działania potrzebują dusz w największej możliwej ilości. Znacie pewnie przesądy prymitywnych plemion "twoja zjeść serce ich wojownik, twoja mieć jego siła!". Tutaj to prawda, chociaż akurat pożeranie przeciwników magom nie wypada. Ale są w stanie schwytać uciekającą z martwego ciała esencję życia i dołączyć ją do swojej.

Nazwałem ich na początku mordercami, prawda? To nie do końca prawda. Mało który mag zniża się do osobistego polowania na magię, raczej płacą sowite sumy tym, którzy rodzą się z talentem do pobierania mocy. Nazywa się ich Łowcami i jeśli jakiegoś zobaczysz, a nie jesteś jego zleceniodawcą, uciekaj. Maga nie obchodzi pochodzenie dusz, obchodzi go tylko ich łączna siła. Dlatego co prawsi łowcy polują jedynie na zwierzęta, ale to wyjątki. Na tej wojnie głównym surowcem nie jest złoto. Są nim ludzie.

Magowie są za to tymi, którzy potrafią kształtować tą moc w obrębie własnego ciała i najbliższego otoczenia. Ze względu na niezrozumiały "wypadek" w momencie kataklizmu, magia przestała istnieć jako energia dowolnie sunąca przez powietrze. Teraz do działania wymaga fizycznego połączenia z użytkownikiem, najczęściej przyjmując kształt półprzezroczystych macek wystrzeliwujących spod skóry. Jedynie to, czego mag dotknie osobiście lub wytworzonym tak przedłużeniem - jego kształt jest dowolny, ale jego utrzymanie jest wyczerpujące, macki są najoptymalniejsze - odczuje efekt magii. Nie znaczy to, że trzeba podchodzić do wroga, by cokolwiek mu zrobić. Dotknąć można także powietrza, by zamienić je w kulę plazmy lub by przesłać przez nie błyskawicę. Jednak i tak najbardziej mordercza jest magia dotykowa.

Jest jeszcze trzecia strona, często pomijana. Zwani są zaklinaczami. To bardziej uczeni niż poszukujący potęgi za wszelką cenę magowie. Nie potrafią wysyłać magii poza swoje ciało, ale potrafią kształtować w dowolnej materii ścieżki, którą ona przepłynie, dając pożądany efekt. Gdyby nie oni, magów rozerwał by od wewnątrz nadmiar mocy, którą pozwalają magazynować tworzone przez nich przedmioty, a Łowcy nie byli by w stanie jej pobierać, nie będąc wyjątkowo uzdolnionymi od urodzenia. Zaklinacze zazwyczaj nie pomagają nikomu, twierdzą że tak proste sprawy ich nie dotyczą i do szczęścia wystarczy im możliwość dalszego zgłębiania mocy.



Strony konfliktu
Właściwie... Coś takiego nie istnieje, bo nie ma wystarczająco wielkich grup by mogli wypowiadać sobie wojny. Po prostu każde miasto-państwo ma swojego maga/ich grupę, którzy co jakiś czas robią wypad na tereny sąsiada w celu zwiększenia poziomu mocy. A gdy sąsiedzi są zbyt potężni, po prostu zabijają swój lud. A czemu nikt nie ucieka ani się nie buntuje? Lepszy własny tyran niż obcy...




Stara legenda
Powiadano o wojowniku, w którym kipiała potęga samych gwiazd, a który poprowadził jedno małe miasteczko przeciw tyranii magów - i zniknął... Podobno jego moc przewyższała nawet magów-kapłanów sprzed kataklizmu. Odnosił łatwe sukcesy, a jego armia coraz bardziej rosła w siłę. Był o krok od wyzwolenia całego kontynentu. I od tamtego czasu nikt o nim nie słyszał. Uciekł przed nadciągającą bitwą, zostawiając swoich ludzi na śmierć, mimo że przeciwnik nie był tak potężny jak ci, których już pokonywali. Według legendy ciągle żyje i czeka na moment, gdy ludzie dojrzeją do bycia ratowanymi. Jednak najwyraźniej ten czas jeszcze nie nadszedł...





Szablon
Jak się zwie: (imię, nazwisko, pseudonim, a może to typowy bezimienny w kapturze z płaszczem?)
Odłam ludzi: (powierzchnia, zwykli, tunele)
Talenty magiczne: (minimalne zdolności maga i łowcy ma każdy. tylko zaklinacze są "ekskluzywni". może być też brak, wtedy nie czuj się skrępowany by dodać więcej w...)
Wyjątkowe talenty naturalne: (niesamowita biegłość w czymś czy też rzadka mutacja, np. wglądanie w głąb umysłów)
Najważniejsze rzeczy z ekwipunku: (żeby nie było zdziwienia, jak kusznik nagle wyciągnie miecz dwuręczny o którym nie pisał)
Pozostałe informacje: (charakter, życiorys, może ma jakiś znajomych wśród wyżej postawionych, albo postrach wśród zwykłych chłopów?)











Od razu zaznaczam, ten opis opowiadania to wersja 0.1 i jeśli znajdziecie jakieś błędy lub coś, co warto dodać, od razu się tam znajdzie.

Michelle hotel